Quantcast
Channel: Jureckifoto
Viewing all 238 articles
Browse latest View live

Michał Pikula - malarz(!), muzyk (!), twórca wideo, fotograf, myśliciel (!)..., czyli o sztuce wysokich lotów

$
0
0
Michał Pikula, fot. LC (źródło Super-Nowa)

Michał jest moim wieloletnim bardzo dobrym znajomym, ale nie miałem z nim kontaktu od początku lat 80. do 2013. Długo nie mieliśmy kontaktu, ale widziałem jego prace na zbiorowej wystawie w Lublinie w 2012 roku i byłem pod wrażeniem jego malarstwa. Wiedziałem także o wystawie przygotowanej przez Jurka Truszkowskiego w BWA w Bielsku w 2009, gdzie wystawiał wraz Ireneuszem Puchaczem, jako przedstawiciele grupy, a właściwie duetu Hieny Postmoderny. Przykład Truszka pokazuje, że w dalszym ciągu należy poszukiwać zjawisko mało popularnych, ale mogących być istotnymi, ze względu na ich wartości artystyczne. Dlaczego nie zobaczymy wystaw Michała Pikuli czy Ireneusza Puchacza w Lublinie? Gdzie np. w Galerii Białej czy w Labiryncie, które powinny wręcz lansować twórczość tego rodzaju. Tym razem "przespały" sprawę.

Postanowiłem zmierzyć się z twórczością Michała, która cenię i przed którą widzę perspektywy rozwoju  w tekście pt. Nieznane szczegóły biografii... opublikowanym w "Exitcie" (2013, nr 3), magazynie, który istnieje od 1990 roku. Co ciekawe malarstwa uczył się kilka lat po skończeniu studiów na UMCS w latach 90., kiedy poznawał je samodzielnie. Rozwijał wówczas koncepcje oparte na krajobrazie (tulipany) w stylu postimpresjonizmu (van Gogh), trochę surrealizmu i sztuki psychodelicznej, nie do końca profesjonalnej, gdyż zawodowstwo często ją unicestwia. Jego styl, oparty o fotografie, jest jednak plakatowy i czasami pobudowany zagadkowym tekstem.

Świetne są także realizacje wideo-muzyczne tworzone przez grupę Hieny Postmoderny. Mniej podobają mi się krótsze utwory wideo Michała, prawdziwie i prześmiewczo postmodernistyczne. 

Hieny Postmoderny, Życie, 2012

Hieny Postmoderny, Szukaj Pana, 2012

Michał Pikula, Bo nie ma  czasu, 2009

I  na koniec trochę mniej znanych obrazów, zawierających się między abstrakcją aluzyjną, ekspresjonizmem a psychodelic art, której "ślady" w dalszym ciągu są widoczne w najnowszej twórczości z ostatnich lat. Andrzej Urbanowicz ucieszyłby się z tych obrazów...

Abstrakcja, 2006

Czerwony pies, 2009

Krowa, 2008

Drzewo, 2008

Węże


P.S. Przy okazji polecam koncert z Tv Kultura (28.12.13) Waglewski, Fisz, Emade pt. Matka, Syn, Bóg. Wojciech Waglewski jest prawdziwym artystą i ma wiele do przekazania.

Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie lekceważy publiczność

$
0
0
Wczoraj o godzinie 12 będąc w Warszawie pragnąłem zwiedzić MSN. Niestety  nie było otwarte w przewidywanym czasie. Po kilkunastominutowym oczekiwaniu przed zamkniętymi drzwiami w grupie kilku osób udałem się do recepcji, gdzie dowiedziałem się, że będzie otwarte dużo później,  o godz. 14.(!!!). Tylko dlaczego nie było takiej informacji na drzwiach i przede wszystkim w Internecie, przecież do tego muzeum przyjeżdżają widzowie z całej Polski? Dla mnie jest to zwykle lekceważenie widzów, które nie powinno mieć miejsca. Powstaje pytanie kto odpowiada za takie zaniedbania? Kolekcji nie zwiedziłem... O 14 byłem w Łodzi....

MSN. Wejście obok, fot. K. Jurecki, 18.05.14, godz. 12.15

Ale są też sprawy czy spotkania bardziej obiecujące i optymistyczne od tych z MSN. Niech świadczy o tym kilka zdjęć, w tym ostatnie z innego warszawskiego muzeum, otworzonego punktualnie o 10 godzinie, co do minuty.

Porównanie/odniesienie, Piotrków, 09.05.14, fot. K.Jurecki

Bartek Jarmoliński na tle swoich prac, maj 2014, Łódź, fot. K.Jurecki

Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie,  18.05.14

XVII International Contest of Digital Photocreation Cyberfoto 2014 (Regional Centre of Culture in Częstchowa, 25.04-02.06.2014). Works of Marta Dąbrowska

$
0
0
Pokazuję cały cykl Marty Dąbrowskiej Szablony, który zwyciężył w tegorocznym konkursie.To był chyba najważniejszy konkurs w jego 17.-letniej historii. Wystawiono wiele ciekawych prac z różnych ośrodków w Polsce. Niedługo na blogu pokażę kolejne nagrodzone i wyróżnione zdjęcia.












Pokazuję także drugi bardzo interesujący cykl Bez tytułu Marty Dąbrowskiej. Który z nich jest ciekawszy? To zależy od przyjętej estetyki i tego czego poszukujemy w sztuce? Metafory zwierzęcej ludzkości (Szablony) czy jej krytyki, w tym przede wszystkim męskości z pozycji bliskich w tym przypadku feminizmowi (Bez tytułu). Autorka, po łódzkiej ASP, dysponuje zarówno bogatym potencjałem ideowym, jak też potrafi go odpowiednio zmaterializować, przez co prace są tak zajmujące i silne w wyrazie. Ale autorce życzę przede wszystkim optymizmu, aby mogły powstać realizacje także optymistyczne, gdyż należy cieszyć się np. słońcem i.... deszczem....i śniegiem (także). Reasumując; należy cieszyć się wszystkim, co pozytywne, albo tak patrzeć na świat, choć wiem, że nie jest to łatwe. Ale na tym też polega siła sztuka i do tego może służyć.... Może nas pozytywnie przygotowywać do codziennego życia, aby było łatwiej.






Wspólnota Leeeżeć „Sala Kontaktów Międzyplanetarnych", (Galeria Re:medium, Łódź, 17.12.13-11.01.14)

$
0
0
Wczoraj popołudniem zwiedzałem kilka wystaw w Łodzi, dwa razy byłem: w MS1 (głównie oglądałem  i komentowałem zalety i wady "nierównej" artystycznie kolekcji Zachęty, która stała się kolekcją MS),  w Atlasie Sztuki szybko zwiedziłem pokaz  Zbigniewa Rybczyńskiego (niestety bez koncepcji i... filmów, poza Tangiem) oraz niedaleko łódzkiego salonu, czyli Atlasa Sztuki ucieszyłem się z Sali Kontaktów Międzyplanetarnych. Nie widziałem jednak UFO, ani żadnych kosmitów, ale w absolutnej ciemności sympatyczną  panią pilnującą wystawy oraz skrytego w otchłani mroku Egona Fietke, dokumentującego bardzo udaną świetlną instalację grupy Wspólnota Leeeżeć. 

Wystawa czynna jest do 11.01. więc potencjalnych widzów zachęcam do obejrzenia, gdyż rzadko się zdarza oglądać profesjonalne panowanie nad przestrzenią i tworzenie przekonującego języka totemicznego, który odwołuje się do rożnych zaskakujących form przekazu, jak: graffiti z użyciem szablonu,  sztuka psychodeliczna, abstrakcja geometryczna, "kinetic art" czy być może sztuka Azteków. To mieszanka prawie wybuchowa w łączeniu sprzecznych idei, ale jakże udana; z przenoszącymi się po podłodze odrobinami fluorescencyjnej materii, która jest "duchem" tej bardzo udanej realizacji. A czy wystawa ma słabe strony? Być może jest nią tytuł i wynikający z niej problem..., jakim jest infantylizacja.

Wszystkie fotografie Egon Fietke

P.S. w prasie drukowanej i internetowej jak grzyby po deszczu pojawiały się podsumowania roku. Ich nadmiar powoduje, że zazwyczaj są bezwartościowe, np. o wykładach o sztuce w Biedronce(!), czy omawianie ważności wystawy poprzez pryzmat guza siostrzeńca. "Krytycy" zastanówcie się co piszecie i co z tego wynika! Moje podsumowanie roku 2013 w fotografii polskiej pojawi się w przyszłym tygodniu na portalu O.pl


Michał Pikula (c.d) "Na nic już", 2013

$
0
0
  
Michał Pikula, Na nic już, 2013

Cyberfoto 2014. Prace nagrodzone / The awarded works

$
0
0
Przedstawiam prace nagrodzone II miejscem w konkursie w Częstochowie. Są to "proste" montaże Haliny Marduły pt. Świeckie relikwie , która jest absolwentką WSSiP w Łodzi oraz ASP we Wrocławiu. Wygrała już konkurs Cyberfoto, a więc jest osobą znaną. Na jej rozwój chyba duży wpływ miał dr hab. Piotr Komorowski, istotny dydaktyk,  których niewielu tylko potrafi "otwierać na widzenie". Jest problem z nauczaniem fotografii. Do ważnych wykładowców należy także prof. Konrad Kuzyszyn na UA w Poznaniu, co pokazała wystawa Płynność obrazu (Galeria FF w Łodzi), gdzie wyróżniłbym prace Michała Bugalskiego, ale nie tylko jego.






Halina Marduła, Świeckie relikwie

Prace Haliny Marduły posiadają dwie równoprawne wersje: czarno-białą i kolorową. Autorka nie potrafi się zdecydować na jedną z nich. Ja preferuję czarno-białą, gdyż wydaje mi się prostsza i świadomie archaiczna. Kolor nie rozbija tu mego spojrzenia, kojarzy się także z dawną tradycyjną fotografią, która właśnie istniała między czernią a bielą. Ale to nie jest najważniejsza sprawa. Istotniejsze jest, że autorka świadomie sytuuje się po stronie kultury symbolicznej, onirycznej. Szuka desygnatów dla swego dzieciństwa, w tym refleksji o domu rodzinnym. Ktoś powie: "to takie zwykle i prozaiczne". Odpowiem: "a dlaczego nie ma takim być?". Liczy się materializacja idei, która wydała się nam, czyli jury, bardzo ciekawa. Globus, statek, a zwłaszcza stos książek w formie piramidy tworzą interesujące znaczenia, za którymi skrywa się strach, nie tylko zaś nostalgia? Kilka dni temu oglądałem zapowiedź wystawy Michała Grochowiaka w Galerii Starter w Warszawie z analogicznym motywem piramidy... Ale to chyba przypadek....

III nagrodę otrzymała na konsekwentne portrety Anna Andrzejewska, która była już wyróżniona w Częstochowie. W ciągu kilku lat dokonała dużego postępu...intelektualnego, tworząc coraz bardziej skomplikowane prace.





Anna Andrzejewska, Mieszczanie w kadrze i poza nim

Jaka jest ich istota? Łączenie przeciwstaw, z których najważniejszy jest grymas zasznurowanej twarzy tak aby portrety były zagadkowe, a jednocześnie odwołujące się do klasycznych wartości malarstwa: religijnego i świeckiego portretu. Czy taka podszyta surrealizmem synteza jest możliwa? Zobaczymy. W tych fotografiach liczy się dużo: grymas twarzy, gest dłoni, ubiór, oświetlenie postaci. A jaki jest wymiar ideowy? Cierpienie; powstaje pytanie kto jest oprawcą, czyli sprawą tych sytuacji. Chyba, że przyjmiemy założenie o ich wybitnie inscenizacyjnym charakterze. Oprawcą nie musi być tylko artysta, może być nią kultura, także mieszczańska. Może być nią nawet rodzina (casus Hansa Bellmera), ale także państwo, które wykorzystuje swój aparat represji wobec niepokornych lub przypadkowych osób, które staną na drodze. Czy nie daleko odbiegłem..., myślę jeszcze o interwencji w redakcji "Wprost", która przypomniała mi o PRL-u i jego niedemokratycznych metodach ochrony "jedynie sprawiedliwego" ustroju. Przypomniała o pomiatanym przez obecny system władzy Zbigniewie Rybczyńskim. 

Mistrzowie warsztatu w BWA w Bielsku oraz dzieci tworzą dzieła z kartonu i... plastikowych butelek

$
0
0
Ewa Świdzińska, Fame, 2009

Tylko proszę nie mylić z gender Ewy Świdzińskiej.  http://www.rp.pl/galeria/500378,3,1080360.html#bigImage

Kilka worków ze ścinkami(?) na wystawie w Galerii Bielskiej BWA Mistrzowie warsztatu. Polski rysunek współczesny. Czy są to rzeczywiście mistrzowie warsztatu? Wątpię. A za moment będzie wystawa o dzikiej przyrodzie. Żadna licząca się instytucja nie pokazuje takich wystaw, tylko domy kultury lub biblioteki.One są potrzebne - dzieciom.

A tu następne kwiatki. Proszę zobaczyć "koślawe" zdjęcia z "Gazety Wyborczej". Jak prostokątne obrazy zamienić na trapezy i pokazać "plastic art". Dzieci niebezpiecznie zbliżyły się na centymetry do polskich mistrzów. Tylko za pomocą wycianej tektury i plastikowych butelek niewiele się nauczą. To chyba jest pośmiertne zwycięstwo M. Duchampa i dadaistów nad polską sztuką XIX/XX wieku. Albo pozorne?

http://cjg.gazeta.pl/CJG_Lodz/1,104409,15338817,Palac_Herbsta__dziela_z_kartonu_i_plastikowych_butelek.html

A jednak nie! To przede wszystkim zwycięstwo "idei tektury" według Michała Budnego. Nie jakiegoś zwykłego artysty, ale artysty z kolekcji MSN w Warszawie. Dzieci tworząc z tektury i plastikowych butelek podążają za formą twórczości M.B.!


http://artmuseum.pl/pl/kolekcja/praca/budny-michal-legowisko-bezdomnego


Cała notka interpretacyjna ze strony www MSN: "Pokazywane na wystawie Legowisko bezdomnego jest nietrwałą rzeźbą z tektury i taśmy klejącej. Autor nazywa je „opowieścią o architekturze stworzonej nieświadomie”. Michał Budny rekonstruuje zauważony na ulicy obiekt – namiastkę domu czy łóżka, podkreślając jego szlachetną formę i kompozycję, która kontrastuje z tanim, nieszlachetnym materiałem. Przewrotność polega tu na zderzeniu finezyjnej, abstrakcyjnej architektoniki z tymczasowością zrobionego z tektury miejsca do spania. Legowisko staje się, wbrew swojej przyziemnej nazwie, obiektem pełnym delikatnego geometrycznego piękna." [data dostępu 27.01.2014]. Czyli oglądamy wybitną pracę według kuratorskiego zespołu MSN.


O tych i innych rewelacjach można poczytać na blogu Andrzeja Biernackiego Galeria Browarna. Zwracam przy okazji uwagę na wysoki poziom dyskusji pomiędzy A. Biernackim a Tomaszem Kozakiem m.in. na temat "racjonalności" czy "irracjonalności" sztuki. O żywotności blogu czy pisma świadczą także zamieszczane dyskusje; oby były tylko w tonie kulturalnym...

p.s. Co do możliwości interpretacji sztuki i po-sztuki według Hegla według Tomasza Kozaka, to się jednak nie zgodzę (z T. K.). 


Zaproszenie na wystawę do BWA w Bielsku-Białej. Fot. Diana Rebman, Nadzieja dla bliźniąt

Magda Hueckel, Roger Ballen, Andrzej Zając, czyli o animie afrykańskiej. Na marginesie Fotofestiwalu w Łodzi (2014)

$
0
0


Na Fotofestiwalu w Łodzi w tym roku wszystko odbyło się zgodnie ze staropolską zasadą "od Sasa do lasa", czyli oglądalismy bardzo przypadkowy zestaw ekspozycji, od bardzo ważnych (Ballen, Hueckel, Evgenia Arbugaeva) poprzez ciekawe/istotne (Brian Griffin, Anita Andrzejewska (tu mam wewnętrzny problem, bo może była to wystawa bardzo ważna?), Michał Chojnacki, Katarzyna Majak, Igor Omulecki (tu też mam problem z oceną, ale wynika to z innego, UA w Poznaniu), poprzez przecięte (Volker Hinz, Kuba Dąbrowski, wystawy łódzkiej filmówki, choć jedna z nich była bardzo atrakcyjna wizualnie i jeszcze jedna Tomasza Wysockiego w galerii Opus świadczyła o dużym talencie. Pokazywała wyrafinowany zestaw od prac modowych po rzeźbę), po zupełnie niepotrzebne, ulokowane gdzieś na obrzeżach miasta. Tak, aby podać w komunikatach, że było ok. 40 wystaw, jakby to miało jakieś znacznie. 

Zdjęcia o bardzo różnym stylu i charakterze (np. z pracowni Konrada Kuzyszyna UA w Poznaniu z wyrafinowanymi wideo) ideowo skonfrontowano np. ze zdjęciami Bolesława Augustisa z okresu międzywojennego. Tylko, że tej ostatniej ekspozycji nie towarzyszyły żadne daty i podpisów, co uczyniło tą  ekspozycję zupełnie nieczytelną. Łatwo w taki sposób organizować nawet duże festiwale. Trudniej wyznaczyć byłoby aktualny problem artystyczny i dodatkowo filozoficzny. Takim mogłoby zagadnienie np. dawnej i współczesnej "animy" połączone z pytaniem o kondycję duchową człowieka.

Nie oceniam Fotofestiwalu źle..., w porównaniu do innych festiwali fotografii w Polsce (zwłaszcza z dużym budżetem Kraków) i w Łodzi, jak Łódź Czterech Kultur 2014 Łódź Czterech Kultur 2014, której budżet miał ponad 1,5 ml złotych, nie wypada wcale źle. Ale czy coś osiągnał? Czy na tego typu masowych i rozrywkowaych impreach jest to możliwe? Nikt o tym nie rozmawia otwracie, Ale należy!  W przypadku fotografii w Łodzi jest o czym mówić i dyskutować, choć zawodów było sporo. A jeszcze więcej niewykorzystanych szans dla promocji fotografii polskiej. Przy okazji włos jeży się na głowie kiedy czytam jakie pieniądze przeznaczone były na festiwal 4 Kultur w Łodzi! Tak niestety wydaje się od lat publiczne (czytaj niczyje) pieniądze.  A jaki uzyskano efekt artystyczny!

Wracając do sceny fotografii w Łodzi, czyli Polsce. Magda Hueckel jest artystka juz wybitną, którą nalezało umiescić w programie głownym a nastepnie lansować na świecie, jako wybór polskiego fotofestiwalu, Pomimo 10-lecia pracy artystycznej jej wystawy były pokazywane wielkokrotnie za granicą, takze publikowane w waznych wydawnictwach. W 2005 roku chciałem, aby trafiły do kolekcji Muzeum Sztuki, ale się nie udało. Nie zobaczyliśmy jej prac w Warszawie na słynnej ekspozycji"Co słychać?", bo widać było bardzo niewiele i to nie tylko z zakresu fotografii.

O wybitnych już pracach oraz świetnie opracowanym albumie M. Hueckel można poczytać, w konfrontacji z inną eksploracją problemu animy, w moim tekście W poszukiwaniu afrykańskiej animy z O.pl. Przy okazji polecam uwadze zamieszczone prace Andrzeja Zająca, który jest ważnym dla mnie twórcą.

Bartka Jarmolińskiego Psychobiologic (ODA, Piotrków Trybunalski, czerwiec 2014)

$
0
0
W maju br przed wystawą w Piotrkowie oglądałem obrazy Bartka w jego domu . Była to krótka wyprawa na obrzeża miasta, do Łodzi-Andrzejowa. Artysta jest jednym z najważniejszych na łódzkiej scenie twórczej, której znaczenie w relacji do poprzednich dekad systematycznie maleje.... Niestety, tak to widzę.Ciekawe, że Łódź najwięcej znaczyła w latach 80. i trochę już mniej w 90. A teraz? Ruiny i zgliszcza w rozkopanej przestrzeni miejskiej, seansie dosłownym i metaforycznym zarazem. 

Bartek pragnie być malarzem przekraczającym granice klasycznych form i dyscyplin. Udaje mu się to! Podczas wizyty, o której wspomniałem, jego kolaże wykonane z opakaowań po lekach były jeszcze nieskończone. Nawet wyraziłem na ich temat swoje wątpliwości. Artysta chyba przyjął zasadność moich sugestii. Obecne prace bardziej mi przypadają do gustu, niż te z ludyczną zamianą płci, jakie widziałem w formie wideo i fotografii, m.in. na wystawie w CSW Łaźnia w Gdańsku. Bardzo dobrą pracę pokazywał w 2013 w Galerii Manhattan na ekspozycji Kobieta z marmuru, która była tylko artystycznym falstartem, niż ukazaniem ciekawego problemu.

Istotny jest fakt, ze artysta sprawnie porusza się po różnych dziedzinach aktywności twórczości. I jest zaskakująco ciekawym performerem. Proszę pooglądać jego Carte Blanche (2013) z Torunia. Zapis wideo można odnaleźć na You Tube w bardzo dobrej relacji Jacka Kasprzyckiego pt. Koło czasu (https://www.youtube.com/watch?v=Thwwwpocbd8#t=34), czyli festiwalu performance z CSW. Warto obejrzeć, gdyż wystąpienie miało swoją dramaturgię i spotkało się z żywą reakcją oglądających. Wiązało się zatem z ryzykiem, co jest ważnym warunkiem do powstania interesującego spektaklu parateatralnego.

Kolaże,  fot. B. Jarmoliński 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Cykl Organica, fot. B. Jarmolinski 

Kolaże,  fot. B. Jarmoliński 

Widok wystawy w ODA, Pioktrów Tryb.,  fot. B. Jarmoliński 

Miałem przyjemność pisać o w/w do katalogu wystawy. Oto fragment mego tekstu.

Krzysztof Jurecki
Choroba jako metafora. Queer Painting
            Twórczość w zakresie tzw. różnych mediów, jaką uprawia malarz z przekonania Bartłomiej Jarmoliński, przypomina o pop-arcie, a zwłaszcza o grającym różnymi wizerunkami, w tym własnym – Andy Warholu. Postawa pop-artu stała się w nowej, nastawionej konsumpcyjnie rzeczywistości polskiej XXI wieku, szczególnie atrakcyjna, co dodatkowo okazało się światowym znakiem czasu. Czy w sztuce polskiej XXI wieku będzie to trwała tendencja, czy też zwycięży spokrewniony z nią fotorealizm, który posiada innego typu wzorce kulturowe, przede wszystkim z zakresu malarstwa i fotografii.
            Organica, czyli zewnętrze i wnętrze
Dominantą wystawy jest dwanaście obrazów pt Organicawykonanych w podobnej konwencji, w takim samym formacie (1m x 1 m) prezentujących narcystyczne autoportrety oraz portrety młodych osób, malowane w charakterystyczny sposób za pomocą punktowania, swoistego nakłuwania ciała, na podstawie fotografii. Wizerunki w mniej lub bardziej atrakcyjnych pozach są pretekstem do ujawniania uniwersalnych przemyśleń na temat skrywanej choroby czy raczej potencjalności choroby, która może zmienić się w widmo śmierci. Malowane płasko obrazy, w fotorealistycznym stylu, przypominającym nieco malarstwo Artura Trojanowskiego zdecydowanie bardziej oparte na estetyce szablonu, sarkastyczne w wyrazie i często społeczno-polityczne, poddawane są też innemu istotnemu zabiegowi. A mianowicie na portrety nałożone zostały wyobrażenia części anatomicznych (kręgosłup) czy organów wewnętrznych, jak mózg, wątroba, nerki. Uproszczony świadomie znakowy sposób wyobrażenia, w tym zracjonalizowane punktowanie ciała, będące najnowszą wersją modernistycznego w przesłaniu montażu, ma zasugerować wewnętrzne życie organów. Jest też symptomem choroby czy jej zagrożenia. Taki sposób budowania atmosfery obrazu przypomina zdecydowanie bardziej oniryczne działania Małgorzaty Wielek-Mandreli, którą ceni Jarmoliński, a wcześniej Ryszarda Grzyba. Obrazy Jarmolińskiego mają być skrytym portretowaniem, takim, jakie istniało w twórczości semigraficznej Warhola, wyrażającym krytycyzm wobec świata, ale potem coraz bardziej jego afirmację, widoczną w coraz bardziej kolorowych zestawieniach barwnych. 

Czy Fundacja Urban Forms podąża śladami Marcela Duchampa. Kilka uwag o instalacji na Starym Rynku w Łodzi

$
0
0
Moje zainteresowanie wzbudził tekst Matyldy Witkowskiej w "Dzienniku Łódzkim" Palety i opony na Starym Rynku za 30 tys. zł. Plac zabaw, czy instalacja artystyczna?. Na kilku zdjęciach pokazano pomalowane stare opony, stare drzwi, mnóstwo drewnianych palet, na których czasami bawią się dzieci. A chyba nie powinny ze względu na ich bezpieczeństwo.  Tzw. instalacja w duchu dada i pop-artu (opony jak w pracach Roberta Rauschenberga) pochłonęła wraz z edukacją 30 tysięcy złotych (słownie trzydzieści) z budżetu nie tylko Miasta Łodzi, ale także Ministerstwa Kultury i dziedzictwa Narodowego, które wspomaga Fundacje Urban Forms, dobrze zadomowioną w strukturze łódzkiej kultury, czytaj władzy. Od kilku lat fundacja zdobywa poprzez różnego rodzaju granty, m.in. miejskie po kilkaset tysięcy złotych rocznie. Otrzymała już więc miliony złotych. W tym roku dostała chyba rekordową ilość dofinansowań. Głównie realizuje problematyczny w sensie artystycznym program łódzkich murali, przedstawiany w mediach jako sukces międzynarodowy, dzięki któremu Łódź jest znana na całym świecie. Murale są na różnym poziomie artystycznym, ale nie tworzą jakieś wspólnej wizji twórczej. Ich wykładnia ideowa jest więcej niż ambiwalentna Są więc przypadkowym zestawem wizualnym realizowanym w bardzo odmiennych konwencjach. 

Dla porównania finansowanego. Tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Performance Interakcje w Piotrkowie Trybunalskim z udziałem kilkunastu artystów z całego świata kosztował niewiele ponad 20 tysięcy. Co ciekawe nie otrzymał on dofinansowania z łódzkiego Urzędu Marszałkowskiego. 

A gdzie organizacje twórcze, jak: ZPAP, ZPAF, AICA, SHS, stowarzyszenie architektów, czy inne organizacje zajmujące się łódzką kulturą. Czy ich zarządy i członkowie wypowiadają się w tej kwestii. Co na to Architekt Miasta - Marek Janiak, co Plastyk Miasta...? Jedyny sensowny głos w tej sprawie zabrała na na blogu Miej Miejsce Anna N. Nawrot w tekście FESTYN, KAPITALIZM I FESTIWALOZA. JESZCZE O UF.

Instalacja na Starym Rynku w Łodzi ośmiesza realizatorów projektu z fundacji oraz każe się jeszcze raz zastanowić nad przyznawaniem publicznych pieniędzy na tego typu pomysły "artystyczne". Kto ponosi odpowiedzialność za przyznanie państwowych funduszy na tego typu kurioza, które z dziedzictwem Duchampa czy pop-artu nie mają nic wspólnego. To sprawa dla Komisji Kultury RM oraz dziennikarzy. Dobrze, że takie teksty, jak ten z "DŁ" jeszcze się ukazują.

P.S. Proszę poczytać komentarze pod tekstem z "DŁ".

Portfolio review 2014 in Bratislava, Slovakia (November 07-08 2014)

$
0
0

Duet hueckelserafin, Laleczki, 2003    

Veronika Paštéková przesała informację o kolejnym Portfolio review w Bratysławie. Do dyspozycji jest 60 miejsc i możliwość rozmowy z przynajmniej 5 krytykami. Zwycięzca będzie miał indywidualną wystawę w czasie "Miesiąca Fotografii" w 2015. Tu w Bratysławie poznałem wielu znakomitych krytyków i fotografów, których wielokrotnie prezentowałem na blogu oraz na Safoto Web Galleries oraz w realnej rzeczywistości w Polsce, w Toruniu w Galerii Wozownia i w Łodzi w Miejskiej Galerii Sztuki. Dlatego zachęcam do uczestnictwa na Portofolio w Bratysławie.

I would like to inform You about oncoming Portfolio review 2014 in Bratislava, Slovakia in frame of annual world known festival Month of Photography (www.sedf.sk). It will take place on the November 7-8 2014.
Price for both days: 69 Euro
This year there are only 60 places awaylable

Please, if you have any possibilities, spread the information about the event among your friends, via mailing list, your website or blog. We can do the same in Partners and Links section. We could create a kind of network in this way.

Portfolio review is a meeting of professional curators, galerists,editors... with talented photographers. Your images will be seen by all these proffesionals - You will get interesting advices, new contacts and oportunities for Your further career.
INFO:http://www.sedf.sk/en/moph2014/portfolio14/117-the-international-portfolio-review-2014

There will be more than 20 reviewers - the list of reviewers from all over the world INFO: http://www.sedf.sk/en/moph2014/portfolio14/117-the-international-portfolio-review-2014. There is also info, how they can help to the participant, if they like his / herwork.
Every year the jury of all reviewers awards one person, who is the winner of whole portfolio review. He or she will have oportunity to have solo exhibition during festival Month of Photography 2015.
-  A Photowalk, enabling photographers to meet all reviewers 
(after Saturday´s sessions will every participant get a space (table and chair) to prepare his/her works. Reviewers will walk around, discuss, change contacts. This is chance to meet reviewers, You didnt have oportunity to meet during Portfolio review)
We found a partner - Hotel Tatra, which has special price for festival visitors. You will stay at the same place as reviewers do and as the portfolio review takes place. INFO: http://www.sedf.sk/en/moph2014/accomodation-during-the-festival


If You decide to participate
- you will be able to discuss your portfolio with chosen critics at the workshop (about 5 reviewers in two days in average, but usually more)
- you will make new contacts with people working in galleries, academies and magazines
- you will have the chance to be awarded as a best participant and to exhibit your works at the next Bratislava Month of photography 2015
- your work will have the chance to become a part of closing projection - final slideshow
- portfolios, which will be sent in advance, will be presented on our web:www.sedf.sk

We would be very grateful, if You helped us to spread the info.
Veronika Paštéková
Portfolio Review Coordinator

Central European House of Photography
www.sedf.sk

Magdalena Samborska. Anatomia niepewności (ODA, Piotrków Trybunalski, 13.09-12.10.14)

$
0
0
Artystka bardzo precyzyjnie zaaranżowała wystawę w Piotrkowie. Potrafi maksymalnie wykorzystać każdą przestrzeń galeryjną. Rzadko się to zdarza w polskim świecie artystycznym. Magdalena Samborska potrafi posługiwać się każdym medium, zaczynając od malarstwa, poprzez fotografię i wideo, a kończąc na modzie. Z tego obszaru wywodzi się jej sztuka. Realizując za pomocą metafory swoje przemyślenia na temat istnienia sprawnie przechodzi w inne formy sztuki aktualnej (konceptualizm, surrealizm, tradycja abstrakcji, pop-art). Czym jest ulotne istnienie czy bycie we współczesnym świecie? Trochę tradycją sztuki pierwotnej (kult Wielkiej Matki), trochę postfemizmem z jego walką z uwikłaniem, ale jest przede wszystkim konstruktem, często bez twarzy. Można chyba również mówić o tradycji Hansa Bellmera, który wpłynął na wiele różnych generacji. I w dalszym ciągu inspiruje swa mroczną wizją.

Jej twórczość nie jest łatwa, nie jest zabawna czy popularna w znaczeniu "popular culture". Nie chce być Lady Gagą, jak to wyznała np. w jednym z wywiadów znana malarka Ewa Juszkiewicz. Można tylko dodać; jeśli jakaś artystka chce się wzorować czy wręcz upodobnić się do roli  Lady Gagi, to sytuuje się nieświadomie na gruncie rozrywki, choć sprowadzonej do atrakcyjnego wizualnie wideo-clipu. Nie chcę się rozpisywać na temat Lady Gagi, bo nie warto, ale jest ona dla mnie słabą imitacją Madonny.



Wpisana w przestrzeń, 2002, fot. M. Samborska

Ta monumentalna realizacja jest niejako wizytówką artystki, ponieważ ujawnia potencjalną siłę kobiecości, ale co warto zauważyć, wyobrażenie to jest tylko formą ubioru, dodatkowo pozbawionego głowy. Czyżby z dawnej kobiecości pozostał tylko strój i związany z nim (domowy) rytuał?

Kościec tożsamości, 2012, fot. M. Samborska

Kobiecość, tym razem obnażona i zamaskowana ukazuje uwikłanie w codzienny rytuał "kury domowej". Ale przedstawienia niejednoznacznie odwołują się także, bo inaczej nie istnieją, do dawnej ikonografii, nie tylko chrześcijańskiej. Prace powstały pod wpływem teorii Judith Butler. Artystka (mail do K.J. z 25.09.14) skomentowała je w następujący sposób: "Tak się zastanawiam, czy nie ma w tej pracy próby zdystansowania się od feminizmu, ale to chyba na dłuższą rozmowę temat". Jest to dla mnie zaskakująca deklaracja. Zobaczymy w przyszłości, w którym kierunku rozwinie się jej sztuka. 

Kościec tożsamości, 2012, fot. M. Samborska

Pielesze, 2009

Kobiecość związana ze światem mody jest okaleczona, sztuczna i przede wszytskim tragiczna. To obnażony świat simulakrów, ukazany na tle teoretycznie bezpiecznego, tradycyjnego polskiego domu.

Wernisaż, fot. M. Marchewa-Marchlewicz

Od końca lat 90. artystka bardzo konsekwentnie pokazuje poczucie zmiennej kobiecości i czyhające na nią zagrożenia, zarówno wywodzace ze sztucznego świata mody, jak też tradycyjnej obyczajowości, która może gnębić. Tworzy swoiste murale na temat płynności życia. Te realizowane "in situ" w Łodzi na wielkich przestrzeniach kamienic są bajkami dla dzieci, formą komiksu, gdzie np. Artur Rubinstein wygląda jak Albert Einstein, ale nie ma to dla nikogo znaczenia, ponieważ w takiej formule rozrywki (jak u Lady Gagi) się to nie liczy. Czy nie za daleko odbiegłem od wystawy w Piotrkowie? Być może, ale jak patrzę na wystawy łódzkich artystów w znanych galeriach i muzeach w Łodzi, to zastanawiam się dlaczego promowani są oni przez ODA w Piotrkowie, a nie przez np. Muzeum Miasta Łodzi, którego poziom wystawienniczy w tym zakresie jest od wielu na tym samym poziomie - "od przypadku do przypadku".

Liturgia przedmiotu, 2007-2008, asamblaże, fot. M. Samborska

Liturgia przedmiotu, 2007-2008, asamblaże, fot. M. Samborska

Zachęcam do zapoznania się z ciekawymi i spójnymi poglądami artystami, które częściowo można przeczytać na jej stronie artystki. Magdalena Samborska jest dla mnie jedną z kilku najciekawszych artystek z kręgu postfeminizmu w Polsce, a może w Europie Środkowej. Dziwię się że na ekspozycjach takich jak  np. Corpus (Zachęta w Warszawie) nie pokazuje się jej prac. Ale do niedawna nie pokazywano też w stolicy np. Adama Rzepeckiego. Na szczęście sytuacja się zmieniła, Adam Rzepecki stał się klasykiem, co przepowiadałem ponad 20 lat temu.

Dyplomy w Lubelskiej Szkole Fotografii (20.09.2014). cz. 1

$
0
0

Po raz drugi odbyła się publiczna obrona prac w Lubelskiej Szkoły Fotografii. Tym razem słuchaliśmy i dyskutowaliśmy się pięcioma młodymi osobami. Przedstawiam wszystkie dyplomy, ale bez właściwej chronologii. Pozytywnym zaskoczeniem było bardzo dobre przygotowanie teoretyczne, które jest podstawą dłuższego działania na polu fotografii czy ewentualnie pretendowania  do kategorii sztuki czy fotografii, ale nie w znaczeniu "pstrykacza", który tak naprawdę nie wie co robi i na jakim forum działa. Najwcześniej jest ono gazetowo-internetowe i coraz częściej festiwalowe. Mamy czas niezwykłego zdemokratyzowania form około-artystycznych, powiązanych z zalewem chłamu.

Niektóre zdjęcia są sprawnym połączeniem wizji fotografa, nawiązania kontaktu z portretowaną osobą (lub wywołania takiej iluzji) oraz z tłem. Inne nie, np. drugie. Zbyt mocny drugi plan zakłóca ostateczny efekt. Technika analogowa, myślenie o fotografii w typie Marcina Sudzińskiego skutkuje intymnymi portretami, ze skłonnością do efektu nostalgii i melancholii (piąta praca), które wydaje mi się "najpełniejsze". Być może efekt metaforyczny można pogłębić za pomocą drobnej reżyserii (np. kwiatek, zdjęcie lub atrybut pracy czy profesji) oraz układu samych dłoni, które również mogą mówić o portretowanym i jego potencjalnej psychice.

Małgorzata Dziedzic Przywiązanie

Przemysław Dobrowolski Szeptem...
Wszystko mówione jest szeptem, ale nagle pojawia się prawie krzyk (zdjęcie nr 3). Prace zrealizowane na dużych rozpiętościach wizualnych, ale chyba nie emocjonalnych.  Zbytnia estetyczność (1.2,4), estetyka z lat 50. czy 60. XX wieku raczej nie przekonuje, może zbliża się do sztuczności? Bardziej prawdziwe są zdjęcia nocne. Trudno od razu powiedzieć dlaczego, ale chyba ze względu na ich większą niejednoznaczność.









Wioleta Kostrubiec όνειρο (fon.óneiro)
Młoda artystka dysponuje bardzo dużą wiedzą na temat najnowszej fotografii. Czasami może taka znajomość zaprowadzić na manowce, jeśli zgłębiać będziemy nieistotne problemy. Oddajemy jej głos: "Wszyscy ludzie śnią. Sny mówią o stanie naszej duszy. Wskazują na tłumione emocje i pragnienia, na lęki i wszelkie obawy. Mówią o tym jacy jesteśmy, co myślimy oraz co czujemy. Jak w krzywym zwierciadle odbija się nasza codzienna obecność w świecie realnym. Sny wreszcie oczyszczają nasze dusze. Są niejako wypowiedzią śpiącego. Dla mnie równe są dziełu sztuki. Artystka pisała: "Przy pomocy aparatu mogę wykreować obrazy z mojego świata snów, obraz świata funkcjonującego pomiędzy rzeczywistością a nierzeczywistością. Czasem jest to pozytywne marzenie senne a czasem koszmar . Ukryte myśli formułuję w słowa, aby następnie zamienić je na obrazy, ukazując że niesamowitość tkwi w codzienności. W moich zdjęciach pokazuję rzeczywistość zgodną z prawami snu: irracjonalną, absurdalną, sprzeczną z zasadami prawdopodobieństwa. Prace utrzymane są w charakterze oniryzmu, poprzez lewitowanie, unoszenie się, burząc logiczny porządek rzeczywistości." 


Jednak zdjęcia są zbyt różne formalnie, nie udaje się w nich wpłeni czy bardziej przekonująco pokazać problemu snu, jeśli jest to możliwe, o czym przekonywał np. Man Ray - wielki fotograf-portrecista w kręgu surrealizmu. Robią na wrażenie prace nr 1, 2, 3, 4 (bardzo, znam podobnych wiele, w tym Tomáša Wernera ze Słowacji, którego Beautiful Pictures bardzo cenię). Najlepsza jest dla mnie praca z ukazaniem ruchu, z połącznikiem planów, ale bez egzaltacji i sztuczności, która jest wadą obrazu cyfrowego.












Ta praca również, ale pojedynczo pokazana, robi wrażenie. Co przyniesie jutro?

Dyplomy w Lubelskiej Szkole Fotografii (20.09.2014). cz. 2. Powrót Zofii Rydet

$
0
0
Wracamy do dyplomów z Lublina. Jaki był poziom? Proszę ocenić samemu, dla mnie wysoki, zważywszy na krótki czas nauki. Mam wrażenie, że na wschodzie Polski, w uczelniach Białegostoku i w Lublinie, uczy się innej fotografii, niż w Łodzi, w Poznaniu czy w Warszawie. To dobrze, gdyż bycie innym może prowadzić do ukształtowania odrębnego stylu czy nawet szkoły, w znaczeniu np. Suwałk za czasów nieocenionego Staszka Wosia. Tak, jak inna była fotografia Mikołaja Smoczyńskiego i inna jest tworzona pod Lublinem, a wcześniej w Lublinie Lucjana Demidowskiego. Trzeba więc szukać "własnej" formy wypowiedzi. Nie iść w tłumie, który mówi "wszyscy jesteśmy fotografami", bo taki slogan dotyczy też pań przedszkolanek w przedszkolu czy nauczycieli w podstawówce, włącznie z fotografującymi dziećmi. To także fotografia, ale o charakterze socjologicznym, bez kategorii filozoficznej, ograniczona w wielu swych dystynkcjach do surowej formy lub egzotyki przekazu. 

Zbigniew Wójcik Nieobecni








Być może nie wszyscy, wbrew tytułowi, są nieobecni? Ale to raczej atut, niż zarzut. Znikanie człowieka, jego nieobecność i alienacja, nie tylko w wielkim mieście, ma swój wewnętrzny sens. Czy "modern man" to już tylko cień lub manekin?. (Przedostanie zdjęcie to wyraża). 

Światło i cień, tak w klasycznie interpretowanej fotografii potencjalnie zawarte jest wszystko, cały świat, w tym człowiek i jego jestestwo. Nie jest to typowa "fotografia uliczna", to dobrze. Fotograf bardzo sprawnie sięga także do tradycji konstruktywizmu i "nowej fotografii" z lat 20., podgląda z różnych stron. 

Poszukuje odpowiedzi czy poświadcza fakt? Raczej to drugie. Do całości nie pasuje mi trochę czwarta fotografia, gdyż jest zbyt oczywista, wykonana w innym stylu, ale posiada także swoje walory w formie drugiego planu, ze znikającą postacią.

Agnieszka Hunicz  80. i więcej
I na koniec najciekawsze dla mnie prace. Ich dokumentalna waga polega na dwóch aspektach. Pierwszym jest prostota ujęć, wynikająca ze skierowania aparatu w kierunku zwykłego, ba zapomnianego człowieka, dla którego nie ma miejsca w kolorowych magazynach. Drugim walorem jest nawiązanie, ale z jakim sukcesem, do zdjęć i programu teoretycznego Zofii Rydet z lat 80.


Jestem przekonany, że nie jest łatwo wykonać takie zdjęcia, jakie tu widzimy, gdyż trzeba do nich przekonać portretowanych i być z nimi w określonym dialogu, tak aby zachować powagę chwili. W dzisiejszych czasach fotograf kojarzy się bardziej z niechcianym podglądaczem, niż humanistą, który pragnie coś ważnego powiedzieć o starości. Agnieszce Hunicz się to udało. Powstał ważny dokument, który należy kontynuować i pokazywać z podobnymi koncepcjami w Polsce.


Poddanie się? Zagubienie? Ciekawy jest nieokreślony status psychologiczny przedstawionej kobiety.

Wieśniak dumnie mierzy się z patrzącym fotografem. Ukazny został na tle wejścia do domu; z boku miotły i archaiczne siedzisko. Fotografia jak z lat 80. XX wieku, jeśli nie 60. Czas się zatrzymał! 

Życie w religii, innego nie ma. Brak elementów pop-kultury. Zwraca uwagę skromność, ale i porządek wnętrza domu.

Porównanie i przypomnienie, to bardzo silne auty fotografii oraz filmu dokumentalnego. Czas mija, niektórzy już odeszli.

Pięknie skomponowana fotografia, gdyż w oknie odbija się przyroda. 

Ręce obok twarzy wiele mogą mówić o każdym człowieku. Kolejnym zdjęciu potwierdzają tezę o ciężkiej pracy.

Bardzo ciekawa fotografia pokazująca zmaganie się ze starością. Po raz kolejny bardzo dobrze skomponowana.

Bardzo ciekawy psychologiczny portret, jak we wczesnych z lat 60. zdjęciach Rydet.

Nietypowy portret z dobrym efektem końcowym, gdyż profil kobiety kompozycynie przeciwstawiony został małemu i płaskiemu wizerunkowi z Chrystusem.

Wernisaż Andrzeja Jerzego Lecha w Miłosławiu (10.10.2014, godz. 18)

$
0
0

Andrzej Jerzy Lech jest klasykiem polskiego dokumentu. Autentycznym fotografem w drodze. Jak nikt inny potrafi  wczuć się w fotografowane miasto w określonym nastroju ("mood"), utożsamić się z nim na moment, ukazać jego widmowy, choć paradoksalnie dokumentalny i wiarygodny charakter. O tym zaświadczają po raz kolejny zdjęcia z 2014 r. z Miłosławia. 

Mam w pamięci jego niezwykłe sugestywne prace z Opola, z Wrocławia, z Gdańska, Nowego Jorku i innych miast. Także Stany Zjednoczone przedstawiane od lat jako ruina kultury czy zdesakralizowany Meksyk wywołują niezwykle wysublimowane uczucia estetyczne. Dostrzegam tu okruchy inwentaryzacyjnej fotografii Jana Bułhaka, tradycję tajemniczego ogrodu Josefa Sudka, czasem szczerość do bólu w wydaniu FSA lub też niezgodę z teraźniejszością, która szybko znika (Eugène Atget). Wszystkie te przywołane koncepcje posłużyły mu do stworzenia własnego uniwersum fotograficznego, gdzie w każdej pracy kryje się potencjalny obraz świata. "Nowe" współistnieje w nim, ale też niszczy "stare". Egzystencja, przemijanie, najczęściej jednak zwykłe trwanie - to sens dokumentu w jego unikatowym wydaniu.

Andrzej potrafi  nie tylko uchwycić ruch liści na drzewie, ale wejść w autentyczny dialog z przyrodą, którą nie jest zazwyczaj głównym przesłaniem. Potrafi wniknąć w pozoru banalne z widoki architektoniczne, w konkretne ściany budynków, także tych zdegradowanych. Podnosi je z upadku za pomocą "aury" W.B. Ona wciąż istnieje, podobnie, jak tajemne światło tworzące z tych prostych zdjęć prawdziwe fotografie. Ten rodzaj artyzmu adresowany jest do potencjalnie do każdego, ale tylko świadomy odbiorca być może odczyta ich mistyczne przesłanie. Pamiętam, jak ok. 1987 r. Urszula Czartoryska wybierając jego prace do kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi określiła je jednoznacznie i dosadnie: "piękne fotografie". Ale nie tylko piękno jest ich dystynkcją, jest tu także nostalgia i tęsknota nad przemijającym nieustannie światem, światem jako subtelną i delikatną materią, którą należy utrwalić. Tak powstał "prawdziwy" dokument Miłosławia.












Mariusz Nowicki "Pajęczyna czasu" (Łódzkie Towarzystwo Fotograficzne, (od 14.10.14), ul. Piotrkowska 102

$
0
0
Dawno w łódzkim ŁTF-ie nie widziałem tak dobrej wystawy. Pamiętam galerię z lat 80., kiedy były tam ekspozycje np. Zofii Rydet, potem np. Łodzi Kaliskiej (Pierwociny). Powstaje pytanie, co uczynić była galeria była znana i popularna? Rożne są recepty. Jedną z nich jest obecna ekspozycja, przy której duchem opatrznościowym okazał się Andrzej Różycki. Powtórzę po raz kolejny - najwybitniejszy żyjący polski fotografik (członek ZPAF), który pragnie odłączyć się od fotograficznej łatwości i amatorszczyzny. Mówił o tym na otwarciu wystawy w ODA w Piotrkowie 03.04.14. Jest on także komentatorem twórczości Nowickiego, o którym napisał ciekawy tekst w ładnie wydanym katalogu do ekspozycji. 


Mariusz Nowicki w dwóch salach zaproponował fotografię nastrojową, przyjemną, czasami zbyt "ładną", jakby nie potrafił mówić bardziej ekspresyjnym głosem. Jego prace są bardzo wyrafinowane, pokazujące afirmację zwykłego, codziennego życia, bycie w kręgu rodzinnym, w historii politycznej i przede wszystkim religii. Podobają mi się jego fotomontaże na temat umierania i obcowania ze zmarłymi za pomocą obrazów, które tworzy i w ten sposób przekazuje pamięć. Jest ona orężem walki z przemijaniem i widmem śmierci.

Prace Nowickiego oprócz inspiracji twórczością Różyckiego, bardziej jednak swym nastrojem przypominają barwne montaże Jarosława Józefa Jasińskiego z wystawy Nad nami jest pejzaż (2011). Jasińskie należał do PAcamera Club, grupy animowanej przez Staszka Wosia, który podobnie jak Różycki poszukiwał nowej formuły dla sztuki religijnej.W ten sposób "koło sztuki" zatoczyło swój krąg w tym  zdesakralizowanym świecie. Pokaz w ŁTF-ie jest na bardzo wysokim poziomie, także technicznym, co prawie zawsze ma swe znaczenie.

Rodzinne rozmowy. Nie do końca czytelny jest tu przekaz. Trochę mylący jest tu starodawny manekin.

Przypomnienie błogiego stanu dzieciństwa. Świetnie zaaranżowany miś z prawej strony. Jakby cieszył się z zaistniałej sytuacji.

Historia wkracza i jest obecna. Okno jest ołtarzem historii czy tylko szybą? 

Realność i nierealność albo podwójna realność prawdy życia i przemijania.

Metafora "drogi" i "przejścia".

Bardzo trafnie zastosowana metafora "czasu szczęśliwości", czyli dzieciństwa. Okno, drzwi oraz niematerialna postać dziecka. Ale kryje się tu także melancholia.

Jedna z najlepszych prac, dogłębny symbolizm (gasnące świece z dymem, krzyż) połączony z realnym przywołaniem oblicza śmierci. Życie gaśnie... .

Plakat do wystawy

P.S. Zdjęcia do tej prezentacji wybrał sam autor. Trzeba ją zobaczyć, ponieważ posiada swoją narrację, o której nie pisałem.

Mikołaj Smoczyński "The Secret Performance" (1985-1988), maszynopis, z cyklu Archiwalia

$
0
0
Prezentuję w oryginalnym maszynopisie jeden z najważniejszych tekstów teoretycznych z lat 80. XX wieku, który stanowił "ramę" dla wielu wspaniałych wielkoformatowych fotografii, jakie wykonał Mikołaj Smoczyński do początku lat  90. Co jest w nim ważne? Drobne zdania czy raczej ich skreślone i dopisane fragmenty. Powstaje pytanie czym się różni od tekstu opublikowanego?. (Proszę porównać). Otrzymałem go od Mikołaja chyba po wystawie Polska fotografia intermedialna lat 80-tych, (marzec 1988) wraz z jego pracą teoretyczną na adiunkta I stopnia, jaki przeprowadził na ASP w Poznaniu, która także czeka na publikację.

Mikołaj Smoczyński (ur. 1955-2009) był jednym z najważniejszych polskich artystów od lat 80 do początku XXI wieku. Uczył na UMCS-ie w Lublinie. Niestety przedwcześnie umarł. Pochowany jest na cmentarzu w Lublinie. Zresztą niewiele później w Łodzi zmarł jego starszy brat - Andrzej (1944-2010), prof. na ASP w Łodzi, podążający śladami Stanisława Fijałkowskiego, zajmował się głownie grafiką (sitodruk) i czasem fotografią. 



Beata Ewa Białecka - wystawa pt. "Dzięki Bogu jestem kobietą" (Galeria im. Jana Tarasina w Kaliszu, 11.09-31.10.2014)

$
0
0
15.10.14 w mglisty chłodny dzień wybrałem się do Kalisza. Ekspozycję w Galerii im. Jana Tarasina zwiedzałem ok. 15.10. Wystawa  okazała się bardzo dobra, może nawet rewelacyjna, jak na Kalisz, ponieważ posiada swoją dramaturgię oraz nie do końca wyjaśnione tajemnice dotyczące granic obrazowania. Co kryje się za hieratycznymi i posągowymi postaciami płci żeńskiej malowanymi medytacyjnie przez Białecką? Na ile zawarte są tam problemy osobiste, na ile dawnej sztuki, a  na ile pop-kultury?  Dodatkowo opublikowano duży katalog polsko-angielski z tekstami Marty Smolińskiej i Leny Wicherkiewicz, z którymi chciałbym kiedyś polemizować lub je uzupełnić czy przewartościować w innym kierunku odczytywania tej niejednoczonej twórczości. Jej sztukę, podobnie jak np. Magdaleny Moskwy, sytuuję w najnowszym fotorealizmie. Są to dla mnie, obok Małgorzaty Wielek-Mandreli, trzy najważniejsze postaci najnowszego malarstwa.

Mdłości, 2014, 120 x 150

Zwracam uwagę na kluczowy dla wystawy obraz pt. Mdłości, który posiada ciekawa interpretację w katalogu. Być może jest on także bardzo istotny dla zrozumienia ogólnej sytuacji w sztukach wizualnych czy w kulturze. Z pewnością doczeka się nowych analiz.

Zaryzykuję tezę, że elementy pop-kultury, jak np. obraz Who killed Amanda Palmer, osłabiają siłę malarstwa, które czasami zbliża się do efektów czy kadrów filmowych, a nie trwa hieratycznych układach, które poprzez wyrafinowany sposób malowania i tradycję stylu, nadają siłę, tworząc swoisty kanon. Można mówić także o ożywieniu tkanki malarskiej przez elementy pozamalarskie, jak przez fotograficzny oraz tkane i aplikowane formy, co należy łączyć z twórczością Magdaleny Moskwy - artystki, która od końca lat 90. poczyniła ogromny postęp w rozwoju swego stylu. Osiągnęła swoiste mistrzostwo, także sięgając do tradycji i technik dawnego malarstwa, nadając mu charakter misteryjnego rękodzieła. Słusznie pokazuje się razem wybitną twórczość Moskwy i Białeckiej, które stworzyły własne światy, w którym pojęcie cierpienia, nie zaś mdłości wydaje się być kluczowe. Obydwie odwołują się do pojęcia duszy, co jest zasadniczo sprzeczne z ideologią feminizmu, na której opiera się częściowo tylko twórczość Białeckiej. 


Czym jest dla mnie sztuka?

B.E. Białecka: Malarstwo rozszerza mój umysł, a czasami i duszę.
Tematyka moich prac to swoista kontaminacja tego, co nazywamy współczesną kulturą wizualną z ikonografią, najczęściej chrześcijańską w narracji stricte malarskiej. 
Who killed Amanda Palmer, 2011, 100 x 140 cm, olej na płtónie

Samotrzeć, 2010, 180 x 100 cm, olej na płótnie

Zwiastowanie, 2011, 150 x 150, olej na płótnie

Zaśniecie, 2011, 150 x 150, olej na płótnie

Fragment wystawy. Fot. K. Jurecki

K. Jurecki, fot. M. Kaźmierczak

M. Kaźmierczak, fot. K.Jurecki

Czy Galeria im. Tarasina stanie się wkrótce ważną galerią o znaczeniu ogólnopolskim? Wiele na to wskazuje. W 2013 r. na wystawie Piotrkowie pokazywałem kilka tych samych obrazów Białeckiej m.in.Who killed Amanda Palmer, które zobaczyłem teraz w Kaliszu. To malarstwo, jako przejaw prawdziwej sztuki, długo się zapamiętuje czy nawet... cały czas się pamięta. A więc malarstwo nie umarło...?  

III Piotrkowskie Biennale Sztuki (zgłoszenie prac 01.12-14-28.02.2015)

$
0
0
K. Jurecki, Cmentarz. Niigata. Japonia / Cemetery. Niigata, Japan, 2006

Na stronie Ośrodka Działań Artystycznych w Piotrkowie pojawiło się ogłoszenie o III  Piotrkowskim Biennale Sztuki (2015), które w odróżnieniu od innych imprez konkursowych w kraju, organizowanych m.in. w Bielsku-Białej, we Wrocławiu, w Legnicy, w Łodzi, w Toruniu, trójmieście przyjęło sobie za cel poszukiwanie nowych postaci i zjawisk artystycznych w oparciu o konsekwentnie zakładany program teoretyczny związany z kryzysem sztuki i człowieczeństwa, rozwijany w kolejnych edycjach. Przy okazji proszę na stronie magazynu O.pl obejrzeć nagrodzone prace z 2013 roku. Polecam takich autorów, jak: Magdalena Samborska, Dariusz Sitek, Anna Kola, a także nienagrodzone prace: Bartka Jarmolińskiego, Artura Trojanowskiego, Łukasza Głowackiego i Anny Bujak, które także są bardzo ciekawe.

Na stronie ODA czytamy: "Każda edycja Biennale to pretekst do prezentacji różnorodnych postaw twórczych, będących odpowiedzią i sposobem interpretacji jednego tematu za pomocą odmiennych form.  Ukierunkowanie biennale na autentyczne problemy filozoficzne to także cecha wyróżniająca ten konkurs. Tytułowa teza poprzedniego Biennale to „Koniec człowieka?”.  Tematem przewodnim obecnej edycji jest zagadnienie pt. „W postapokaliptycznym świecie. Iluzja czy droga wyjścia/dojścia ku?” Zachęcamy do zapoznania się z ideą i przesłaniem III Biennale autorstwa Krzysztofa Jureckiego – przewodniczącego jury konkursu, której fragment poniżej.
Temat post-apokalipsy jest w dalszym ciągu ważnym zagadnieniem artystycznym, który wciąż w określonym czasie historycznym czeka na swe spełnienie czy uzupełnienie stworzonego przez wieki pola artystycznego. To nie tylko walka, zniszczenie, katastrofa, ale także „objawienie” i „odsłonięcie”.  Co sztuka może nam jeszcze odsłonić? Jakie idee przypomnieć? Czy posiada jeszcze moc religijną? A może Apokalipsa jest tylko mitem literackim, którego iluzja słabnie i już nie oddziałuje tak jak w wiekach średnich?
Zachęcam wszystkich do udziału  w biennale, którego wernisaż zaplanowano na 19.06.2014. Mam nadzieję, że będzie to okazja do poznania nowych artystów,  a potem dyskusja z nimi. Dowiemy się także czy temat postapokalipsy przynależny bardziej do sfery tradycji artystycznej (np. Jan Lebenstein), a może jest wciąż aktualny, jak film Francisa Forda Coppoli Czas apokalipsy (1979)? Czy być może ten tak chętnie eksploatowany temat jest już zdezaktualizowany i zdewaluowany, związany przede wszystkim z kulturą popularną? Zobaczymy też jakie media artystyczne okażą się najbardziej adekwatne w przybliżeniu tego, co z założenia jest "niewyobrażane".

Tadeusz P. Prociak. "Lustra" (2002-2006)

$
0
0
(Praca w tradycji lata 60. oraz Zbigniewa Dłubaka, gdyby nie lustro, które zakłóca mimetyzm sytuacji)

Tadka uczyłem na Wyższym Studium Fotografii w Warszawie w 1992 i 1993 roku, gdzie na roku studiowało kilka ciekawych osób, m.in. Sławek Jodłowski, Paweł Żak (do dziś mam jego pracę teoretyczną o archetypach Junga), czy Ewa Andrzejewska, która stała się jedną z najważniejszych osób polskiej fotografii lat 90.

Na początku lat 90. kilka razy jeździłem na plenery organizowane w Karkonoszach m.in. przez Tadka, Wojtka Zawadzkiego czy Darka Berdysa z Legnicy (gdzie on teraz jest i co robi?). Pamiętam nasze wędrówki po górach, także po czeskiej stronie.

W latach 90., kiedy następowała tzw. transformacja ustrojowa Tadek był dla mnie fotografem o dużym potencjale twórczym. Napisałem o nim tekst W poszukiwaniu istotnego"Format" (1993, nr 1-2). Jego ówczesną twórczość, a właściwie opisywane w tekście zdjęcia należy sytuować w kręgu "archeologii fotografii". W międzyczasie brał udział w istotnej dla tych lata wystawy Zmiana warty. Wystawa młodej fotografii polskiej (kuratorzy: K. Cichosz i K. Jurecki, Galeria "FF" w Łodzi, 04-19.10.1991). Pokazał malowane światłem akty, latarki użył jednak jak pędzla, i powoduje że w tym rodzaju zapisu świetlnego jest prace są bardzo ciekawe. Inni mogą tylko je powtarzać, najczęściej nieświadomie, ponieważ nie wiedzą, że taka ekspozycja jak Zmiana warty miała miejsce. Nie mam wątpliwości, że była kluczowym wydarzeniem dla następnych lat.

(Porównanie i odmaterializowanie erotycznego piękna)

(W prostacie tkwi twórcza idea; co pokazuje lustro? To czego nie widzimy na twarzy? Oczywiście w sposób metaforyczny. Dla mnie to jedna z najlepszych prac w tym aspekcie)

A potem kontakt z Tadkiem się nam urwał. Odnowiliśmy go lipcu 2014, w czasie mojej podroży do Pragi, kiedy się spotkaliśmy po 21 latach. Otrzymałem od Tadka kilka katalogów w tym Dotyk Lustra. Fotografie Tadeusz P. Prociak. Wiersze Inka Irena Wycieślik, Lubawka 2006.

Od pewnego czasu interesuje mnie fotografia z użyciem luster. Dlatego z przyjemnością pokazuję prace Tadka Prociaka, który połączył w tym cyklu różne zainteresowania. Estetyzm, erotyka, fragmentaryczność lub poszukiwanie całości w ramach wizualnego eksperymentu, który pokazywał jego panowanie nad formą, gdyż do tego sprowadza się tu idea lustra. Krótkie komentarze pod zdjęciami prezentują moje stanowisko. Trzeba tez pamiętać, że akty towarzyszyły wierszom. Nie jestem w stanie oceniać relacji zdjęc do poezji, nie jestem. Może kiedyś, ale to bardzo trudne, by nie powiedzieć karkołomne zadanie. Bardziej dla Tomka....

(Gdzie jest lustro? Zabawa czy coś więcej?)

(W tym erotycznym widzeniu zagubiła się chyba idea?)

(Uchylone drzwi i lustro pokazujące współczesną Wenus)

(Bardzo ciekawa dematerializacja, tym razem lustro ujawnia i uchyla, to co nieuchwytne)

(Również moim zdaniem bardzo ciekawa fotografia, będąca pokazaniem materialności i ulotności)

(Malowanie ciała a następnie jego fotografowanie może mieć bardzo ciekawe spełnienie)
Viewing all 238 articles
Browse latest View live