Quantcast
Channel: Jureckifoto
Viewing all 238 articles
Browse latest View live

Grupa Ciemnica na III Wielkopolskim Festiwalu Fotografii im. I. Zjeżdżałki (10-30.10.2016)

$
0
0
W dniu 22.10.16 w Wielkopolskiej Bibliotece Publicznej w Poznaniu byłem jurorem  na skromnym Przeglądzie Portfolio, organizowanym po raz pierwszy, w ramach bardzo dużego przedsięwzięcia, jakim jest III Wielkopolski Festiwal Fotografii im. Ireneusza Zjeżdżałki. Cieszę się z tego, m.in. dlatego, że Eryk był moim przyjacielem. Dobrym duchem festiwalu jest od samego początku Władek Nielipiński i całe szczęście, że tacy autentyczni animatorzy kultury jeszcze istnieją w coraz bardziej skomercjalizowanym układzie polskiej fotografii. W Polsce dominuje od około 2005 roku "przemysł fotograficzny", realizowany w dziesiątkach, ba setkach wystaw, tylko nie wiadomo do kogo adresowanych. Nadużywane jest hasło "każdy jest fotografem", co w rezultacie przypomina inne "proletariusze wszystkich krajów łączcie się!"

W Poznaniu niestety niewiele widziałem, ale mogę napisać o przyzwoitym poziomie konkursu Moja Wielkopolska 2016, o kameralnej wystawie, pracującej m.in. w mokrym kolodionie Anny Dezor (wystawa Wspomnienia-fotografie). Ale największe wrażenie zrobiła na mnie ekspozycja grupy Ciemnica pod tytułem Między eksperymentem a ekspresją, jaka miała miejsce w Centrum Kultury Zamek. W katalogu festiwalu kompetentny tekst pt. O naturze fotografii, wprowadzający do wystawy napisał Bogusław Biegowski, w którym akcentował tradycyjną technologiczną fotograficzną, dialog z tradycją, połączony z próbą "wykorzystania specyficznych właściwości  światłoczułej materii" (s. 50). Jest to fotografia intuicyjna, wykonywana także także przy użyciu pinhole camera,  z tzw. estetyką błędu, ale o zaskakująco dużym potencjalne, opierającym się m.in. na wielokrotnej ekspozycji i manipulacje negatywem. 

Przy okazji nadmienię o niepotrzebnym ataku na Eryka, jaki przeprowadziła  w swoim tekście zamieszczonym w katalogu festiwalu im. I. Zjeżdżałki pt. Dokument dekoracyjny Monika Piotrowska, zarzucając mu "wielkie głupstwo". Niemniej tekst jest polemiczny i zwiera ciekawe postulaty i oceny. Napiszę krótko że Eryk miał rację, nie zaś Piotrkowska, mówiąc  w cytowanym wywiadzie, że "fotografia dokumentalna często bywa mylona z fotoreportażem czy fotografią prasową". 

W Poznaniu, jak mi mówił Władek, istnieją przynajmniej trzy ważne środowiska fotograficzne. Oprócz UA, który reprezentuje nurt akademicki, ważną role odgrywa inicjatywa FOTSPOT (m.in. Karol Szymkowiak), Pix.house animowany przez Mariusza Foreckiego i Adriana Wykrotę oraz Ciemnica, z jej guru Biegowskim. W ubiegłym roku zauważyłem, że Poznaniu jest autentyczna energia, która stwarza świtało na najnowszej fotografii. Tu tli się nadzieja na lepsze jutro. Ale młodym ludziom polecam lekturę teoretyczną o naturze/istocie fotografii i z zakresu filozofii, aby znaleźli  swoje myślenie o świecie. Wówczas jedna z fotografii z pewnością nie miała by tytułu Ozyrys...



Ciemnica

Filip  Cezary  Fornalik  -  Urodzony w 1989. Absolwent  Politechniki  Wrocławskiej.   Na   co   dzień związany   z   Poznaniem   i   jego   okolicami.   Fotografuje   najczęściej aparatami analogowymi wykorzystując przy tym przeterminowane materiały światłoczułe. 

Droga, 2015[zaskakujący jest to pejzaż, gdyż głównym motywem są niematerialne smugi]

Kurhan, 2015


Grzegorz  Plenzler - Rocznik 1984. Absolwent  Politechniki  Poznańskiej.  Mieszka  i  pracuje  w  Poznaniu.  Narzędziem  jego  pracy  jest  zabytkowy  stuletni  aparat  podróżny.  Stara  się twórczo  wykorzystać jego niedoskonałości i przekuć je w coś, co wyróżnia jego prace na tle wielu podobnych prac głównego nurtu.Ważny dla niego jest cały proces wytwarzania a nie sam efekt. Kwestionuje fotografię jako  obiektywny sposób  rejestracji  rzeczywistości  wykorzystując  ją jako  narzędzie ekspresji. Przesuwa nacisk z tematu na sposób jego przedstawienia.Daje większy akcent na "jak" zamiast "co".



Bez tytułu, 2015
Bez tytułu, 2015

Iwona Stopierzyńska - Rocznik 1982. Ukończyła Akademię Ekonomiczną w Poznaniu. Należy do ośrodka czynu i myśli fotograficznej Ciemnica. Fotografia to jej pasja. Obrazy najczęściej rejestruje przy pomocy aparatów analogowych. Fotografuje przede wszystkim pejzaż, jednak nie skupia się jedynie na odwzorowaniu rzeczywistości, a poszukuje nieoczywistych sposobów i form jej przedstawienia.


Bez tytułu, 2015
Bez tytułu, 2015

Sławomir Gierczyk - Urodzony w 1982 r. w Poznaniu, absolwent Uniwersytetu przyrodniczego w Poznaniu, fotograf z zamiłowania, członek ośrodka czynu i myśli fotograficznej Ciemnica. Fotografując poszukuje symetrii i ładu matematycznego. Do rejestracji obrazu wykorzystuje aparaty analogowe. Fotografia jest dla niego „terapią duszy”.


Autoportret, 2015

 [ta praca wydała mi się najciekawsza, ze względu na jej "przestrzenność" i złożoność z geomtrycznych form, przy zachowaniu ważności głównego motywu, jakim jest portret własny]
Ozyrys, 2015



Matt   Rutkowski - Rocznik   1984.   Informatyk   kierujący   działem   sprzedaży   ogólnopolskiej korporacji.  Po   godzinach   zapomina  o   technologii.   Swoje   działania  koncentruje na eksperymencie  wokół fotografii. Od  jakiegoś czasu czasu skupiony na martwej  naturze którą przedstawia w taki sposób aby zwykłe przedmioty stały nieprzewidywalne.

Martwa natura, 2015, [z autorem rozmawiałem w czasie Portfolio. Tu powstał ciekawy problem płynności formy, jak z marzenia sennego]




IV Biennale Sztuki w Piotrkowie pt „Nowy człowiek? Stare prawdy czy nowe mity?” (Konkurs. Nadsyłanie prac do 28.02.2017)

$
0
0


W imieniu własnym oraz ODA w Piotrkowie zachęcam do udziału w konkursie - IV Biennale Sztuki w Piotrkowie pt. Nowy człowiek? Stare prawdy czy nowe mity?, które odbędzie się w 2017 roku. Zgłoszenia oraz prace można nadsyłać do 28.02.2017 roku. 

Warto zaznaczyć, że w 2015 do konkursu zgłosiło się 439 twórców, którzy nadesłali 1021 prac. Ostatecznie jury w składzie: Janusz Bałdyga, Stanisław Gajda, Andrzej Hoffman, Krzysztof Jurecki (przewodniczy) i Andrzej Saj,  zakwalifikowało do wystawy finałowej 54 twórców i 71 prac. Wydano katalog, w którym opublikowano mój tekst wprowadzający Co może nam dać Apokalipsa? oraz zreprodukowano prace wszystkich uczestników zakwalifikowanych do ekspozycji. W magazynie "Format" (2016, nr 72) Tomasz Sobieraj opublikował krytyczne omówienie imprezy  pt. Postapokalipsa w Piotrkowie, czyli kilka słów o III Biennale Sztuki. Zwrócił także uwagę na kilku pominiętych autorów (Piotr Kosiński) lub jego zdaniem niewłaściwie ocenionych (Magdalena Samborska, Małgorzata Wielek-Mandrela). Wszytskie nagrodzone parce znajdują się w katalogu biennale oraz na stronieODA . Warto się nad nimi zastanowić. 

Okładka katalogu III Piotrkowskiego Biennale Sztuki (2015)

W 2015 Grand Prix zdobyła Małgorzata Wróbel-Kruczenkow za instalację Obecna Nieobecność z 2014 roku, (90 cm x 205 cm).




Regulamin i kartę zgłoszenia do IV biennale (2017) można pobrać ze strony Ośrodka Działań Artystycznych. Konkurs w Piotrkowie nie preferuje żadnego z medium, liczy się tylko świadomość konkretnego działania artystycznego, połączonego z poszukiwaniem nowych ekwiwalentów, dla określonej tematyki, która od samego początku wyróżnia konkurs w Piotrkowie.  Aby przybliżyć to, czego jury będzie oczekiwało od artystów napisałem tekst wprowadzający w arkana konkursu.

Poniżej zamieszczam cały swój tekst pt Nowy człowiek? Stare prawdy czy nowe mity?, który znajduje się także na stronie ODA. Niech będzie on rodzajem drogowskazu, ale nie trzeba go traktować dosłownie, gdyż sztuce, jak nigdy wcześniej,  potrzebna jest wolność.

"W XXI wieku kształtuje się nowa postawa, która w dalszym ciągu dotyczy istoty człowieczeństwa w jego relacjach filozoficznych, ideologicznych i oczywiście religijnych. Na gruncie humanistyki można ją badać także w perspektywie post-humanizmu, ale w takim spojrzeniu, także artystycznym, istota ludzka zostaje strącona ze swego dominującego piedestału. Na Zachodzie Europy popularna jest teoria post-kolonializmu rewidująca dotychczasowy prymat kultury o europejskim rodowodzie, oraz badająca najnowsze wersje neokolonializmu.
Filozofowie, artyści, teoretycy kultury stoją przed szansą przybliżenia, czy wręcz stworzenia, nowego wizerunku człowieka. Czy nowy człowiek będzie istotą uwiedzioną przez najnowsze technologie i tzw. nowe media oraz skoncentrowaną tylko na konsumpcyjnym stylu życia? Czy sztuka elitarna ma jeszcze sens, a jeśli tak, to jaki? Gdzie szukać kulturowego oparcia, kiedy dotychczasowy świat jest coraz bardziej chaotyczny i eklektyczny w sztukach wizualnych. Może to być utopia konstruktywizmu, oniryzmu, surrealizmu czy krytyczny potencjał pop-artu.
Jeśli sztuka ma jeszcze odegrać ważną rolę w życiu człowieka to powinna podejmować najważniejsze zagadnienia natury filozoficznej i naukowej, nawet na zasadzie intuicyjno-profetycznej (Kuba Bąkowski), a nie może być tylko decorum służącym jako ornament. Jej rola o potencjalne krytycznym, jak w twórczości Josepha Beuysa poszukującego „trzeciej drogi”, ale z przesłaniem etycznym w znaczeniu, w jakim formułował je np. Sebastião Salgado, jest nadal bardzo ważna.
Być może następuje jednak zwrot ku radykalnej religijności, zarówno w nawiązaniu do początków chrześcijaństwa, jak też do fundamentalizmu katolickiego. Groźna jest radykalizacja  islamu wykluczająca sztukę o europejskim rodowodzie.
Sytuacja z drugiej dekady XXI wieku stawia nowe wyznawania, które pragniemy przybliżyć, a następnie nad nimi dyskutować. Kolejną edycją biennale wpisujemy się w dotychczasowy jej ciąg edycji tematycznych, które począwszy od  2013 roku prezentują określone zagadnienia teoretyczne. W 2013 roku był to problem pt. Koniec człowieka?, a w 2015 W postapokaliptycznym świecie. Iluzja czy droga wyjścia/dojścia ku?
Oczywiście nie sugerujemy odpowiedzi na pytanie: czym jest problem „nowego człowieka”? Może być to zarówno obrona wartości humanistycznych, w tym religijnych lub oświeceniowych, jak też próba przybliżenia problemu „nadczłowieka” w znaczeniu, jakie nadał mu Fryderyk Nietzsche, albo postmodernistyczny multikulturowy konstrukt.
Konkurs ma charakter międzynarodowy, ale kierowany jest przede wszystkim do tych, którzy poszukują istotnych problemów twórczych, nie zaś toczą walkę ideologiczną z określonym systemem. Jury zwracać będzie uwagę na problematykę ideowo-filozoficzną zawartą w pracach, jak też na innowacyjność formy artystycznej, nie preferując żadnej z technik, szkół czy środowiska twórczego. Możliwe jest także dołączenie do swych prac krótkiego opisu".

Co szumi w "Szumie" (jesień-zima 2016)? Próba recenzji

$
0
0
O Czym szumią wierzby? Była taka bajka w telewizji, dawno temu chyba w latach 90. Wszystko działo się w lesie, gdzie zwierzątka walczyły o przetrwanie. Toczyła się walka na śmierć i życie, ale oczywiście w Disnejowskiej ludycznej atmosferze. Tak jest chyba i dziś w realnym świecie, podzielonym na stronę lewą i prawą, może i centrum? Mam na myśli tzw. świat sztuki, a konkretnie sztuk wizualnych.

Na lewej stronie sceny "Szum" ma się dobrze, także dzięki MKiDN, reklamodawcom oraz licznym współpracownikom. "Szum" trzyma się mocno realnej sceny artystycznej, także dzięki Facebookowi i ciągle uaktualnianej o nowe artykuły czy relacje na stronie www. Jest przeciwwagą dla linii i wyborów "Arteonu", do którego jest mi zdecydowanie bliżej ideowo, w którym od czasu do czasu publikuję.  W 2014 roku powróciłem także do pisania w "Formacie", w którym miałem kilkuletnią przerwę, a gdzie publikowałem od samego początku pisma, czyli 1990 roku.

Okładka

Jestem także czytelnikiem i teraz krytykiem ostatniego numeru "Szumu". Postaram się zwrócić uwagę na teksty, w których znalazłem ważne dla mnie problemy. Justyna Górowska jako artystka dzieli się swoimi wrażeniami w tekście Post Avant-garde Survival Guide. Pisała: "Niestety, sztuka często nie reprezentuje artystów niepokornych, mówiących o ważnych sprawach, lecz takich, którzy wpisują się w odpowiednie struktury, stając się ". (.s 53). Są to słowa ważne i istotne, tylko jak je interpretować, w momencie kiedy sama Górowska bardzo dobrze funkcjonuje i wystawia w polskim świecie sztuki? Czy jej wystąpienia są autentyczne? Czytam dalej: "Budowanie linii oporu jest istotne w momencie zawłaszczania metod sztuki przez system kapitalistyczny i przetrawionych jej odpadków przejmowanych jako model na polu sztuki i jej instytucji" (s. 55). Myślenie Marksowskie jest do zrozumienia, choć już trudniejsze do akceptacji. Ale czy artystka pisała także o swojej działalności, jako "odpadkach"? Czytamy dalej: "Sztuką stała się praca etatowa w wielkich korporacjach, gdzie człowiek zatraca się w szaleńczym wirze produkcji" (s. 550. I tu dochodzimy o meritum, gdzie pomieszaniu i zatraceniu uległy określenia, definicje, jeśli przyjmiemy za autorką, że praca w korporacji jest sztuką. Artystka, której życzę przede wszystkim, aby przemyślała swoje konkluzje, zanim je opublikuje. Dodam tylko, że uważa się ona za kontynuatorkę neoawangardy, odwołuje się np. do Krzysztofa Wodiczki, co jest ważne. Kibicuje jej Przemek Kwiek jeden z najważniejszych polskich performerów, widoczny na jednym ze zdjęć z artykułu..

Ten numer poświęcony został najnowszej architekturze. Tekst Anny Cymer Dobra zmiana. Nowa polska architektura nie wiadomo dlaczego ilustrowany został parakonstruktywistycznymi, ale jakże schematycznymi, rysunkami Zbigniewa Rogalskiego. Tekst jest poprawny, ale jest zbyt szkolny, kiedy autorka na stronie 67 pisała: "Polityka mieszkaniowa - a raczej jej brak - wywołuje lawinę niekorzystnych skutków, wśród których są korki. [....] - starczy. Czytamy dalej.

Cenię natomiast esej szefa "Szumu" Jakuba BanasiakaJerzy Duda-Gracz jako funkcja i symptom polityki kulturalnej. Zgadzam się z jego założeniami i przedstawionym materiałem historycznym. Widziałem wielką ekspozycję w Toruniu i zastanawiałem się, jak można było przygotować tak gigantyczną wystawę, z której nic w sensie promocji Dudy-Gracza nie mogło wyniknąć. Rok wcześniej w tym samym miejscu zwiedzałem ekspozycję na poziomie światowym - Gustava Metzgera, ale kto inny był wówczas dyrektorem CSW. Po pokazie w Toruniu można powiedzieć, że mit Dudy-Gracza, jako artysty niepokornego i buntowniczego wobec władzy, upadał albo został częściowo unieważniony.

Podoba mi się tekst drugiego szefa "Szumu"Adama Mazura Jubileusz. Co nam się nie podoba w galerii Foksal MCKiS?, który opisuje historię, oraz kolejne zwroty i kolejne polityki kulturalne w historii Foksalu za czasów kolejnych kierowników: Wiesława Borowskiego, Jaromira Jedlińskiego i obecnie Katarzyny Krysiak. Autor delikatnie szkicuje problemy, napięcia i zgrzyty środowiskowe związane z odejściem kilku pracowników i utworzeniem wszechpotężnej i korporacyjnej według mnie Fundacji Galerii Foksal. (s.  93). Galeria Foksal po odejściu na emeryturę Borowskiego walczy z długoletnią marginalizacją, Adam Mazur opisywał jubileuszowe wystawy z roku 2016, które ocenił jako "zachowawcze". Pisał: "Cztery wystawy z cyklu MIEJSCE nie były ani specjalnie złe, ani porywająco dobre"(s. 97), z czym można się zgodzić. Oczywiście historię Foksalu inaczej interpretuje m.in. na Facebooku Jaromir Jedliński, oskarżając FGF o "kradzież", która definiowana jest w szeroki sposób. Oczywiście nie w sposób dosłowny.

Kolejny tekst Łukasza Gorczycy wprowadza nas w arkana znanej twórczości Nicolasa Grospiere'a i wydanego w 2016 albumu Modern Forms. A Subjective Atlas of 20-th Centurary Architekture. Jak słusznie zauważył Gorczyca jest to bardziej "projekt architektoniczny", niż fotograficzny (s. 105). Nie do  końca Grospiere panuje nad tym, jak fotografuje i co z tego wynika. A widać to np. po ciepłym oświetleniu lub przeciwnie zimnych i zgaszonych barwach zarejestrowanych na Becherowskich z przesłania pracach, czy zbyt dużej liczbie samochodów przy katowickim Spodku, tak jakby zdjęcie wykonał z okna samochodu, w pośpiechu i przypadkowo.

Tekst Łukasza Rondudy i Zofii Krawiec poświęcony został kulturze rave. Ilustrowany różnymi przypadkowymi zdjęciami i reprodukcjami. Zwraca jednak uwagę na ważne zjawiska, które są znane, jak CUKT, czy prawie nieznana poza Łodzią grupa Wspólnotą Leżeeeć, która na scenie artystycznej działa od początku lat 90. poza oficjalnym obiegiem. I jest ona ciekawym zjawiskiem z zakresu instalacji i muzyki, ale także wideo. Ciekawe fotografie tego środowiska w Łodzi wykonywał Robert Laska (s. 125).

Wywiad A. Mazura z Miladą Ślizińska pod znamiennym tytułem Niedźwiedzie mięso może niewiele wnosi do rozpoznania praktyki kuratorskiej, jest bardziej życiowy, czasami anegdotyczny (np. o Tadeuszu Kantorze). Ale jest potrzebny, gdyż Ślizińska była wybitnym kuratorem w CSW w Warszawie. Opisuje także swoją przygodę z Galerią Foksal, co stało się uzupełnieniem do tekstu o Foksal.

Na końcu numeru mamy recenzje pisane na różnym poziomie. Zaciekawił mnie tekst o Grzegorzu Klamanie (autorstwa Łukasza Musielaka), na początku lat 80. artyście niezależnym, potem w latach 90. beneficjencie władzy w Gdańsku, a obecnie w 2016 znajdującym się na rozdrożu, walczącym o przetrwanie... jako kurator, ale wciąż wspomagany, jak dowiadujemy się z tekstu, dotacjami MKiDN. I na koniec ciekawy tekst Piotra Kosiewskiego o realizmie socjalistycznym w kontekście Muzeum Narodowego w Szczecinie pt. Daleko od Moskwy. Gerard Singer i sztuka zaangażowana, który w historyczny sposób przypomina czym był socrealizm w kontekście odnalezionego obrazu Singera.

Powstaje pytanie, co istotnego zaistniało w "Szumie"? Na ile są to recenzje dotyczące zaprzyjaźnionych artystów i instytucji sztuki, na ile autentyczne poszukiwania nowych zjawisk. Ważne jest także co istotnego przeoczono na scenie polskiej z tego czasu?  Ktoś w przyszłości być może udzieli próby odpowiedzi na te pytania. Ale ten numer był interesujący. I mam nadzieję, że stać mnie było na spojrzenie "chłodnym okiem", bez uprzedzenia. Magazyn czytałem wielokrotnie, poprzez niego natrafiłem także na warszawską wystawę Krzysztofa Junga Przemiana, która pokazywała ważnego artystę. W "Szumie" zaszumiało dużo.

P.S. Zapomniałem napisać, że najsilniej jestem związany z krakowskim magazynem "O.pl", gdzie redaktorem naczelnym jest Kamila Leśniak. Systematycznie publikuję tu ważne dla mnie artykuły od 2010 roku.

Katerina Mistal. Mapping Europe w CSW Łaźnia 2, (Gdańsk 18.11.16-15.01.2017)

$
0
0
Wystawa zaczyna się od dokumentacyjnego filmu na ekranie telewizora, pokazującego mapę Europy i wykonane w określonych miejscowościach zdjęcia, od północy (Oulu) i południa (Lampedusa) i od zachodu (Gibraltar) po wschód (Przemyśl). Pokazano 25 wielkoformatowych prac (największe z nich mają wymiar 140 cm x 180 cm)  i jest to największa ekspozycja dotycząca tego cyklu, jaka miała miejsce do chwili obecnej. 

Trudno wyobrazić nam sobie, gdzie są niektóre miejscowości, jak Oulu czy Koruna czy Torshavn (Wyspy Owcze). A jest to istotne dla zrozumienia monumentalnego przedsięwzięcia, rozpoczętego w 2010 roku, a mającego się zakończyć w 2017. Nie była to łatwa do aranżacji wystawa. Właściwie rozpoczyna się ujęciem z Gibraltaru i jednym z ostatnich zdjęć z Gdyni Orłowa (2014). Następnie pokazaliśmy ciepłe w tonacji realizacje, gdyż w tym momencie chronologia znaczyła dla nas mniej. Na ścianie centralnej zaproponowałem geometryczną strukturę, której pion stanowiły bardziej płaskie i o perspektywie centrale prace z Nidy (Litwa), kontrastujące z zimowymi pejzażami z Haukland (Norwegia). Na ścinie po prawej  od wejścia pokazaliśmy prace w tonacji zimnej, przedzielone w połowie jedną ciepłą, analogiczną, jaka znajduje się po przeciwległej ścianie. Ekspozycję zakończyliśmy Przemyślem oraz jednym krótkim niemym i zapętlonym wideo, które wtopiło się czy do pewnego stopnia naśladuje fotografie. Pokazuje ono śpiewające dzieci, w ich portretowym ujęciu. Jest to także wystawa także o znikomości człowieka i potędze natury, w jej romantycznym ujęciu.

Chciałbym jeszcze bardzo podziękować za świetną współpracę: artystce wizualnej Katerinie Mistal ze Sztokholmu, dyrektor CSW Łaźnia Jadwidze Charzyńskiej i kuratorce z CSW Łaźnia Michalinie Domoń. O tej wystawie myślałem już od 2012 roku i jestem bardzo zadowolony, że doszło do jej finalizacji. Cieszę się, że na wernisażu byli obecni moi znajomi, m.in.: wybitna malarka Beata Białecka, wybitny performer i muzyk Marek Rogulski, Piotrek Zabłocki (czeka na odkrycie, ale potencjał posiada) oraz kolega ze szkolnej ławki - Wesiek Wawer, który może zacznie twórczo fotografować? 


K.Jurecki, Michalina Domoń i Katerina Mistal, wernisaż wystawy, 18.11.16, godzina 18

Wernisaż wystawy, 18.11.16, godzina 18

Oprowadzanie kuratorskie przez K. Jureckiego, 18.11.16

Po wernisażu

 wernisaż wystawy, 18.11.16, godzina 18


Orłowo, 2014










Przemyśl, 2010

Okładka polsko-angielskiego katalogu, CSW Łaźnia, Gdańsk 2016


P.s. do recenzji namawiam zainteresowanych. Zwłaszcza Karola Sienkiewicza...,albo "Arteon" lub "Szum". 

Odkrywanie twórczości Jana Styczyńskiego w Obserwacji (do 20.01.2017)

$
0
0
W warszawskiej galerii Obserwacja trwa ekspozycja pt. Jan Styczyński. Panteon, która jest jednym z ważniejszych wydarzeń kończącego się 2016 roku. Wystawa została w ciekawy i dynamiczny sposób zaaranżowana na niewielkiej przestrzeni galerii. W pionowo ustawionych, prostokątnych ramach pokazano po trzy zdjęcia, w tym grupowe, z udziałem postaci, której pojedynczy portret został umieszczony obok nich. W ten sposób powstał określony układ wystawy, na której widzimy dwudziestu kilku znanych artystów z dekady lat 70.

W jakim kontekście powstały te fotografie? Z pewnością towarzyskim, jak czynił to np. Tadeusz Rolke, fotografując dla Krzywego Koła, a potem Galerii Foksal. Ale czy tylko? W odpowiedzi na te pytania mogą pomóc świadkowie tych wydarzeń. Styczyński fotografował swoich znajomych, ale nie tylko. Ktoś zapewne pomagał mu w tych wyborach, które są ciekawe, logiczne i wynikają z ówczesnego kontekstu sztuki, przede wszystkim akademickiego. Ale na marginesie pojawiają się także ciekawi i obecnie bardzo ważni twórcy, np. Tadeusz Kantor czy Edward Krasiński. Należy zadać pytanie, dlaczego nie poświecił im więcej miejsca? 



Fragment wystawy. Dzięki uprzejmości Obserwacji 

Fragment wystawy. Dzięki uprzejmości Obserwacji 

Fragment wystawy. Dzięki uprzejmości Obserwacji 

Pytanie o styl danego fotografa jest dla bardzo ważne, gdyż skrywa się za nim wymiar etyczny zarówno samego dzieła, jak też twórcy.  Z pewnością styl Styczyńskiego można określić jako warszawski, a później polski. Fotografie zaprezentowane na tej wystawie przypominają mi o analogicznych dokonaniach Marka Holzmana z lat 60. i 70., który portretował znanych artystów polskich. Inne prace Styczyńskiego kojarzą się z nowoczesnym fotoreportażem, ale nie były przeznaczone do tego typu publikacji.

Jan Styczyński. Franciszek Starowieyski, lata 70

Z pewnością poszczególne zdjęcia nadają się do szczegółowej analizy. Malarz i świetny gawędziarz, jakim był  Starowieyski, kreował mit artysty o korzeniach szlacheckich, który pragnie nawiązać do epoki baroku, jako istoty kultury sarmatyzmu. Stąd zdjęcie przedstawiające Starowieyskiego wśród natury -  krzewów i traw na łące, na tle piktorialnego nieba. Dlatego też odwołujący się do estetyki surrealizmu plakacista, i w mniejszym stopniu malarz, ukazany został z szablą. Ta praca wyraża wszystkie sprzeczności, jakie próbował łączyć Starowieyski. Nie można było nawiązywać do baroku i jednocześnie nadrealizmu, nie można było być modernistą używającym szabli. 

Jan Styczyński. Waldemar Świerzy, lata 70.

Jan Styczyński. Franciszek Starowieyski,  lata 70.

Na innej pracy Starowieyski przygotowuje się, jeśli zdjęcie nie jest aranżowane, do akcji artystycznej związanej z rozpoczętym w 1980 roku Teatrem Rysowania. Scena z nagą modelką, która sprytnie maskuje swą tożsamość, ma miejsce w galerii z plakatami. W dolnym rzędzie, na tle stojących dwóch postaci, nieprzypadkowo znajdują się także plakaty samego  Starowieyskiego. Zadaję sobie pytanie, czy jest to Muzeum Plakatu w Wilanowie? Karykaturalny rys, znany nie tyle z ówczesnej fotografii artystycznej, co z prasowego reportażu, pojawił się z lewej strony kompozycji w postaci pilnującej wystawy kobiety śpiącej na krześle. Wiele przemawia za tym, że jest to aranżacja Starowieyskiego odnosząca się do jego życia i twórczości. Z pewnością brak oddziaływania sztuki na widzów był dla niego, jak najbardziej słusznie, problemem. Pamiętam, jak w wystąpieniu radiowym krytykował czynność obierania ziemniaków przez Julitę Wójcik w Zachęcie. Trywialne działanie było zbyt proste i jednoznaczne, aby mogło na trwale zaistnieć w świadomości  widzów. 

Interesujące jest, że w wydanym albumie pt. Jan Styczyński. Panteon obok malarzy i rzeźbiarzy z Warszawy i Krakowa pojawili się plakaciści. Ale nie ma żadnego fotografika, ponieważ fotografia nie uznawana była w tzw. środowisku artystycznym za Muzę. Oczywiście była uznana przez Ministerstwo Kultury, które od 1946 roku usankcjonowało ZPAF. 

Styczyński pracował aparatem Rolleeifflexa w formacie 6x6 z obiektywem 80 mm według określonej koncepcji: "portret twórczy; artysta przy pracy; artysta uchwycony w kontekście życia codziennego, towarzyskiego, poświęcający się własnej pasji" (s. 5), jak trafnie zauważył w Słowie wstępnym. Spotkanie kurator wystawy Waldemar Zdrojewski. Praca takim aparatem wymaga dużego kunsztu i przygotowania koncepcyjnego. Autor świetnie panował nad fotograficzną materią, był w tym zakresie prawdziwym profesjonalistą. Umiał posługiwać się sferami pola obrazowego, które były całkowicie ostre, lub przeciwnie, na odpowiednich planach nieostre, jak w portrecie Macieja Urbańca (s. 218), wykonanym od dołu, według koncepcji znanej już z konstruktywizmu i "nowej fotografii" lat 20. XX wieku.

Okładka albumu Ludzie areny, 1975, Interpress, s. 400

Styczyński jest niesłusznie fotografem zapomnianym, jak to często bywa. Jest też autorem rewelacyjnego, być może nawet w kontekście fotografii europejskiej, albumu Ludzie areny, który ze względu na ciekawe zestawienie fotografii, w tym barwnych, nie ma polskiego odpowiednika i kontynuacji. Z pewnością duża w tym zasługa także grafika Marka Freudenreicha.

Zadaniem najnowszej praktyki galeryjno-muzealnej powinno być poszukiwanie nowych postaci dla polskiej sceny fotograficznej, gdyż nie można opierać się tylko na obowiązującym kanonie. Dlatego kolejna wystawa w Obserwacji przypominająca twórczość Styczyńskiego jest bardzo ważna.

Month of Photography XXVI, Bratislava

$
0
0
Month of Photography (Miesiąc Fotografii) w Bratysławie organizowany od 1990 roku różni się od największych festiwali w Polsce, że zawsze "jakość przeważa nad ilością". U nas jest odwrotnie, gdyż za ilością, jak sądzę, podążają pieniądze samorządne i z kasy MKiDN. Nikt nie wnika co z tych ekspozycji wynika i czy są one novum na forum ogólnopolskim czy europejskim. 

Mój post/tekścik jest przede wszystkim wizualnym uzupełnieniem artykułu, jaki dziś opublikowałem w magazynie  "O.pl"

Przy okazji jeszcze kilka faktów i zdjęć. 

Ekspozycja Rudolfa Sikory z pewnością należała do najwartościowszych. Wydano przy okazji pokaźny i co najważniejsze bardzo dobrze opracowany katalog całej jego twórczości.

Rudolf Sikora, wystawa Sam z fotografią, fot. K. Jurecki

Mokry kolodion oczywiście popularny jest w całej Europie. Prezentuję dwie prace artysty ze Słowenii, mieszkającego w Nowym Mieście, który podejmuje problematykę swej rodziny. 

Borut Peterlin, A Father's Tale, 2016

Borut Peterlin, A Father's Tale, 2016

Polscy, i nie tylko, kuratorzy mogliby zobaczyć, jak przygotować ekspozycję, by była interesująca i kompletna, obejmująca potencjalnie wszystkie przejawy sztuki wizualnej z lat 1939-1945. Właśnie takie kryteria spełnia wielka Wystawa Dream x Reality. Art and Propganada 1939-1945 w Slovak National Gallery (czynna do 26.02.2017). 

Wystawa Dream x Reality. Art and Propganada 1939-1945 w Slovak National Gallery, fot. K. Jurecki

Duet Jana Hojstričová, Palo Macho tworzy od kilku lat prace z wykorzystaniem szkła, fotografii, malarstwa. Interesuje ich cielesności i ciało jako fetysz kultury konsumpcyjnej, ale o odwołaniu także do sakralności dawnej sztuki. Stąd zastosowanie płatków złota do tworzenia transparentnych prac. 


Jana Hojstričová, Palo Macho, View of theinvisibleskin, wystawa w Instytucie Słowackim w Wiedniu

Jana Hojstričová, Palo Macho, View of the invisible skin, wystawa w Instytucie Słowackim w Wiedniu

Jana Hojstričová, Palo Macho, View of the invisible skin, wystawa w Instytucie Słowackim w Wiedniu


Jana Hojstričová, Palo Macho, View of the invisible skin, 240 x 110 cm, 2011, z wystawy w Instytucie Słowackim w Wiedniu


Fotografie, jeśli nie zaznaczono inaczej,  dzięki uprzejmości Central European House in Bratislava. Special thanks to Dorota  Holubová. 

Na marginesie tekstu "Fotograficzne kręgi. Podsumowanie 2016 roku" (magazyn "O.pl"

$
0
0
19.01.2017 na łamach "O.pl" opublikowałem artykuł podsumujacy stan polskiej fotografii w 2016 roku. I starałem się odpowiedzieć na pytanie dokąd zmierza, nie tylko polska fotografia. Zresztą kto napisał np. o wystawach: Tadka Prociaka, Witka Krymarysa, Lucjana Demidowskiego, Tomka Mielecha czy o filmie poświęconym Jerzemu Lewyczyńskiemu, który miał swoją premierą na TV Kultura? Oczywiście moje podsumowanie jest fragmentaryczne, gdyż inne nie mogło być. Dlatego po raz kolejny upominam się o założenie i wydanie profesjonalnego pisma fotograficznego, poświęconego historii, teorii i najnowszej praktyce. 

Nie lubię pisać tekstów podsumowujących krótki okres czasu, ponieważ zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo trudne zadanie. Poza tym zyskuje się kolejnych przeciwników i wrogów, tych nieujętych w podsumowaniu, a którzy do tego pretendują, bo organizują duży festiwal fotografii np. 300 tysięcy złotych. A ciekawych wystaw jest tam np. pięć z kilkudziesięciu przygotowanych. jak wówczas ocenić takie przedsięwzięcie, pięć czy pozostałe ekspozycje?

Screen Print z pocztąkiem mojego tekstu z "O.pl" [21.01.17, godz. 14.20]

I jeszcze jedna refleksja. Po obejrzeniu ekspozycji Tadeusza Prociaka w Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze, po przeświadczeniu, że jest to wybitna ekspozycja, starałem się zechcieć kilkunastu dyrektorów i kuratorów do pokazania całości lub fragmentu wystawy. Ze smutkiem stwierdzam, że kilku z nich nie odpowiadało, innych przymuszałem do udzielenia mi jakiejkolwiek odpowiedzi. Z czego to wynika? Wynika to z tego, że nikomu się nic nie chce, kazdy narzeka na politykę, brak funduszów. Chociaż niewielu pytało o koszt, a był on niewielki. Nie będę tego tematu roztrząsał, ale smutny jest obraz polskiego wystawiennictwa, nie tylko fotograficznego. Przyczyny tego zjawiska są oczywiście złożone, ale dostrzegam także brak zwykłej dobrej woli i uczynienia jakiegokolwiek wysiłku, także w postaci odpowiedzi na maila. 

Kalendarz dla Olinka (na 2017 rok)

$
0
0
W końcu 2016 roku spośród 20 zdjęć o różnej tematyce (kobieta, pejzaż, inscenizacja) na prośbę Małgorzaty Bajur,  dokonałem wyboru 12 fotografii i 1 na okładkę Kalendarza dla Olinka, realizowanego w ramach akcji Artyści dla Olinka. Chciałem z nich ułożyć historię: uniwersalnego roku i potencjalnie "każdego"życia. Dlatego taki jest, a nie inny, układ prac. Niektóre autorki znam, inne nie, niektóre nawet uczyłem na ASP w Łodzi. To miłe że można spotkać się po latach chociaż tylko w wirtualnej przestrzeni stworzonej przez fotografie.

W kalendarzu możemy oglądać a nawet cieszyć się różnymi stylistykami najnowszej fotografii. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Możemy oglądać zarówno prace z nutą melancholii, poszukiwania idealnego, czyli "symetrycznego"życia, jak też podziwiać jego hedonizm i wyzwolenie. Ale jest też na końcu smutek i nieokreślone zagrożenie, ponieważ każdy schyłek najczęściej to zapowiada. Są tu fotografie, które lubię, a niektóre z nich cenię jako potencjalne formy sztuki.

Kalendarz można jeszcze nabyć. Ewentualni chętni mogą pisać na adres oliwier.bajur@gmail.com lub tel. 502613242



Karolina Jonderko [okładka]

Dominika Sadowska
Małgorzata Bajur
Magdalena Hueckel

Katarzyna Łukasik
Katarzyna Wołowiec
Aleksandra Zaborowska
Róża Sampolińska
Renata Młynarczyk

Anka Zhuravleva

Katarzyna Skowronek

Monica Lazar

Krystyna Andryszkiewicz

Przemiany w fotografii na początku XXI wieku. Fotografia cyfrowa czy analogowa? (Leszno, Galeria MBWA w Ratuszu 09.02.17).

$
0
0


Zapraszam na wykład do Leszna, odbywającego się w ramach finisażu wystawy Przestrzenie. Dodam, że nigdy nie byłem w tym mieście, które posiada liczne zabytki. Umieszczenie tej informacji na moim profilu na Facebooku wywołało żywiołową dyskusję, która być może będzie kontynuowana w komentarzach na blogu?

Ciekawy jest fakt, że problematyczne okazało się użycie przez mnie słowa "analogowa", które oczywiście od lat 90., jak pamiętam, funkcjonuje w literaturze przedmiotu, nie tylko w Polsce (np. materiały z XXVIII i XXIX Konfrontacji Fotograficznych Fotografia polska u progu XXI wieku i Obiektywność fotografii w dobie przetworzeń cyfrowych, Gorzów Wlkp., 1998/1999, w których zamieszczono teksty: mój, Adama Soboty, Stefana Wojneckiego, Jerzego Lewczyńskiego i Andrzeja Saja), ale przede wszystkim Wlk. Brytanii i Niemczech.

Poniżej "przyklejam" całą dyskusję Facebooka, ponieważ kiedyś może on nagle zniknąć, a poza tym, istnieje tu możliwość zmieniania komentarzy lub ich kasowania. A tak zostanie świadectwo, że taka żywiołowa i ciekawa dyskusja odbyła się 30. i 31.01.2017. Zakończyła się, jaka na razie, 01.02. o godz. 22.23.

Zwolenników innego terminu niż "fotografia analogowa" namawiam, aby napisali do "European Photography", "Aperture" albo "Camera Austria" i przekonali świat zachodni, że są bardziej trafne określenia. Dla mnie ważne jest, co podnosili inni uczestniczy, co kryje się na tym terminem, i jaka fotografia przetrwa w XXI wieku? O tym będę mówił w Lesznie.

Wszystkim uczestnikom tej bezinteresownej dyskusji bardzo dziękuję.  





Malarstwo Małgorzaty Wielek-Mandreli w 2016. Zasłużony sukces!

$
0
0
Po-ranny Pies, 170 x 160 cm, 2015, Galeria Wozownia, Toruń, 2016

I. Malarstwo w końcu docenione?  
Dla Małgorzaty Wielek-Mandreli  rok 2016 okazał się  pełen wystaw i sukcesów artystycznych. I jest to jak najbardziej słuszne, gdyż artystka należy do czołowych przedstawicielek malarstwa polskiego. Prezentuję kilka zdjęć z ekspozycji: w Toruniu, Gorzowie Wlkp., Rzeszowie, Piotrkowie Trybunalskim i w Łodzi. Pokazy w Piotrkowie i w Łodzi obejrzałem. Chyba największym sukcesem była nagroda MKiDN na 4. Triennale Polskiego Malarstwa Współczesnego - "Jesienne Konfrontacje Rzeszów 2016". Do wystawy w Gorzowie  wydano spory polsko-angielski katalog pt.  Małgorzata Wielek-Mandrela. Moje ręce jak rzeka z przenikliwym, jak zwykle tekstem, Marty Smolińskiej, która chyba zbyt pesymistycznie interpretuje malarstwo Małgorzaty. 

Cieszę się, że ten rodzaj malarstwa i to konkretnie malarstwo zyskuje na znaczeniu, jako istotny przez artystyczny, a nie tzw. pop-kulturowy czy medialny. Jest ono w założeniu surrealistyczne, choć trudno być nadrrealistą w Krakowie czy w Polsce w XXI wieku, ponieważ klasyczny surrealizm skończył się ok. 1966 roku we Francji. Opiera się ono podświadomości, z pewnością także śnie, ale również na subtelnym nawiązywaniu do ikonografii malarstwa i sztuki w szerszym znaczeniu, oglądanej w muzeach czy znalezionej w Internecie, która "cudownie" została zamieniona na nowy przekaz, nie zaś tylko była cytowana. W takim znaczeniu jest to twórczość innowacyjna, nie zaś tylko "grająca" cytatem, o znaczeniu ponowoczesnym.

W tym szerokim spectrum obrazowania, jakie tworzy artystka, które powinno być już pokazane w dużej i ważnej z założenia galerii, jak warszawska Zachęta czy krakowski MOCAK dostrzegam obrazy istotne dla historii i istoty portretowania, zawierające w sobie tradycję abstrakcji, atakujące czy nawet drażniące naszą "normalną"świadomość. Ale są też prace, które jak u klasycznych surrealistów z lat 20. i 30. XX wieku głównie eksperymentują z formą. W ostatecznym efekcie mogą stać się decorum, w którym zatraciły się analizowane sprawy. Takie niebezpieczeństwo i ryzyko zawsze istniało, jeśli rozmawiamy o sztuce, a nie zaś o projektowaniu czy rozrywce. 

II. Rozmowa prawdę malarstwa Ci wyjawi?  
Oczywiście zawsze istotny jest komentarz artystyczny, który określa i definiuje oraz potwierdza lub nie, z kim mamy do czynienia. Dlatego wysłałem do Małgorzaty kilka pytań, oto one wraz odpowiedziami.

Krzysztof Jurecki [mail z 01.02.17]

1) Czy Manifest surrealizmu A. Bretona z 1924 roku jest wciąż aktualny?

2) Co cenisz i do czego nawiązujesz w filozofii surrealizmu. Czy ona przetrwała?

3) Co pragniesz przekazać swoim malarstwem. Czy nie obawiał się jego hermetyzmu?

4) Co uczynić, aby nie zagubić się w swej sztuce. Wychodzę z założenia, że większość artystów "plącze się" i najczęściej powtarza. W rezultacie niewiele z tego jest interesującego dla innych.

5) co jest dla Ciebie celem sztuki?

6) Co jest potrzebne, aby mieć coś do przekazania innym?

7) Czy sztuka może dać wyzwolenie. jak jest w Twoim przypadku?

Małgorzata [mail z 03.02.17]

1. W Manifeście  surrealizmu zawarty jest nieodłączny element tworzenia czyli zewnętrzna iskra, niekontrolowana, spontaniczna, dająca upust wolności w tworzeniu. Artysta jako przekaźnik, wykonawca idei, której nie da się zaprojektować czy wymyślić /Jeśli chodzi o marzenia senne to jest to dla mnie niewiadoma, ja nie śnię lub nie pamiętam snów/

2. Wyobraźnia - bez niej nie ma sztuki oraz większości dziedzin, które popychają człowieka do przodu 
Wyobraźnia nie ma granic dlatego wieszczenie końca sztuki to absurd /chyba że mowa o sztuce komercyjnej tzw. artworld/ 

3. nic nie pragnę przekazywać, malarstwo nie służy do przekazywania, pouczania, krytykowania . Jest światem przeczuć, który nie łatwo daje się zwerbalizować. Nie obawiam się hermetyzmu bo nie myślę o odbiorcy ale z drugiej strony sztuka powinna być nieco  hermetyczna i niedostępna bo jej odbiór  to  wchodzenie trochę komuś do głowy poprzez własne skojarzenia i doświadczenia. 

4. Ciągle zmieniać, zaprzeczać, destruować, niszczyć, nie zanudzać samego siebie 

5. Cel sztuki to tworzenie światów równoległych lub raczej ich ukazywanie, światów istniejących pod naskórkiem świata widzialnego 

6. nie chcę nic przekazywać innym, jestem szczęśliwa jeśli inni wejdą w obraz i sami dla siebie odnajdą cokolwiek, odczują, poczują błogi świat. Ja to znajduję w muzyce ,  oczyszczenie i trans , stan wyzwolenia 

7. Malarstwo jest dla mnie tak ważne bo na tym polu czuję absolutne wyzwolenie, proces malowania daje mi poczucie wejścia w obraz, jest to stan trudny do opisania, łatwo popaść w banał. Tutaj nie ma dobra ani zła, żadnych wartości, wszystko zlewa się w jedną masę. 

z lewej Tarantula wygina się, 2016, 100 x 80 cm, BWA Gorzów Wlkp.

Fragment wystawy w BWA, Gorzów Wlkp.

Fragment wystawy w BWA, Gorzów Wlkp.

BWA Rzeszów

Fragment wystawy w galerii Opus w Łodzi

Fragment wystawy w Galerii Wozownia, Toruń

Fragment wystawy w Galerii Wozownia, Toruń

Fragment wystawy w galerii Opus w Łodzi. W tle z pracami: z lewej Magdalena Moskwa, z prawej autorka

Fragment wystawy w BWA Gorzów Wlkp.

Zza kołnierza, 2015, 70 x 50 cm, ODA Piotrków

wystawa w Piotrkowie Trybunalskim, fot. K. Jurecki

[Wieszanie obrazu w ODA w Piotrkowie]. Z lewej Andrzej Hoffman - "dobry duch" z ODA, z prawej Małgorzata Wielek-Mandrela 

III. Które obrazy cenię? Oczywiście pokazuję tylko niektóre.

Gwiezdna panienka, 2015, 90 x 80 cm

Po-ranny Pies, 2015, 170 x 160 cm [ten obraz jest dla mnie najciekawszy, w znaczeniu najmocniej oddziałujący. Zwraca uwagę ludzkie/nieludzkie prawe oko]

W nosie, 2015, 40 x 30 cm

W słodkim bagnie, 2015, 40 x 30 cm

Tarantula deadly cargo, 2016, 60 x 50 cm [Ten obraz także jest mocny w wyrazie. Ciekawie go interpretuje Marta Smolińska w katalogu z Gorzowa Wlkp.]

Bombka, 2015, 100 x 80 cm

"Przestrzenie" w Lesznie (MBWA Leszno, 2017, finisaż 09.02.2017)

$
0
0
Wojciech Beszterda, obiekt ze szkła z serii Spadek, 2014

Wstęp, czyli polski asfalt
09.02.17  godziny ranne, droga S8 Łódź-Wrocław daje możliwość szybkiego pokonania monotonnej, ale bezpiecznej trasy. Przed Wrocławiem trzeba skręcić w prawo na Poznań i na początku jest dość wąska i kręta droga, aż Trzebnicy. Była zima, ale im bliżej Leszna tym mniej widziałem białego puchu. Ale był mróz, a w piątek wcześnie rano, rozpoczął się targ na ul. Nowy Rynek. Leszno jest urokliwym miastem z okazałym ratuszem, w którym na piętrze znajduje się obszerna MBWA, sprawnie zarządzana przez Marcina Kochowicza.

Wykład i ekspozycja Przestrzenie
Przyjechałem na wykład o sytuacji fotografii w XXI wieku, ale także, aby obejrzeć dużą wystawę kuratorowaną przez Sławka Skrobałę pt. Przestrzenie. Na moim wykładzie było dużo osób, co mnie zdziwiło i ucieszyło, gdyż był to czwartek i lekki mróz dawał o sobie znać. Słuchacze/widzowie przyjechali także z Poznania i okolicznych miejscowości, gdyż chcieli usłyszeć, co ciekawego mam do zakomunikowania. Byli też moi wirtualni znajomi, jak np. B.J., która okazała się sympatyczną i kompetentną osobą w sprawach najnowszej fotografii. A najnowsza sytuacja w krajobrazie fotograficznym przypomina teraz dżunglę, której często jak nigdy dotąd papugi udają tygrysy, za sprawą swych symulacyjnych, niekoniecznie cyfrowych, fotografii. Nie będę streszczał swego wystąpienia, ale pokazałem za mało zdjęć, zamieniając się tym razem w teoretyka, który poszukiwał reguł w zmiennym polu gry. Ważniejsze tym razem są refleksje po wystawie.

Przede wszystkim Wojtek Beszterda
Tytuł Przestrzenie jest pojemny, ale także zbyt nośny, bo nieograniczony ideowo. Ile mamy przestrzeni? Kilka, a może kilkanaście, jeśli myślimy o przestrzeniach psychicznych... Ale zawsze liczą się fotografie, ich przesłanie ideowo-filozoficzne, także samo wyeksponowanie. W warunkach architektury ratusza, jego ścian, widny, schodów, było to niezwykle trudne, a właściwie niemożliwe, aby stworzyć logiczny ciąg zdarzeń.. 

Istotna jest dla mnie zawsze idea i jej realizacja, świadomość i konsekwencja w zakresie przyjętej "optyki" opowiadania czy konstruowania narracji. Powiedziałem te słowa po wykładzie i powtórzę raz jeszcze. Najciekawsze prace, dojrzale i trzymające się własnej idei i bardzo nośne w formie pokazał Wojciech Beszterda. Dotyczą one jego i rekonstruowanej historii rodzinnej. Oczywiście znam jego prace od wielu lat, ale te pokazane w Lesznie, pokazały różne "pola" i możliwości,  od rzeźby,  obiektu, do klasycznej fotografii. Prace są tak konsekwentne i bardzo ciekawie wykonane, że powinny być pokazane np. Muzeum Narodowym w Gdańsku czy w Szczecinie.

Z serii Przyglądam się, 2015 [Piękna i jakże "ulotna"praca wykorzystująca lustra. Odwołuje się także, w duchowy sposób, do przesłania Staszka Wosia]

Antynomie, 2014


obiekt ze szkła z serii Spadek, 2014


Wernisaż. Widzowie oglądają prace Wojciecha Beszterdy


Zupnie inny typ fotografii "podglądającej" pokazuje Maciej Pisiuk. Były wielokrotnie wystawiane, są znane i uznane. Ale czy to jest własna wypowiedź o meandrach życia i niedoskonałości rodzaju ludzkiego czy też tylko szkicownik scenarzysty, który aranżuje dla  scenki w przyszłym filmie?.... Nie potrafię na to odpowiedzieć, a być może także nie potrafi autor tych mocnych i sugestywnych portretów, o proweniencji stylistyki Diany Arbus i świadomości dokonań Nan Goldin i fascynacji Zdzisławem Beksińskim, a może także Krzysztofem Gierałtowskim?

Pod skórą. Fotografie z Brzeskiej, 2008-2012




Sławek Skrobała musi się określić. Czy pragnie być kontestatorem wobec polityki rządu, podążając drogą rewolucjonistów z Czapki Frygijskiej, czy też  tworzyć ponadczasowe w przesłaniu kolorystyczne dyptyki. Cos za coś? Osobiście polecam drugi wybór, czyli Aberacje, które przypomniały mi także o Asymetrii, wybitnym cyklu Dłubaka, którego dobrą wystawę (i Mariana Bogusza) oglądałem kilka dni temu w Fundacji im. Stefana Gierowskiego w Warszawie.

Aberracje 1, 2016

Aberracje 2,  2016

Aberracje 3,  2016

Prace Sławomira Skrobały

Zdjęcia Krzysztofa Ślachciaka pokazują, że posiada on duży potencjał czy nawet kapitał. Czy potrafi go zużytkować? Zobaczymy. Inne są prace w kolorze, bardziej oniryczne, niż czarno-białe, w których negatyw poddany został, jak to czynił Bronisław Schlabs, a potem grupa Zero 61, różnym przetworzeniom. Ale niektóre prace czarno-białe  są zbyt zgrafizowane czy uabstrakcyjnione. Tym samym traciły kontakt z założeniem, jaki było tytułowe Mimesis.

Mara, 2016

Mara, 2016 [bardzo ciekawa praca, sugerująca nierealność]

Z cyklu Mimesis. 2015

Mara, 2016 [najciekawsza praca z tej serii, nietypowy i niematerialny w formie akt]

Marcin Sztukiewicz pokazał interaktywna realizację z dzikiem pt. Obrazy przypadkowe (2-013). Nie podobała mi się. tzn. nie odnalazłem w niej nic interesującego pod względem wykorzystania fotografii, interaktywności czy zastosowanej muzyki. Może nie było odpowiedniego skupienia? Może się mylę?


P.s. Wydano także niewielki katalog ze wstępem kuratora: Sławka Skrobały. Właśnie takich różnorodnych wystaw nam potrzeba...

Wernisaż wystawy 12.01.2017



Wojciech Zamecznik. Foto-graficznie (recenzja katalogu wydanego przez FAF z 2015 roku)

$
0
0
Szczegółowe informacje o dobrze opracowanym katalogu, wydanym w 2015 w Warszawie w wersji polsko-angielskiej,  do głośnej ekspozycji  z przełomu 2015/206 można znaleźć na stronie Fundacji Archeologii Fotografii. Kuratorkami tej głośnej ekspozycji były: Karolina Puchała-Rojek i Karolina Ziembińska-Lewandowska.

Okładka katalogu (źródło: Fundacja Archeologii Fotografii, Warszawa)


1. projekt graficzny, układ, zwartość
Za projekt graficzny odpowiadały Anna i Magdalena Piwowar. Nie wiem czy słuszna była decyzja układu polsko-angielsko, gdyż podwójny tekst (strona po polsku i po prawej po angielsku) zwiększa znacznie objętość wydawnictwa. A chyba wystawa i publikacja przeznaczona jest głownie dla odbiorcy polskiego?  Być może można było zrobić oddzielnie wersję angielską lub na końcu katalogu zamieścić wszystkie teksty w języku angielskim, z zastosowaniem mniejszej czcionki i nawet interlinii. W samym układzie stron pozostawiono zbyt dużo światła, ale nawiązywano w ten sposób do katalogów z lat 60, podobnie jak w przypadku małych zakładek, niepotrzebnie jednak uzupełnionymi małymi reprodukcjami. Nie podoba mi się umieszczanie małych zdjęć w tekstach, które stłoczone są w jednej linii. Pojawiają się także wątpliwości w stosunku do okładki, która co prawda  wykorzystuje przezroczystą folią, która ładnie "łączy" się i współgra z właściwą okładką, ale chyba można było pokazać bardziej reprezentacyjną dla Zamecznika pracę czy jej fragment. Dobrze, że w drugiej części publikacji można było zamiesić bardzo dużo reprodukcji. Z nich zarysują ewentualne, kolejne przyszłe analizy czy nawet wystawy Zamecznika. Narzucają się porównania  do twórczości, takich wybitnych twórców jak: Zdzisław Beksiński, Marek Piasecki, Henri Cartier-Bresson i Zbigniew Dłubak (Krajobrazy). I w zamieszczonych w dużym katalogu tekstach można było przeprowadzić w tym kierunku analizy czy porówania.

2. Teksty
O katalogu, jako wydawnictwie naukowym i popularyzatorskim w dużej mierze, poza samymi pracami, decydują napisane teksty. Jakie ujawniają pola badawcze i przekazują nowe interpretacje? Poza wstępem, pierwszy z tekstów Karoliny Ziembińskiej-Lewandowskiej Siła widzenia jest trafnym wprowadzaniem do problematyki całości zagadnienia. Autorka przedstawia m.in.  pracę projektową  i współpracę z Oskarem Hansenem oraz potencjalne związki z Teorią widzenia Władysława Strzemińskiego lub pracami Rudolfa Arnheima czy Laszlo Moholy-Nagy'a, co jest bardzo ważne dla zrozumienia kształtowania się postawy estetyczno-artystycznej Zamecznika. Na str. 27 zreprodukowano planszę ze zdjęciami z albumu artysty z ok. 1950, które można łączyć zarówno z twórczością Dżigi Wiertowa, ale i Maxa Burchartza. (Zob. K. Jurecki, Oko (Max Burchartz, 1927 (1980), w: 111 dzieł z kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi,Łódź 2004). Julie Jones w artykule Oko na człowieka, oko na człowieku, czyli "organiczność" humanistycznej fotografii: Wojciech Zamecznik in context analizowała kontekst "fotografii subiektywnej", ale w zbyt ogólny sposób. Istnieją dobre opracowania tego problemu przeprowadzone przez Folkwang Museum, gdzie odbyła się słynna wystawa "Subjective Fotografie". Bilder 50-er Jahre (1984/1985) i istnieją liczne omówienia na ten temat po polsku (por. K. Jurecki, Czy istniała polska fotografia subiektywna? W: Tenże, Oblicza fotografii, Września 2009). Podobnie nawiązania do Bauhausu uczynione na zbyt ogólnym stopniu, ale kierunek analizy jest jak najbardziej prawidłowy. Bardzo ważny tekst dla zrozumienia głównej domeny artysty Marcina Lachowskiego pt. Realizm i metafora w projektach graficznych Wojciecha Zamecznika dobrze analizuje tło pracy artystycznej, ale nie sam styl i charakter twórczości. Powstają pytania o zależność i wpływ czy paralele wobec twórczości Henryka Tomaszewskiego, Jana Lenicy, czy innych twórców, jak korzystającego z fotografii Wojciecha Fangora, Waleriana Borowczyka i innych. Powstaje też pytanie, które plakaty Zamecznika i dlaczego są najbardziej istotne dzisiaj? Jaka jest w nich tradycja malarstwa abstrakcyjnego, a jaka realizmu socjalistycznego? Co przeważa? Itd. Ciekawy jest tekst K. Puchały-Rojek "Rodzinne kadry". Prywatne i podróżnicze fotografie Wojciecha zameczka. Można było w nim zaakcentować najbardziej udane prace, gdyż po ujawnieniu archiwum podział na to co prywatne i artystyczne uległ przynajmniej częściowemu unieważnieniu. Np. bardzo ciekawy i nowoczesny jest akt z Haliną Zamecznik (ok. 1955, s. 101). Ciekawa jest, i jakże ważna w kontekście wydawnictwa, jest rozmowa z synem - Juliuszem. Na końcu katalogu znajduje się bardzo dobrze opracowane przez Monikę Szewczyk  kalendarium życia i twórczości, które pozwala na dalsze analizy, w tym do twórczości z zakresu kina animowanego (Jan Lenica), oraz zrozumienia jej bardzo ważnego kontekstu fotograficznego z zakresu artystycznego, w którym Zamecznik z amatora stawał się profesjonalnym i interesującym nas dziś artystą.

Sądzę, że w temacie zarówno fotografii, jak też plakatu, tworzonego przez artystę wiele jest jeszcze spraw niewyjaśnionych i niezinterpretowanych. Znaczenie jego pracy na pograniczu fotografii i grafiki projektowej, dzięki temu katalogowi i wystawie, znacznie wzrosło. Warto na koniec przypomnieć, że ceniła ją w latach 60. Urszula Czartoryska, która pisała o artyście, m.in. w Przygodach plastycznych fotografii (1965).

Magdalena Samborska. Rytuały tożsamości. (galeria Tłustym Drukiem, Łódź, ul. Więckowskiego 18)

$
0
0
Dokumentacja z wystawy. Autor: Magdalena Samborska 

Galeria Tłustym Drukiem jest pełna fotografii i kilku (prawie) magicznych rekwizytów. Wystawa jest, według mojej oceny, na bardzo wysokim poziomie, dodatkowo jest bardzo dobrze zaaranżowana. Pięknie wpisuje się w 100-lecie awangardy, choć nieoficjalnie, bez przemów, toastów i briefingów w Teatrze Nowym. Na tym polega prawdziwie awangardowa twórczość, nota bene ekspozycja odbywa się na ul. Więckowskiego, a nieopodal jest numer 36. Ale tam obecnie w marcu 2017 roku czas zatrzymał się na celebrowaniu konceptualizmu z początku lat 70. XX wieku, zresztą z którego niewiele wynika i niewiele znaczy on obecnie, gdyż jest mało twórczy i nie ma w nim potencjału. Prace są martwe. Natomiast w fotografiach M. Samborskiej odnajdują pierwotną siłę i dziwną moc zawartą w konstruowanych przedmiotach, ale o tym jeszcze napiszę.

M. Samborska, Rytuały tożsamości, 2012,  fot. Piotr Kosiński

Z cyklu archiwalia: Estetyka jako polityka, czyli o demokratycznych regułach gry w sztukę, w: 20 Wschodni Salon Sztuki - Lublin 2015. Sztuka wobec aktualności, Lublin 2015

$
0
0
Prezentuję tekst oddany do druku w lipcu 2015 roku, a wydrukowany w listopadzie, konkretnie 13.11.2015 roku. Mamy więc do czynienia z materiałem historycznym, w którym starałem się analizować wystawę w Muzeum Sztuki w Łodzi, konkurs kuratorski na Pawilon Polski w Wenecji oraz atmosferę upolitycznienia znanych instytucji, w tym muzealnych w Łodzi, gdzie odbywały się wiece polityczne.  Miasta, w którym co roku króluje festiwal światła i powstaje "mural na muralu", oczywiście za gigantyczne pieniądze.W tekście upominam się o niektórych artystów, np. Edwarda Łazikowskiego, Magdalenę Samborską czy Marka Rogulskiego. 

Krytyka znika, sztuki wizualne są marginalizowane w obecnej polityce rządu. Poparcie ma przede wszystkim środowisko filmowo-teatralne. Żadne pismo artystyczne w roku 2017 nie nie otrzymało dofinansowania z dotacji MKiDN. Od kilku lat nie ukazuje się żaden periodyk poświęcony fotografii artystycznej. I jest to nowa sytuacja, nieznana między 1947 a 2012.   

Tekst jest dalej aktualny ponieważ nie ma wypracowanych demokratycznych reguł wokół ważnych instytucji muzealnych, galeryjnych, tak aby mogły normalnie funkcjonować bez nacisków czy wpływów politycznych z prawa i lewa?. Nie ma więc zbyt wielu konkursów na stanowiska dyrektorskie, a jeśli są, to efekt ich jest kompromitujący. Wymienię niedawny konkurs na dyrektora Galerii Miejskiej Arsenał, w którym skompromitował się prezydent Poznania i jednocześnie powołany, nowy dyrektor. Inną konkursową zmorą jest ich "ustawienie" pod konkretnego (partyjnego/politycznego) kandydata. Przypomnę także pozbycie się z Wrocławia  w 2016 roku  Doroty Monkiewicz, która stworzyła ważne w Polsce muzeum, jakim jest niewątpliwie Muzeum Współczesne Wrocław. W tym samym mieście rozegrał się inny dramat Zbigniewa Rybczyńskiego, zakończony procesami sądowymi i emigracją do USA. Wybitnego artystę dosłownie zniszczono i niewiele osób stanęło w jego obronie, w przeciwieństwie do sytuacji Monkiewicz, którą broniło prawie całe środowisko.

P.s. Dziś, 30.03.17, zobaczyłem listę pozytywnie rozpatrzonych odwołań z MKiDN (czasopisma). 80 tysięcy otrzymał "Arteon", 30 tysięcy "Szum", a poza tym prawie wszyscy, w tym jazz, komiks (!) i "Fronda", czyli nie można zarzucić, że odbyło się "Bez wierszówki", bo ona także otrzymała grant.

Tekst K. Jureckiego  (2015)




To, że wszystkie wystawy w MS w Łodzi są na wysokim dowiedziałem się z audycji TOK FM. Tym razem w programie na temat Superorganizmu Anda Rottenberg powiedziała, że wystawa odkrywa nowych artystów. Wymieniła m.in. Ansela Adamsa. Artysty obecnego w każdej światowej historii fotografii, w każdym ważniejszym muzeum amerykańskim, a nieznanemu polskiej krytyczce sztuki. Ważne jest też, że nigdy nie był artystą awangardowym, a przez pewien czas tylko nowoczesnym. Na tym właśnie polegał poważny błąd merytoryczny dużej wystawy w MS w Łodzi. Bardzo wiele z pokazanych prac nic nie miało wspólnego z terminem awangarda, co najwyżej modernizm. Rottenberg nie stać było na najmniejszą krytykę, co jest zrozumiałe. Słowo krytyczne, choć zawoalowane, wyraziła Sasa Lubińska w artykule Awangarda i doświadczanie przyrody w internetowym "e.CzasieKultury.pl", która napisała: "Po rozpoznaniu się całością wciąż jawi mi się  [wystawa - K.J.] jako  elegancko przygotowana potrawa jednogarnkowa. Nawał nazwisk, idei, czarno-białych fotografii, archipelag niewielkich gablotek z rzeźbami i wzorzyste projekcje na ścianach, aż robi się duszno". Potwierdzam było duszko, także od natłoku reprodukcji. Trzeba było pokazać mniej, wtedy układ ekspozycji byłby bardziej czytelny.

XX konkurs Cyberfoto (RCK Częstochowa, wernisaż 28.04.17)

$
0
0
Jest ostatni moment, aby wysłać swoje prace na XX-sty konkurs Cyberfoto. Jury obraduje we wtorek 11.04.17. A 28.04 odbędzie się otwarcie, także wystawy towarzyszącej Ryszarda Czernowa Martwe z natury w Konduktorowni, w nowej edycji. Zwiększył się format prac oraz zmienił nieznacznie jej rys dramaturgiczny. Te wystawę polecam szczególnie, gdyż według mojej oceny jest to jedno z najważniejszych dokonań z obszaru obrazu cyfrowego, jaki powstał w Polsce w XXI wieku. 

Piotr Zawojski znawca problemu obrazowania cyfrowego w różnych technikach w książce Teoria i estetyka fotografii cyfrowej (NCK Warszawa, 2017), którą polecam, jako lekturę obowiązkową w tekście pt. Teoria i estetyka fotografii cyfrowej. Wprowadzenie zwrócił uwagę, że w świadomości polskiej krytyki, w tym fotograficznej, nie nastąpił "zwrot cyfrowy". Oczywiście konkurs Cyberfoto wypełnia tę lukę, ale to tylko konkurs, a szkoda gdyż mogłoby to być np. biennale sztuki cyfrowej. Oczywiście potrzebna by była współpraca innych instytucji z Częstochowy, m.in. miejscowego muzeum i MGS. A takiej współpracy niestety nie ma... Może będzie w najbliższej przyszłości?






Feminizm czy matriarchat? Kilka słów o wystawie Magdaleny Samborskiej (Łódź, galeria Tłustym Drukiem, do 12.04.17)

$
0
0

fot. Piotr Kosiński

Wystawa Magdaleny SamborskiejRytuały tożsamości odbywająca się w stulecie awangardy jest dobrą okazją do zaznajomienia się z najnowszą praktyką feministyczną, która w tym środowisku nie została zauważona albo była zauważona, ale w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku (ekspozycja w BWA Bielsku Kobieta o kobiecie, 2007, [bez katalogu!]).  Wystawy artystki pokazywały: MGS w Łodzi, Galeria Manhattan, galeria Wozownia w Toruniu. 

Jak przedstawia się   sytuacja z feminizmem obecnie?  Sławomir Marzec, przenikliwy teoretyk i niedoceniony malarz awangardowy, kontynuujący w twórczy sposób aspekt iluzjonizmu z zakresu unizmu, w artykule Koniec feminizmu, czyli... neo/matriarchat obwieścił jego koniec. Moim zdaniem przedwcześnie.  Tym tropem podążyła także w intersującym tekście pt. Passé Karolina Staszak ("Arteon", 2017 nr 4), krytycznie patrząc na wystawę Złe kobiety (CK Zamek w Poznaniu). Autorka słusznie zauważyła miałkość wielu pokazanych memów i niedopasowanie do ekspozycji twórczości malarskiej Beaty Ewy Białeckiej; z jednym tylko płótnem, która swą  postawą twórczą odróżnia się publicystki czy nie do końca świadomie stosowanej  ironii i karykatury, jaką widać w wielu wystawianych pracach. Postawa twórcza Białeckiej jest bardziej skomplikowana i przez to ciekawsza. Ale w recenzji z najnowszego "Arteonu" pominięte zostały ciekawe i ważne historyczne prace z lat 70. Natalii LL czy nowsze, jedynego mężczyzny, jakim są piktorialne, czyli teoretycznie niefeministyczne zdjęcia Macieja Osiki, którego interesuje "stawanie się" na moment kobietą, także w wymiarze glamour, bez rewoltującego aspektu. Tak więc jego udział w poznańskiej ekspozycji, dość eklektycznej,  jest co najmniej kontrowersyjny.

Ale według mojej koncepcji feminizm istnieje nadal w Polsce. Przykładem jest twórczość nie tylko Magdaleny Samborskiej, Ewy Świdzińskiej, ale także Keymo. W tym ostatnim przypadku nawet bardziej z zakresu malarstwa, niż fotografii. Zainteresowanych nie tylko feminizmem, jako kulturą oporu i walki, odsyłałem do swojej książki z 2008 roku Poszukiwanie sensu fotografii. Rozmowy o sztuce, w której przeprowadziłem długie rozmowy czy nawet kulturalną polemikę, m.in. z Magdą Samborską, ponieważ z wieloma postulatami feminizmu się nie zgadzam. W 2002 roku. pisałem nawet o "naiwnym feminizmie" (m.in. Alicja Żebrowska, Marta Deskur, Dorota Nieznalska, Zuzanna Janin) i towarzyszącej jej refleksji (Izabela Kowalczyk).

Mam nadzieję, że jeszcze ktoś inny poza mną Agnieszką Kulazińską, Magdą Ujmą i Pawłem Leszkowiczem, zainteresuje się neoawagardowymi pracami Samborskiej? Spojrzy na nie chłodnym okiem lub krytycznie. Nie tylko z racji 100-lecia awangardy powinno to zrobić Muzeum Sztuki w Łodzi, jeśli interesuje się najnowszą feministyczną praktyką artystyczną? Nie zaś tylko historyczną.

fot. Piotr Kosiński

fot. Piotr Kosiński

fot. Piotr Kosiński

fot. M. Samborska

M. Samborska, Płeć domniemana, 2014, fotografia, montaż cyfrowy

fot. M. Samborska

fot. M. Samborska

fot. M. Samborska

fot. M. Samborska

Panteon. Jan Styczyński. Fotografie (Warszawa 2016, wyd. Obserwacja i Fundacja Pompka). Recenzja albumu

$
0
0
Koncepcja projektu: Waldemar Zdrojewski
Tekst przewodni: Paulina Orłowska
Teksty opisowe (anegdoty): Jolanta Sierakowska
Skład i opracowanie graficzne: Paweł Stelmach

Okładka

Oglądając bardzo duże wydawnictwo Panteon. Jan Styczyński. Fotografiemożna zastanawiać się, dlaczego fotograficzna twórczość Jana Styczyńskiego została zapomniana, choć oczywiście nie do końca. Czy może stać się ona punktem wyjścia dla dzisiejszej praktyki fotograficznej w zakresie portretu fotograficznego? Sądzę, że tak, ale tylko w pewnym zakresie i pod pewnymi warunkami, o których za moment.

Teksty
W słowie wstępnym pt. Spotkanie napisanym przez Waldemara Zdrojewskiego zawarto podstawowe informacje, m.in. na temat używanego sprzętu i światła, które w przypadku portretu wymaga odpowiedniego przygotowania.

Rzadko zdarza się, że w specjalistycznych wydawnictwach otrzymujemy tak przenikliwe teksty, z których dowiadujemy się nie tylko o praktyce Styczyńskiego, ale także o kontekście światowego portretu fotograficznego, a nawet malarskiego. Takim jest wyjątkowo wnikliwe i twórcze opracowanie Pauliny OrłowskiejPatos dystansu. Jan Styczyński w atelier. Autorka rozpoczęła swe rozważania od dogłębnej(!) analizy słynnego obrazu Gustave’a Courberta Atelier malarza. Alegoria realna określająca siedmioletnią fazę mojego życia artystycznego (1855), w którym, jak słusznie zaznacza autorka, malarz pragnął malować to, co realne, a nie akademicko sztuczne. Problem akademickiego skostnienia istotny jest też do dzisiaj.

W autorskim tekście zamieszczonym w albumie Twórca i jego dzieło Jan Styczyński napisał: „Zrobiłem tysiące dzieł. Rozmiary albumu ograniczyły ich ilość. Nastąpiła surowa selekcja. Czy słuszna?”.  Zadanie tak określonego pytania jest słuszne, gdyż nigdy nie ma wyborów idealnych.
Paulina Orłowska, jak zaznaczyła, poszukuje wartości socjologicznej, która chyba niewłaściwie została nazwana, a o której napisała: „Pierwszą umiejscawiam na planie tego, co przypadkowe, rozgrywające się historycznie, w bliżej dookreślonej przestrzeni i w konkretnym czasie. To wartość socjologiczna”. Dwie kolejne: wartość antropologiczna i metafizyczna (tu bardziej pasowałoby określenie „artystyczna na polu fotografii”) nie budzą już takich wątpliwości. Ciekawe są refleksje o portrecie Henri Cartier-Bressona (s. 10), który, co ważne, przesadnie używa określenia „kradzież” z akcentowaniem fotografii, jako poezji i prawdy. Proponował do fotografii zbyt kardynalne zasady etyczne, jakby były przejęte z jakiegoś buddyjskiego kanonu etycznego. W przytoczonym wywiadzie francuski fotograf mówił: „Poezja jest esencją wszystkiego. Często widzę fotografów, którzy wyolbrzymiają dziwność albo niezgrabność jakieś sceny, wierząc, że to jest właśnie poezja. To nie tak. Poezja zawiera w sobie dwa elementy, które nagle wchodzą ze sobą w konflikt, to iskra miedzy tymi dwoma elementami”.

Paulina Orłowska zwraca uwagę na naturalność stylu Styczyńskiego. Jego bohaterowie pod względem wyglądu zazwyczaj „nie wyróżniają się z tłumu” (s. 11). Ale czy Styczyńskiego, jak chce tego autorka, bardziej „niż [fotografowany] artysta interesuje tworzenie”? (s. 11). To ryzykowne stwierdzenie.  Moim zdaniem interesował go artysta, jego wygląd, otoczenie oraz kontekst jego życia i sztuki w różnych wymiarach.

Bardzo ciekawy jest wątek eseju dotyczący Picassa i prorokowanej przez niego antropologii twórczości, co się sprawdziło. Choć pewnie francuski artysta, już za życia milioner i sławny celebryta, podpisywał i opisywał wszystkie swoje prace, aby ułatwić sprawy związane z gigantycznym spadkiem, który w dużej mierze przypadł po jego śmierci także państwu francuskiemu. Pojawił się też modny wątek Benjaminowski, głównie o zaniku aury, ponieważ trudno dyskutować o fotografii bez jego udziału. Tym razem dały o sobie znać poetyckie zdolności samej autorki, która opisuje wiele różnych zagadnień filozoficznych i kulturowych w bardzo ciekawej narracji dotyczącej w dalszej części także malarstwa Jacksona Pollocka i fotografującego go Hansa Namutha. Słynny malarz, jak interpretuje to autorka, stał się bezwolnym „narzędziem” w rękach fotografa. Orłowska przy zdjęciach Styczyńskiego fotografującego w plenerze Franciszka Starowieyskiego zauważyła, że „robił co chciał”, to znaczy aranżował swój image, ponieważ miał władczy charakter. W rezultacie otrzymaliśmy przenikliwy esej o portrecie, o fotografii innych, o malarstwie, trochę szczegółowych interpretacji z zakresu teorii fotografii.

Noty do fotografii
Można mieć w tej części zastrzeżenia, gdyż są one głównie biografią bez podania istotnych informacji, w jakich zbiorach znajdują się poszczególne prace i jaka jest najważniejsza bibliografia, np. na temat twórczości Magdaleny Abakanowicz.  Tym bardziej, że było na to miejsce. Niektóre z fotografii można było poddać analizie faktograficznej (np. na s. 57 zaznaczyć, że Stefan Gierowski na zdjęciu przechadza się z Tadeuszem Kulisiewiczem i spróbować atrybutować to drobne zdarzenie, ale istotne dla całości opracowania).

Podsumowanie
Ze względu na tekst główny, nie analizując na razie samych zdjęć, jest to pozycja bardzo ważna, którą trzeba znać, jako lekturę obowiązkową w zakresie historii fotografii. Warto opracowanie teoretyczno-krytyczne Pauliny Orłowskiej odnieść do innych w tym zakresie, moim zdaniem zdecydowanie mniej udanych, jak wstęp Wojciecha Nowickiego do albumu Zofia Rydet. Zapis socjologiczny 1978-1990, (Muzeum w Gliwicach, 2016). Dlaczego tak uważam? O tym napiszę szerzej, ale w innym tekście, jakim będzie recenzja albumu Rydet, jaką zamierzam opublikować w magazynie "O.pl"


XX International Contest of Digital Photocreation Cyberfoto 2017 (ROK Częstochowa, 28.04-26.05.17)

$
0
0


Konrad Chrzanowski is a new talented artist who tray visulizing the sound and combines it with face. I gave him a special distinction as the President of the Jury.


I put on this pmy text from catalogue in English version. I think that the Polish digital photography has developeted a new kind of art between old tradiction analog photography, grahic art and painting too. The compatition in Częstochowa shows us different posiblities of this activity. Please remebenr names like Patrycja Pawęzowska, Magdalena Samborska or Marzena Kolorz. Also we have a gruop of some artists which statred in this compation from many years, like Jacek Szczerbaniewicz or Ryszard Czernow which had in 2017 individual exhibition tilted Stilled Life, as  associated show, held in Konduktorownia, a new interesting artistic space. These works of Czernow belongs the most interesting on the filed of Polish digital area.


Foto by Sławek Jodłowski 

Photographs from the opennig, 28.04.17. Fot. Jarosław Dumański

Poster of the exhibition of Ryszard Czernow

Ile jest wart "Szum" nr 16? (wiosna-lato 2017)

$
0
0
Nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie o wartość pisma, konkretnego numeru 16. A może należałoby określić kapitał, w tym intelektualny i duchowy,  jaki skrywa się na "Szumem". Czym innym jest wartość rynkowa 25 zł, czym innym realna (np. na Allegro), a jeszcze czym  innym wartość intelektualna, o której napiszę słów kilka.

   
Wilhelm Sasnal

Rozczarowuje okładka, rozczarowuje większość tekstów, rozczarowuje zbiór bardzo różnych materiałów, z których wartość dodana w postaci artykułu Artyści idą do sądu. Rok 2016 w sztuce białoruskiej stała się jednym z najciekawszych materiałów. 

W omawianym numerze była szansa na pokazanie nowych nurtów w malarstwie polskim, czego nie uczynił tekst Piotra Polichta Ornament to nie zbrodnia. Horyzont młodego malarstwa, ciekawy w dowodowej, postaci zagranicznych wystaw, nudny w tezie głównej dotyczącej polskiej sceny. Zobaczymy, ile wiosen wytrzyma lansowane malarstwo np. Martyny Czech czy reanimowane w nowej formule problematyczne malarstwo, (ciągle młodej), Agaty Bogackiej ur. w 1976 roku.

Ciekawy jest, bardzo profesjonalny w warstwie faktograficznej, dobrze ilustrowany, tekst Luizy Nader na temat filmu Powidoki. Tylko że autorka nie mogła się zdecydować, jak go ostatecznie ocenić i za często pojawia się z nim określenie "mielizna".

Kolejnym tematem numeru jest rozmowa Adama Mazura z dyrektorem Jarosławem Suchanem na temat roku awangardy i definiowaniu zjawiska przez partię rządzącą w Polsce, w tym obóz prezydencki. Ale treść długiej konwersacji niknie, zastępowana przez dziwne zdjęcia PION-a, których w zdecydowanej większości nie powinno być, gdyż przytłaczają  całość swym dziwnym bezstylem. Ale widzimy, że dyrektor miewa się dobrze.

W dziale recenzji zdecydowanie wyróżnia się tekst Aleksandra Kmaka poświęcony wystawie Mirosław Bałki i Katarzyny Krakowiak kuratorowanej przez Marka Wasilewskiego w Białymstoku. A jak wiemy Bałki nie powinno się krytykować. A o dziwo stało się inaczej i w bardzo przekonujący sposób zostało to uczynione. Większość artykułów z tego działu niewiele wnosi, jak np. relacja z ekspozycji Warsztat Formy Filmowej, ponieważ nie ma w nim nawet próby podstawowej analizy z zakresu: filmu, fotografii, czy programu teoretycznego. Tekst zbliżył się więc się do opowiadania plotki, czy kolejnej tej samej wersji wydarzeń, znanej np. z katalogu.

Ale "Szum" i jego kapitał ma się dobrze, o czym świadczy chociażby duży zestaw zamieszczonych reklam, w tym Teatru Współczesnego w Warszawie i (ironiczną) zapowiedzią Klatwy.

Mimo wszystko stwierdzę magazyn "Szum" jest potrzebny polskiej, "płytkiej", scenie artystycznej.

Zaproszenie od Zofii Rydet do K. Jureckiego na otwarcie wystawy w dniu 15.06.1993 (z cyklu archiwalia)

$
0
0

Kiedyś znalazłem stare zaproszenie, ale jest ono bardzo cenne, gdyż przysłała mi je w 1993 roku Zofia Rydet. Poniżej je pokazuję. Z trudem, jak przypuszczam, nakreślonych jest kilka zdań i prośba, abym wybrał się do Gliwic na otwarcie wystawy. Ale to były inne czasy. Wyprawa do Gliwic była w tym czasie trudna, prawie niemożliwa, ze względu na moją przeprowadzkę z Kutna do Łodzi. Na zaproszeniu czytelna jest nazwa ekspozycji Zofia Rydet. Nieskończoność dalekich dróg. Zwykły człowiek. Ważny jest też fakt. Skrót pod jej nazwiskiem to EFIAP, a nie np. ZPAF, co by świadczyło, że fotografka dystansowała się od Związku Fotografików, czemu się nie dziwię.


Właśnie tą i inne ważne ekspozycje artystki pominięto w kalendarium, opublikowanym w 2016 przez Muzeum w Gliwicach, w dużym albumie Zofia Rydet. Zapis socjologiczny 1978-1990, którego recenzję można przeczytać w magazynie "O.pl". Z pewnością jej dorobek twórczy doczeka się kolejnych bardziej wnikliwych analiz, na pewno jest tego wart. Cieszę się, że znałem artystkę i promowałem jej sztukę. Za jej życia już w końcu lat 80. i na początku 90. pisałem o niej, jako jednej z najważniejszych postaci dla fotografii polskiej. Obok Adama Soboty byłem też jednym z pierwszych krytyków, który jej dorobek odnosił, do fotografii Augusta Sandera, co wywołało sprzeciwy.

Na niedawnej majowej sesji zorganizowanej z okazji 70.-lecia ZPAF-u w Katowicach w referatach wygłoszonych pierwszego dnia powtarzały się trzy nazwiska i jedna grupa: Zofia Rydet, Jerzy Lewczyński, Andrzej Różycki oraz grupa Zero 61. Bardzo ciekawe było zwłaszcza wystąpienie Henryka Kusia, oparte na prawdziwym fundamencie filozoficznym.

P.S. Dziś krótko rozmawiałem z Elżbietą Fuchs o ekspozycji Późna polskość. Formy narodowej tożsamości po 1989 roku w CSW w Warszawie. Wymieniłem brak na tej z złożenia ideologicznej, gdyż lewackiej prezentacji, m.in. Zofii Rydet, która tworzyła prace na temat tożsamości, podobnie, jak Andrzej Różycki. Ekspozycja jest bardzo nierówna, stworzona według "klucza", składającego się  z modnych artystów z kilku galerii oraz kręgu Grzegorza Klamana, pomija prace np. feministyczne: Ewy Świdzińskiej czy Magdaleny Samborskiej. Na temat niespójności pokazu polecam interesujący tekst Karoliny Staszak Sprawy narodowe  ("Arteon, 2017, nr 6), który można skrócić do określenia: "przerost formy nad treścią" (określenie K. Staszak), z czym zgadzam się całkowicie. Ekspozycja z założenia miała skrytykować patriotyzm czy tradycję katolicką, ale się to nie udało. 
Viewing all 238 articles
Browse latest View live