Quantcast
Channel: Jureckifoto
Viewing all 238 articles
Browse latest View live

To jest wydarzenie! "Aleksander Rodczenko. Rewolucja w fotografii" (Muzeum Narodowe w Krakowie, 22 maja-19 sierpnia 2012)

$
0
0
Na stronie Mediateki Muzeum Narodowego w Krakowie znajduje się mój komentarz do świetnej i całościowej prezentacji twórczości Aleksandra Rodczenki w zakresie fotografii. Zdjęcia i montaż filmu: Bogusław Sławiński, współpraca: Agnieszka Mrozowska. W ten sposób niwelowana jest luka, jaka wytworzyła się po komercjalizacji stacji telewizyjnych.

Film można znaleźć też na You Tube:




Ciekawy jest też wywiad z "GW" [Kraków] (22.05.12), który przeprowadziła z kuratorką wystawy - Olgą Swibłową Małgorzata Czerni. Oto jego fragment:

"M. Czerni: Związki Aleksandra Rodczenki z komunizmem są znane, to jeden z wielu przykładów "artysty uwikłanego". Z drugiej strony taka klasyfikacja chyba jest uproszczeniem? Wiemy o tym, że Leni Riefenstahl sympatyzowała z nazistami i kręciła filmy propagandowe - ale trudno nie docenić jej osiągnięć w zakresie techniki i estetyki filmowania. Może lepiej osobno oceniać twórcę w kontekście tego, co wniósł do rozwoju kultury, a osobno człowieka, który dał się zwieść ideologii? O. Swibłowa - Owszem, Rodczenko głęboko wierzył w komunizm, podobnie jak wielu z jego otoczenia. Oni byli szczerze przekonani, że mogą stworzyć lepszą przyszłość. Z tym że ta wiara skończyła się na początku lat 30., kiedy sytuacja polityczna dramatycznie się zmieniła. Terror objął wszystkie warstwy społeczeństwa, wliczając artystów - eksperymentalna twórczość była nie do przyjęcia przez reżim Stalina. Rodczenko, pracujący także dla prasy, został wysłany do przygotowania reportażu z budowy Biełmorkanału, przy której pracowali więźniowie Gułagu. Z jego dzienników wiemy, że miał wielkie problemy z ukończeniem tego zamówienia. Bał się o swoich bliskich, a w trakcie pracy nad reportażem codziennie musiał patrzeć na ludzi, którzy mieli wypisane na twarzy cierpienie i strach. Potem zwrócił się w stronę estetyki piktorializmu, od której sam się wcześniej odcinał, a która była źle widziana w ZSRR - jako "relikt przeszłości". Utrzymane w tej estetyce zdjęcia przedstawiające artystów baletowych i operowych nigdy nie zostały opublikowane. Od końca lat 30. można zauważyć u niego rozbrat z systemem. Nosił w sobie energię czystej wiary i w momencie, gdy tę wiarę utracił, był gotów zwrócić się ku przeszłości, bo widział ją jako coś prawdziwszego niż przyszłość kreślona ręką Stalina. Ostatnie 20 lat życia spędził na uboczu, ulegając depresyjnym nastrojom, a zrehabilitowany i przywrócony do Związku Artystów został na kilka miesięcy przed śmiercią. Oczywiście, postaci i twórczości Rodczenki nie można postrzegać wyłącznie przez pryzmat jego doświadczeń z komunizmem. Myślę, że to, co w dziełach Rodczenki ważne, co wpłynęło na rozwój fotografii jako sztuki, to pokazanie, że fotografia może być ekspresją przyszłości. Dzięki temu możemy blisko 100 lat później czerpać energię z jego dokonań. Jesteśmy dziś w tym samym punkcie co on u progu swojej artystycznej działalności. Świat potrzebuje zmiany, ale jeszcze nie bardzo wiemy, w którą stronę dążyć. Postawa artystyczna Rodczenki może dawać pewną inspirację. Jeśli to będzie zły wybór, to cóż - oceni nas historia."

Cieszę się, gdyż zgadzam się z interpretacjami O. Swibłowej zamieszczonymi w tym profesjonalnym wywiadzie. Swoje rozważania na temat twórczości Rodczenki, który wierzył, że tworzy nowy rodzaj sztuki, zawarłem w tekście Koncepcja fotografii konstruktywistycznej według Rodczenki, opublikowanym na portalu O.pl.

Jeśli ktoś nie widział tej wystawy, jest jeszcze czas, aby wybrać się do Krakowa. Takie ekspozycje pokazuje się raz na kilkadziesiąt, bądź kilkanaście lat.

I jeszcze jedna relacja m.in. z udziałem Tomasza Gutkowskiego i Katarzyny Bik, którą przy okazji pozdrawiam.

Galeria Manhattan w zagrożeniu. Test dla środowiska, sprawdzian dla władzy

$
0
0

Jedna z nielicznych artystycznych wizytówek Łodzi – Galeria Manhattan jest niestety w zagrożeniu. Jej kierowniczka Krystyna Potocka-Suwalska oraz cały zespół kilka dni temu otrzymali wypowiedzenie ze strony Spółdzielni Mieszkaniowej "Śródmieście". Okazało się, że trwanie w utopii, czyli przy Spółdzielni Mieszkaniowej miało swój niespodziewany zły koniec. Niewiele osób pamięta, że galeria w latach 90. należała do Śródmiejskiego Forum Kultury, czyli de facto podlegała Wydziałowi Kultury. Ale ówczesna dyrektorka ŚFK także pragnęła likwidacji Galerii Manhattan. Wówczas udało się galerię wybronić, a przedsiębiorcza pani dyrektor ŚFK zniknęła niebawem w Warszawie i ślad kulturalny po tej poetce również uległ zatarciu.


Tym razem środowisko artystyczne Łodzi bardzo szybko zareagowało w obronie tej bardzo dobrej galerii. Ciekawe, że w 2010 nikt prawie nie bronił galerii NT Michała Brzezińskiego, która mieściła się w ŁDK. Głównym polem teatru tegorocznych zdarzeń jest łódzka "Gazeta Wyborcza", gdzie pojawił się list kilku ważnych postaci łódzkiej sceny artystycznej i Świetlica Krytyki Politycznej, która zbierała do niedzieli podpisy w obronie galerii. 



Polem działań w obronie bytu Galerii będzie Wdział Kultury w Łodzi, gdyż tylko ta instytucja jest władna ją uratować przy zachowaniu jej autonomii i niezależności od jakiegoś niekompetentnego dyrektora, jakich niestety w Łodzi nie brakuje, jeśli spojrzymy na program wystawienniczy łódzkich muzeów (poza MS oczywiście) i galerii (poza FF).



Przy okazji polecam ciekawy tekst Jacka Woźniaka Trzeba ratować Galerię Manhattan! z portalu http://forumkulturylodz.wordpress.com/, który także rekomenduję jako ciekawą inicjatywę bez pardonu oceniającą łódzką kulturę.



Nie ma sensu pisać o wartości galerii Manhattan, jest ona bezsprzeczna. Wszyscy, dla  których istotna jest kultura w Łodzi, w tym kontynuowanie i rozwijanie dorobku galerii,  są zobligowani do jej obrony. Tylko jakie zastosować środki, aby były skuteczne? Jak wiemy kultura niewiele liczy się w naszym kraju. Więc piszmy, organizujmy pikiety, a artyści mogą użyć też peformance, wideo czy fotografii, jeśli zajdzie taka potrzeba w obronie zagrożonej galerii. 

Będzie to też bardzo ważny test dla władzy w Łodzi, która dużo mówi o potrzebie rozwijania kultury!

Portfolio Review w Bratysławie (02-03.11.2012)

$
0
0
Wszystkim fotografującym polecam obejrzenie tegorocznego Miesiąca fotografii  w Bratysławie oraz udział w Porfolio Review. Dlaczego? Tu zaczynała się np. kariera: Austriaka Reinera Ridlera, Koreanki Ji Hyun Kwon, o której kiedyś pisałem w "Kwartalniku Fotografia", czy Rosjanina Nikity Pirogova. Fotograf, który wygra, będzie miał w 2013 roku indywidualną ekspozycję. Dla uczestników portfolio przeznaczono 80 miejsc i proszę mi wierzyć, że szybko ich nie będzie, gdyż to portfolio cieszy się dużą popularnością. Cena za dwa dni konsultacji to 55 Euro i rozmowa z potencjalnie 8 specjalistami. Więcej informacji poniżej. Jest już znana lista konsultantów. Więc do zobaczenia w pięknej Bratysławie.

Jedną z wystaw w Bratysławie będzie pokaz Andrzej Jerzy Lech. Cytaty z jednej rzeczywistości. Fotografie z lat 1978-2010

Portfolio review is a meeting of professional curators, galerists,editors... with talented photographers. Your images will be seen by all these proffesionals - You will get interesting advices, new contacts and oportunities for Your further career.

There will be about 20 reviewers - the list of reviewers from all over the world You can see on www.sedf.sk click on Month of photography than Portfolio review and consultants - http://www.sedf.sk/sk/mesiac-fotografie-2012/portfolio-review-2012/119-konzultanti. Thereis also info, how they can help to the participant, if they like his / herwork.

Every year the jury of all reviewers will choose one person, who is the winner of whole portfolio review. He or she will have oportunity to exhibitduring festival Month of Photography 2013.

If You decide to participate
- you will be able to discuss your portfolio with chosen critics at the workshop
- you will make new contacts with people working in galleries, academies and magazines
- you will have the chance to be awarded as a best participant and to exhibit your works at the next Bratislava Month of photography 2013
- your work will have the chance to become a part of closing projection - final slideshow
- portfolios, which will be sent in advance, will be presented on our web: www.sedf.sk

For Your comfort and satisfaction we will prepare for You also this year:

- The maximal number of participants is 80, if You have serious interest, please, register as soon as possible. You are registered after sending reg. fee.
- You can choose the way of payment - to account number or by credit card.

- there will be background, prepared for the participations during the event (room with chairs, mineral water)

- portfolios, which will be sent in advance (till 30. 9. 2012), will be presented on our web: www.sedf.sk
- Your selection of reviewers - registration - will be in advance, by Email. The sooner registration, the better choise of reviewers. You will meet about 8 reviewers in two days in average. The working sessions with each specialist will have a maximum duration of 20 minutes.

If You decided to participate, please send an Email to: veronika.pastekova@gmail.com, she will give You further info.

Link to courses: http://www.sedf.sk/en/moph2011/accompany

List of masterclasses up to dates:

The Art of Seeing
Patrick Keough (USA)

The Hunter, the Hunt, and the Hunted
Roberto Muffoletto (USA)

The Shadow Sculptor
William Ropp (FR)

Geometry of Human Body
Kamil Varga (SK)

Exhibiting Photography
Adam Mazur (PL)

Portrait as the stage photography
Andrzej P. Florkowski (PL)

Photographic Transformation of the Human Body
Pavel Mára (CZ)

The Unique event
Viktor Kolář (CZ)

Camera Obsura Performance
Miklós Bölcskey (HU)

Contrasts of the world
Andrej Ban (SK)

Veronika Paštéková
Portfolio Review Coordinator

Central European House of Photography
www.sedf.sk

Rewelacyjna kolekcja szklanych negatywów z kamienicy Rynek 4 w Lublinie

$
0
0
Kilka lat temu odnaleziona na Starym Mieście w Lublinie kolekcja 2700 szklanych negatywów  trafiła jako dziesięcioletni depozyt do najlepszej z możliwych lokalizacji, a mianowicie do Ośrodka "Brama Grodzka - Teatr NN"  w Lublinie. Tu znajdzie swoje miejsce do ekspozycji, a także będzie miała należytą opiekę merytoryczną i już stała się powodem do dyskusji o Lublinie i jego okolicach (Niemce, Nowodwór, Nałęczów) z lat 1914-39. Jest to ogromny, unikalny zbiór, który daje nam możliwość interpretacji tzw. fotografii zakładowej. 


Niesamowicie wyglądają po kilkudziesięciu latach stroje, a właściwie kontrast między nimi a wiejską chatą, stanowiącą tło fotografii. 

Jedną z najciekawszych dystynkcji fotografii jest możliwość ukazania fotografii w fotografii tworząc w ten sposób punctum. Ten pozornie tautologiczny schemat jest nie do wyczerpania i stosowany jest do dziś. Szkoda, że od kilku lat nie żyje Edward Hartwig, który z pewnością dokonał by atrybucji tych fotografii.  Ale wszystko wskazuje na to, że autorem tych zdjęć był Ela (Eliasz) Funk (według ustaleń dra Adama Kopciowskiego z Archiwum Państwowego w Lublinie).

Miałem przyjemność obejrzeć w Lublinie pierwszą niewielką wystawę z tej kolekcji (kurator Marcin Sudziński) otwartą 12 czerwca i wziąłem udział w dyskusji panelowej na temat prezentowanej kolekcji, jaka odbyła się w siedzicie Teatru NN z udziałem Joanny Zęter, Marcina Sudzińskiego i Adama Kopciowskiego z licznym udziałem publiczności. Można obejrzeć ją online. Cóż wynika z pobieżnego wglądu w ten unikalny zbiór? 

Atrakcyjność tego zdjęcia opiera się na przełamywaniu schematu tradycyjnego portretu. Jedna z osób po lewej stronie przeciera (ze zdumienia?) oczy. Myślę, ze jest to zabieg celowy, świadczący, że fotograf potrafił bawić się portretem podobnie, jak Witkacy czy fotografowie z jego otoczenia, np. Józef Głogowski.

Fotograf czy może kilku fotografów, pracujących w zakładzie, było znakomitymi portrecistami, działającymi w konwencji nie sztuki-fotografii, ale rzemiosła, które można określić terminem techne. Z dzisiejszego punktu widzenia historii fotografii taki rodzaj twórczości wcale nie jest gorszy od dokonań piktorialistów, czy reportażystów. M.in. ważna jest tu autentyczność miejsca, chwili i szczerość przekazu, który może mieć także posmak lekko ironiczny. Tak interpretuję pierwsze z prezentowanych zdjęć, które jest pozornie nieudane. Ale to zmyłka fotografa, który specjalnie chciał pokazać poruszenie pierwszego planu.

Piękny ten portret, gdyż umiejętnie dobrane zostało "abstrakcyjne" tło uwypuklające kontrast między fizjonomią człowieka a ekspresyjną ścianą.

Bardzo cenne zdjęcie świadczące, że fotografia była formą pamięci o zmarłych i środkiem przetrwania, kontynuując swe dziewiętnastowieczne posłannictwo. W tym klimacie swe pierwsze zdjęcia wykonywał także Jerzy Lewczyński.utrwalając pogrzeb na początku lat 40. oraz jego kolega Feliks Łukowski - wielka postać fotografii polskiej lat 40.

To nie jest fotomontaż, tylko z racji oszczędzania negatywów fotografowano zakrywając jego połowę. Ten zabieg znany jest m.in. z fotografii zakładowej Stefanii  Gudrowej, a później z getta łódzkiego (Henryk Ross).



Być może są to jakiejś zawody na rzece? Ale gdzie, tego jeszcze nie wiemy.

Czekamy na kolejne ekspozycje, które posłużą do poznania i przede wszystkim do interpretacji tego unikalnego zbioru, który przywraca rangę zapomnianej i zniszczonej tzw. fotografii zakładowej, która nie ma swego opracowania historycznego, choć prezentowała świetne dokonania takich fotografów, jak: Walerego Rzewuskiego, Karola Beyera czy Awita Szuberta - fotografów klasy światowej, o czym się często zapomina.

Kilka migawek i refleksji z auto/portretu w Toruniu (Galeria Wozownia, 27.07.12)

$
0
0
Publiczność tego gorącego popołudnia dopisała!  (Fot. T. Gierzyńska).

 Było trochę dobrego wina, ale przede wszystkim około dwustu prac i wielu gości z Polski (Fot. T. Gierzyńska). 

To jest Artur na tle swoich prac, a właściwie na tle siebie samego? 
Fot. Piotrek Zabłocki

Bardzo się cieszę, że mogłem pokazać pięćdziesiąt sześć prac Wacława, gdyż są ewenementem w końcu lat 70., kiedy dominował fotomedializm, nieczuły na sprawy społeczne czy ludzkie....

Fragment z kilkudziesięciu oryginalnych prac Wacława Ropieckiego
 Fot. P.  Zabłocki 

Piętnaście autoportretów Katarzyny Karczmarz - mistrzyni  zakresie odkrywania/zakrywania swej tożsamości

Dwadzieścia, trochę antyestetycznych i offowych prac Rafała Karcza, który w ostatnim momencie przyjechał do Torunia.  (Fot. P. Zabłocki)

Zdjęcia Keymo będą słynne, zobaczymy tylko czy za lat trzy czy więcej... A może już są?
(Fot. P. Zabłocki)

W hołdzie dla  Michela Foucaulta (1926–1984) i jego walki z ideami Oświecenia pozwoliłem sobie na postawienie panoptikalnej formy, w której skrywały się cztery prace Keymo pt. Wnętrza. Czyli nie ma już Wielkiego Brata, sami możemy (jeśli chcemy) podglądać inne obrazy, albo inaczej obrazy otwierają się tylko na inne obrazy, gdyż jest to to hiperrzeczywistość (nie mylić z hiperrealizmem).  (Fot. P. Zabłocki)

Po lewej czternaście prac montażowych autorstwa Magdy Samborskiej, która stworzyła interesującą formę żywej abstrakcji geometrycznej. Po prawej czternaście prac czarno-białych i kolorowych Teresy Gierzyńskiej, która z wielkim powodzeniem kontynuuje cykl O niej. (Fot. T. Gierzyńska).

Po lewej "traktat o kulturze" i cielesności wg Gabrieli Huk, po prawej Anna 66. Przy okazji widać, ze wnętrze Wozowni nie jest łatwe do aranżacji.  (Fot. T. Gierzyńska). 

Z piętnastu portretów autorstwa Anny 66 utworzyłem historię twarzy podlegającej surrealistycznym zmianom. narrację czytamy od lewej. Jedna twarzy - Eny Kielskiej "była" na otwarciu. Ena okazała się bardzo miłą osobą!  (Fot. T. Gierzyńska). 

Tak wygląda pozbawiona ciągu linearnego instalacja Urojenia Corinny Streitz. Zdjęcia celowo wchodziły ze sobą w różne relacje, wywołując określony nastrój, pełen tajemniczości. Jedno z nich zawieszone było kilka cementytów nad podłogą. Udany eksperyment? (Fot. C. Streitz)

Od lewej narracja ułożona przez Teresę Gierzyńską, kończąca się "ranami" młodych dziewczyn. Po prawej cykl Tomasza Fularskiego Za betonową kurtyną, który jest niezgodą na najnowsze czasy, o czym autor opowiadał w NRD(Fot. T. Gierzyńska). 


Zachęcam do lektury katalogu z Wozowni i mego opracowania historycznego na temat auto/portretu z ostatnich lat. Na koniec tego długiego wpisu zamieszczam fragment maila Ewy Świdzińskiej do mnie z 31.07.12. Proszę wsłuchać się w głos Ewy.


Krzysztof,


Domyślasz się, że wystawa (na podstawie katalogu)wydaje mi się bardzo ważna i ciekawa. Wiesz, że nie za bardzo interesują mnie wystawy z  wyłącznie tzw. rankingowymi  artystami, gdyż wtedy  łatwo  o powielanie schematu, brak subiektywizmu i  zdarza się nuda.I  najlepsze nazwisko może się pewnie opatrzyć. Poza tym najciekawsze jest szukanie, a szczególnie cenne odkrywanie artystów długodystansowych.


Zajmujące jest ,że  pokazałeś różne drogi, ale w kontekstach, paralelach itd. Oczywiście znam niektóre postaci np. z Twojego blogu i pisałam do Ciebie m.in. o Keymo...


Wg mnie wydarzeniem  są zdjęcia Magdy. Wieloznaczne, groźne, vanitatywne „rentgeny”/„tomografie ”. Pamiętam, że powoływała się w wywiadzie na artystki, sięgające do sprzętów kuchennych  m.in. Anię Candiani, ale Samborska  nadała nowe sensy. Przyszedł  mi do głowy  najpierw Jan Švankmajer i Mały Otik, ale to za proste odniesienie. Nie da się tych prac sprowadzić wyłącznie do surrealistycznych skojarzeń.

Oczywiście lubię kulturalne zdjęcia Teresy Gierzyńskiej.


Intrygujące jest też pokazanie fotografii na styku mody ,popkultury , fantastyki.

I wyłowienie Artura Leończuka. Gdybym zobaczyła autoportret  jakiegoś studenta uczelni artystycznej z kartką papieru nie zainteresowałabym się. Ale tu osobny, blisko  czterdziestoletni  artysta , z dala od łatwych wpływów i z  innym poczuciem czasu. Autentyczny. Do szanowania.


Oczywiście dzięki za zestawienie mojej fotki z fasadą Andrzeja D.D. Uwielbiam kontrapunkty,  świetna jest strona katalogu z Żebrowską i Łodzią Kaliską oraz  zestaw Różycki-Lewczyński.


Przy okazji wystawy w Browarze i teraz tej w Wozowni, zastanawiam się, czy jest jakiś krytyk , któremu zechciałoby się tak nieoczywiście i tak szeroko, niebanalnie zestawić np. dokumentację performance różnych artystów .


Zdjęcia Corinny S. pewnie że świetne, z wielką kulturą, z dyskretnym pierwiastkiem kobieco-zwierzęcym, ale dostrzegam też  zawoalowany  katastrofizm, takie bycie pod ścianą, niemoc. Trochę niemieckie kino ekspresjonistyczne, jakby M jak Morderca od strony ofiary. Oj chyba za  banalnie mi się napisało, ale fotografie wciągają właśnie jak dobrze skonstruowany film.


Pozdrawiam serdecznie

Ewa
 

Ujawniamy archiwalia. Zagadki wokół grupy Zero 61 (1961-1969)

$
0
0
Bez komentarza. No, może ze znakiem zapytania?

Proszę wsłuchać się w głos Czesława Kuchty i jego wersję na temat bardzo ważnych prac z czasów grupy Zero 61. Jest to mój drugi list tego nieżyjącego już fotografika publikowany na blogu. Istotny, ponieważ przedstawia relację o działalności jednego z najważniejszych artystów polskich. Kto może jeszcze pamiętać tamte czasy: Andrzej Różycki, Jerzy Wardak, Janusz Zagrodzki, także Wiesław Hudon. Niewielu... Pamięć się zaciera i od lat jest sterowana czy manipulowana.

Ważne są archiwalia, gdyż one powinny decydować, czy też współtworzyć ocenę pracy artystycznej. Oczywiście obok innych materiałów i samych oryginalnych prac.

Tym razem "przemawiają" wspomnienia i interpretacje w spokojnym dyskursie Czesława. Kolejni interpretatory grupy Zro 61 i WFF mogą, ale nie muszą uwzględnić jego wspomnień pisanych pod koniec życia. Mi jednak dały bardzo dużo, dlatego się nimi dzielę. Dlaczego  kierował je do mnie? Miał do mnie zaufanie, choć wiedział, ze byłem zwolennikiem nowoczesności i awangardowej frakcji w polskiej fotografii.

List Czesława Kuchty do Krzysztofa Jureckigo (Toruń, 27.01.2000).




Materiał ten polecam zwłaszcza: Leszkowi Brogowskiemu i Witkowi Czerwonce.... 

Wystawa "Grzegorz Zygier Perfo∙racje i Twoone" (MOS/GSN Gorzów Wlkp. 08.09.12) oraz wykład w klubie Lamus (07.09.12 godz. 18) "Ironia czy medytacja? Fotografia polska w kontekście filmu eksperymentalnego i wideo od końca XX do początku XXI wieku"

$
0
0

Interesująco zapowiada się wyjazd do Gorzowa Wlkp., w którym w dniu 07.09. w gościnnym klubie Lamus prowadzonym przez Zbyszka Sejwę pokażę fragment swej kolekcji wideo i  filmu eksperymentalnego,  w podwójnym kontekście: fotografii  i problemu ironii oraz medytacji, w tym bardzo rzadko pokazywane prace Wiesława Hudona. Co było i jest ważniejsze w sztuce - ironia czy medytacja? A czy sama ironia może być użyta do medytacji? Wydaje się, że nie, ale nie uprzedzajmy do końca faktów. Problem ten zanalizuję m.in. na przykładzie prac Marka Rogulskiego i Marka Zygmunta.

Zaprezentuję wybranych artystów filmu eksperymentalnego i  wideo, w tym przede wszystkim twórców intermedialnych, których cenię za z ich związki  i relacje z fotografią.  Pokaz został przygotowany właśnie w tym zakresie, aby twórczość obrazu ruchomego odnosiła się do medium fotografii, które dla  niektórych z nich jest głównym środkiem artystycznym (np. Wiesław Hudon, Grzegorz Zygier,  Leszek Żurek). Dla innych fotografia była pierwszym źródłem odniesienia, potem zniknęła z pola widzenia (Wiktor Polak).  Zainteresowanych odsyłam do swojego artykułu pt. O czym zapomniano w historii polskiego wideo (1983-2006), „Arteon” 2007, nr 5, w którym przedstawiłem poglądy na interesujący nas temat.

Leszek Żurek, Mantra, 2005 (kadr z wideo)


Wideo-art jest formą sztuki wywodzącą się z tradycji filmu eksperymentalnego, mającą własną tradycję w postaci twórczości lat 70. i 80., oraz będącą także etapem pośrednim do sztuki interaktywnej, do której jak się wydaje należy przyszłość sztuki opartej na technologii. Oczywiście granice twórczości określanej mianem wideo są bardzo szerokie, dotyczą także performance, wchodzą w relacje z formułą dokumentalną (Anna Baumgart), grafiką czy muzyką tworzoną specjalnie do wideoklipu (Andrzej Dudek-Dürer, Mirosław Rajkowski) jako formy przestrzennej i płynnej w czasie.



Ironia czy medytacja? Fotografia polska w kontekście filmu eksperymentalnego i wideo od końca XX do początku XXI wieku

 Wiesław Hudon
 Arrosur Arrose, 1974,   1.28
 Duree,1974,   1.49
 Grający w karty, 1974, 2.28

Adam Rzepecki
Cóż arystokracie po małym fiacie?, 1989, 1.50

Grzegorz Zygier i Adam Rzepecki
Every Dog has his Day, 1989, 3` 15`

Grzegorz Zygier
Cucullus non facit monachum, 1991, 5"30

Andrzej Kwietniewski
Teutonic Knights, 2002, 4.00
Naród trwa, 2002,  1.30

Wspólnota Leeeżeć
Bielmo awangardy, 1996    2.38

Alicja Żebrowska,
Homus, 1996, 4"13
Tajemnica patrzy, 1996, 1.49

Anna Baumgart,
Zima,1997,    3.23
Kolekcja przypadkowych epitafiów, 1998, 5.00

Anna Kwietniewska (Orlikowska)
Istota , 2005, 2.11
Film o robakach III  , 2005, 0.49

Wiktor Polak
Nie można oddychać zającem / Can’t breathe a Hare, 3 min, 2007
Zabawka /A Toy, 3 min, 2007

Agnieszka Chojnacka
Habitat / Środowisko, 2005, 2.25
Krótka historia latania /A short history of flying, 2006, 4.55

Piotr Wyrzykowski
Atomic Love, 2002, 5.2

Andrzej Dudek-Dürer
Mental Steps, 2003, 5`
Tendency, 2003  9` 48`

Marek Rogulski
Krrr, 2006,  1`
Ćwiczenie łącza energetycznego, 2006,  1`
Łączenie emanacji, 2006, 1` 10`

 Marek Zygmunt
 Medytacja / Meditation, 2002, 8.53

 Leszek Żurek
 Mantra, 2005, 3` 48`
 Powitanie, 2007, 2`20

Kolejnego dnia, czyli 08.09 o godz. 17 w Miejskim Ośrodku Sztuki w Galerii Sztuki Najnowszej, prowadzonej przez znanego artystę Romualda Kuterę otworzymy dużą wystawę Grzegorza Zygiera. Warto podkreślić, że jest on jednym z nielicznych polskich artystów, wychowanych na dekadzie lat 70., a właściwie na jej ostatnich latach, który od końca lat 80. poprzez ironię, stosowaną jednak w konceptualny sposób doszedł do twórczości o charakterze medytacyjnym i co charakterystyczne, dającej nowe perspektywy dla tradycji abstrakcji aluzyjnej i geometrycznej.   

Proszę zwrócić uwagę na cykl Perfo∙racje (1989-90), w którym artysta nie tylko podważa, ale także ujawnia nieznaną strukturę fotografii w postaci tytułowej perforacji, która jako środek formalny służący do przewijania filmu stwarza rzadko ujawnianą formę fotografii. Czyli artysta konsekwentnie przedstawił całość negatywu z naświetleniem jego powierzchni. Swe motywy dobierał jednak w taki sposób, aby znajdujące się na perforacji napisy, dziurki, znaki stały się integralną formą całości. W ten sposób nastąpiło przekroczenie obowiązującego statusu fotografii, dające ciekawe rezultaty poprzez potencjalne zwiększenie kadru zdjęcia, eksponowanego w surrealistyczny, odkrywając i kontrastując różne fragmenty banalnej rzeczywistości.

Ostatnia wystawa Jacka Sempolińskiego w Galerii Browarnej (10 sierpnia o godzinie 17.00.)

$
0
0
Jacek Sempoliński i Andrzej Biernacki

Trzeba koniecznie dodać i uzupełnić tytuł otworzona za życia i z udziałem prof. Jacka Sempolińskiego. Na wernisażu obecni byli m.in goście z Warszawy i Łodzi: prof. Wiesław Juszczak - najwybitniejszy polski filozof sztuki, prof. Irena Huml, która ciągle rozszerza swe horyzonty intelektualne i prof. Stanisław Fijałkowski, ciągle aktywny najważniejszy i "prawdziwy" uczeń Władysława Strzemińskiego, do którego dziedzictwa obecnie przyznaje się bardzo wielu twórców, zbyt wielu....



Nikt nie spodziewał się, ze niedługo na początku września pożegnamy prof. Sempolińskiego, artysty związanego z niezrealizowaną generacją z warszawskiego Arsenału. Artysta pokazał trudne do interpretacji obrazu, tworzone we własnym idiomie artystycznym, być może zbyt autonomiczne w swej koncepcji i hermetyczne. Może nie wszystkie. Niektóre z nich były w jakiś dziwny sposób dalekowschodnie, inne dziecięce by nie powiedzieć celowo sprymitywizowane, jakby dziecięcy gest miał przynieść ocalenie.



Generalnie ostatnie prace Sempolińskiego powracały do problematyki obrazowania z początku wieku, do artystów z kręgu Der Blaue Reiter czy początków konstruktywizmu. Ale wysiłek kuratora galerii Andrzeja Biernackiego należy bardzo wysoko cenić, ponieważ jest on profesjonalistą.


(Ten niebieski obraz najbardziej mi się podobał. Charakterystyczna jest jego faktura i dążenie do nieśmiertelności, ponieważ tak należy interpretować barwę płótna).


(Ten zaś przypomina o Dalekowschodniej kaligrafii i łączy się z postulatami Stanisława Fijałkowskiego nt intuicji malarza).

Mieliśmy więc z Tomkiem udany wypad do Łowicza z jego dużym i trochę zaniedbanym rynkiem oraz powolnością a nawet niedbałością toczącego się tutaj życia. Przynajmniej takie mieliśmy wrażenie z tego "miasta kościołów".

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Wczoraj minęła także pierwsza rocznica śmierci mego przyjaciela Staszka Wosia, o którym myślałem od kilku dni. Dobrze się stało, że galeria Pusta w Katowicach przygotowała pierwszą po jego śmierci prezentację. Przy okazji przeczytałem, że posłużono się moim określeniem, jako mottem. Bardzo ładnie, jednocześnie "zapomniano" o przysłaniu mi zaproszenia na wystawę, co należy już chyba do tradycji tej instytucji, czyli Centrum Kultury. Przy okazji przypomnę, że z związku wystawą Leszka Żurka  Moje ogrody i po-widoki (Galeria Pusta, Katowice.23.03- 8.05.2011) posługiwano się nawet moim tekstem - bez mojej zgody, także nie przysyłając zaproszenia na ekspozycję. Dlaczego? Nie wiem i nie robię z tego problemu. To nie są przypadki, raczej niedbalstwo i brak kultury. Listę instytucji, które posługują się fragmentami czy cytatami z moich tekstów, a nie przysyłają zaproszeń odnośnie tych ekspozycji jest znacznie dłuższa, aby wymienić przyładowało: Muzeum Narodowe w Krakowie czy BWA w Kielcach, w Jeleniej Górze.... Ale dajmy już spokój tej w sumie przykrej sprawie.



Cykl "Commemoramentum" Katarzyny Gwardiak-Kocur

$
0
0


Pani Katarzyna porusza się po różnych obszarach fotografii, którą studiowała w WSSiP w Łodzi. Podstawowym rysem jest twórczości jest poczucie bólu i towarzyszącego mu zagrożenia czy nawet zniszczenia. W mailu do mnie z  11.07.12 w następujący sposób napisała o sobie: "Uczę Podstaw fotografii i filmu w Zespole Szkół Plastycznych, tj. i w gimnazjum i liceum. To już [dopiero] trzeci rok. Zresztą do drugiego etapu konkursu w Kole zakwalifikowały się 2 prace moich uczniów: Faces Daniela Stasiaka i Infantka współcześnie wcielona Moniki Gołdyn! Z czego niezmiernie jestem dumna."


Na jej blogu można zobaczyć kilka cykli, a wśród nich wyróżniony na konkursie w Kole pt. Commemoramentum z 2011 r.,który artystka komentuje w następujący i co istotne,  przekonujący sposób: "Opisy są wyrazem zbioru tragicznych doświadczeń moich i w mojej rodzinie, które niebezpośrednio objawiają się w odpisach. Większość z nich nie przystaje w linii prostej do osób portretowanych. Opisy w ramach projektu zostały wzmocnione, język celowo jest prosty, lakoniczny.
Wybrane zdjęcia są "wyjęte" ze zbioru fotografii pamiątkowych, które wykonałam przy okazji spotkań okolicznościowych [i nie tylko] moich prywatnych, ze znajomymi czy rodziną.
W wyniku traumatycznych przeżyć fotografia stała się obiektem, na który skierowana jest złość w formie agresji.
Realne fotografie są palone/podpalane, darte, bazgrane czy traktowane kwasem." Proszę zwrócić uwagę na charakter podpisów, które są niezdarne, jakby pisane w pośpiechu, z żalem czy nawet bólem. W tym przypadku odręczne pismo wzmacnia ideę ośmiu fotografii, która dodatkowo działa poprzez swe swą zniszczoną materię. te nieobalane prace są konsekwencją programu "archeologii fotografii", ale w jej ubocznym, nie zaś głównym nurcie.


Wydaje mi się, że na wspomnianym konkursie w Kole (2012) przedstawione portrety zasługiwały na więcej niż tylko wyróżnienie, ale nie ma sprawiedliwych konkursów.




Migawki z wystawy ("Corinna Streitz, Urojenia/Gespinste", Łódź, Galeria Re:Medium. ul. Piotrkowska 113, 04.09.2012)

$
0
0
Wejście do Galeria Re:Medium. ul. Piotrkowska 113, 90-430 Łódź

Wszystko odbyło się zgodnie z zakładanym planem, pomimo zmęczenia autorki, która swe prace przywiozła dzień wcześniej  z Torunia. Podziwiałem profesjonalne przygotowanie Corinny do powieszenia dwóch cykli w Łodzi, połączonych wspólną ideą. Drugim cyklem, obok tytułowego Gespinste był Abland (2012), który zwierał także kilka kolorowych zdjęć, ale traktowanych bardzo subtelnie, tak, aby barwa nie była zbyt silną dominantą nad czarno-białą formą zdecydowanej większości wystawianych fotografii.

Grzegorz pracuje, Corinna dokumentuje, 04.09.12

Corinna na tle swej wystawy

I dalej dokumentacja

Dlaczego bardzo cenię prace Corinny? Ponieważ interesująca jest w kontekście ponowoczesności "płynna" formuła jej instalacji, która tym razem miała bardziej zracjonalizowaną, niż chaotyczną formą, jak np. w Toruniu w galerii w Wozowni. Artystka potrafi mówić w sposób osobisty, w relacji do swej rodziny, używając wielu metafor i głównie symboliki, ale niekiedy zawarte są też aluzje do obecnej rzeczywistości Niemiec. Umiejętnie łączy obraz przedstawiający z inną zdecydowanie bardziej abstrakcyjną materią, sugestywnie przenosząc własne stany psychiczne w innego rodzaju materializacje. 

Abland / Nieziemia, 2012

Przed wernisażem

Po wernisażu w Studio 102

Autorka odpoczywa i rozmawia

Ostatnie ujęcie z tego wieczoru

I co istotne!? Nie znam tego rodzaju fotografii w Europie, rozwijającej się we własnym rytmie zdarzeń i wewnętrznego życia.. Oczywiście w większej perspektywie czasowej zadziała to na korzyść Corinny. Bardzo dla mnie istotny jest także wysoki poziom artystyczny  poszczególnych fotografii w cyklach Gespinste Abland, nieistotny już dla wielu teoretyków czy krytyków, zorientowanych na socjologizowanie czy tylko ironizowanie ze świata. Trudna sztuka Corinny polegała na opowiadaniu za pomocą sugestywnych form i symboli, co zrozumiało chyba kilku studentów i adeptów szkoły filmowej w Łodzi, którzy przy okazji jej wizyty poznali autorkę. Być może znajdzie to swą konkretną materializację w postaci polskiej twórczości?


Wystawa czynna jest w Łodzi do 18.09.

Bardzo ważna wystawa - "Robert Rutoed Właściwy czas, właściwe miejsce" (Galeria Fotografii B&B, Bielsko-Biała, 7 września — 3) października 2012

$
0
0
(Jaką postawę przyjął tu autor - Robert Rutoed. Chyba chłodnego obserwatora, ale nie jestem do końca tego pewny?)

Przyjrzymy się tekstowi, który towarzyszy wystawie Roberta Rutoeda  Właściwy czas, właściwe miejsce: "Bycie w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze jest zazwyczaj powiązane ze szczęściem i powodzeniem. Ale co się dzieje, jeżeli jesteśmy w odpowiednim miejscu, ale w złym czasie? Czy wiemy wtedy, że to jest odpowiednie miejsce? I co jeśli po wszystkim zmienia się w nieodpowiednie miejsce? Ale w odpowiednim czasie?

(Ta atrakcyjna fotografia jest inscenizowana i nie pasuje mi jednak do ukazywania problemu  "real life"!)

Ktokolwiek straci orientację czytając tę myśl, odnajdzie ją na ostatnich zdjęciach Roberta Rutoeda. Urodzony w Wiedniu fotograf przez pięć lat wędrował z aparatem po Europie. Okazał się być wnikliwym obserwatorem często tragikomicznych widoków: niewidomy mężczyzna , który znajduje orientację wiodąc swoją laską w torach tramwajowych, bezradny łabędź znajdujący się w zamarzniętej tafli jeziora albo mężczyzna bez nóg, operator strzelnicy utworzonej w ruinach budynku. Robi się makabrycznie, kiedy twarze Papieża, Hitlera i Mussoliniego patrzą z etykiet butelek wina."

(Znamy takie obrazki, kiedy ludzie w bezsensowny sposób ryzykują życiem)

Roberta poznałem kilka lat temu w Bratysławie, kiedy na Portfolio Review w swych zdjęciach pokazywał  mocno krytyczne spojrzenie na europejską rzeczywistość. Jego "ostre oko" było jednak dla mnie za mocne... Dotyczyło przede wszystkim Austrii, i jak pamiętam, dotykało także problemu konsumpcji mięsa w niezwykle sarkastycznym ujęciu. Robert zainteresowany był pokazaniem swych prac w Polsce, skierowałem go do galerii w Bielsko-Białej. Tu jednak widzę trochę inne prace.

(Ta fotografia odnosi się także do znanych kryminalnych wydarzeń z Austrii, ale także Polski i innych krajów. Jest "na czasie"..., pomimo ciekawego kiczowatego sztafażu).

Te zdjęcia, o czym mówiłem tez Robertowi w Bratysławie, oczywiście wpisuje się w różnorodne konteksty fotografii: Henri Cartier-Bressona, Martina Parra i (co dodaję teraz) Klausa Pichlera. Ważna jest tu kolejność nazwisk oraz to, że prace  Roberta Rutoeda w odróżnieniu od nowych realizacji Parra dotykają prawdziwych problemów Europy, jak wyobcowanie, nietolerancja, nieokreślone zagrożenie i codzienna śmieszność życia. Prace pokazują nieszczęście ludzie, bądź zwykły banał życia w jego paraegzystencjalnej formie. Życie jest okrutne, tylko staramy się tego nie dostrzegać. Próbuje to jednak czynić autor, niejako za nas. Krytyczna funkcja fotografii istnieje nadal, choć w nowej zaskakującej formie.

(Rodzi się pytanie - czy ten człowiek zdany jest sam na siebie? Zwraca uwagę świetny kadr, czyli brak wszystkich twarzy).

(Puste gesty?)

I na koniec kilka informacji o autorze po angielsku:

Robert Rutoed, born in Vienna, lives in Austria. Photographer and filmmaker. Made numerous
short feature films with screenings worldwide. Photographic work exhibited throughout Europe, the
United States and Asia. Books: Less Is More (2009), grayscales. early b&w photographs (2010),
Right Time Right Place (2012).

Website: www.rutoed.com

Selected exhibitions:
Right Time Right Place (WUK Projektraum, Vienna, Austria) S 2012
Right Time Right Place (Galeria Fotografii, Bielsko-Biała, Poland) S 2012
About Photography (M. Žilinskas Art Gallery, Kaunas, Lithuania) G 2012
An Eye for an Ear (Galerie Huit, Arles, France) G 2012
The Fence (Photoville Photography Festival, New York, USA) G 2012
Simply (Center for Fine Art Photography, Colorado, USA) G 2012
klpa12 (Warehouse Gallery, Kuala Lumpur, Malaysia) G 2012
Kolga Tbilisi Photo (Tbilisi, Georgia) G 2012
Photo Annual Awards (Wall Gallery, Teplice, Czech Republic) G 2012
BlowUp! Angkor (Angkor Photo Festival, Siem Reap, Cambodia) G 2011
Foto8 Summershow (Host Gallery, London, UK) G 2011
NYPHA‘11 Awards (Photographic Centre Peri, Turku, Finland) G 2011
Provocation (NY Photo Festival, powerHouse Arena, New York, USA) G 2011
Public Space (Austrian Museum of Architecture, Vienna, Austria) G 2010
WoRK (NOPA Gallery, New Orleans, USA) G 2010
Less Is More (Siebensterngalerie, Vienna) S 2010

Further information:
www.rutoed.com/righttime-rightplace



Robert wrote:
"Probably to mention that "Right Time Right Place" recently
received "Special Prize from Czech Center of Photography"
at Photo Annual Awards, and one photograph of the series
is nominated for New York Photo Awards 2012 in the category
 Fine Art."

"Symbioza" Igora Olesia (wernisaż 03.10.12 ul. Piotrkowska 102, Łodź)

$
0
0


Co napisał sam autor o swej wystawieSymbioza w tekście pod tym samym tytułem? " Symbioza, czyli współistnienie zjawisk lub osób wzajemnie na siebie wpływających.

Każdy zna taki moment w swoim życiu, w którym odcina się od całego świata. Spędza wtedy czas sam ze sobą i adaptuje swoje otoczenie, tak, aby stworzyćswój własny azyl - przestrzeń, w której odpoczywa. W moim przypadku była to przestrzeń lasu - przestrzeń natury. Symbioza opowiada o momencie, czasie, w którym czułem ogromną więź z naturą i chciałem do niej należeć - stanowić jej część. Trwając w tym stanie zmęczenia rzeczywistością, trwałem w symbiozie z otoczeniem, które podświadomie samo się nasunęło i samo mnie przyciągnęło.

Ludzie otaczają się naturą i samodzielnie adaptują ją na swoje potrzeby - w sposób mniej lub bardziej świadomy, choćby poprzez prowadzenie ogrodu, spacer po lesie czy dekorowanie wnętrz kwiatami. Stąd połączenia naturalistycznych kadrów z wykreowanymi przeze mnie obiektami-rzeźbami, które są metaforą tych tworzonych, często podświadomie, ogrodów i ogródków.

jest próbą stworzenia mojej wizji , który może z pozoru wygląda dość mrocznie i niepokojąco, jednak ja znalazłem w nim schronienie i odzwierciedlenie nagromadzonych we mnie emocji tamtego czasu." Analizując tekst można zarzucić mu brak dramaturgii czy jakiegoś szczególnego "momentu", ale pamiętajmy, że pisał to człowiek bardzo młody, który nie ma w sobie bagażu życiowego czy filozoficznego. Poczekajmy na ważniejsze konkluzje, które może powstaną w niedalekiej przyszłości.

Igor Oleś posiada wszelkie auty, aby za kilka może kilkanaście lat być ważnym artystą, tj. prezentować wysoki poziom intelektualny swych prac czy wystaw, połączonych z nową formą. Oczywiście wszystko zależy od niego i ... od szczęścia, gdyż jest ono nieodzowne, nawet przy wybitnym talencie. Fotografie, które zapowiadają ekspozycję w Łodzi są bardzo ciekawe, szczególnie polecam pierwszą z nich.

(Bardzo dobry portret maskujący tożsamość postaci, pewnie samego autora?)

(Równie ciekawa "symbioza" - nagiego ciała i przyrody)

(Zaskakująca praca!, ponieważ natura została zamknięta i uwięziona. I stała się także  konceptualnym obiektem, który bardzo dobrze został sfotografowany, tak abyśmy nie widzieli wszystkiego).


P.s. Refleksje po wernisażu. Było bardzo dużo młodych osób, także z innych łódzkich szkół. Wystawa bardzo udana, gdyż w każdym ujęciu autor potrafił utrzymać podobny, charakterystyczny "mroczny" klimat, który słusznie Ewie Bloom-Kwiatkowskiej przypominał słynny film Larsa von Triera "Antychryst", o czym powiedziała Igorowi Olesiowi. Formuła stylistyczna stosowna przez fotografa jest bardzo szeroka, od zdjęć w plenerze, poprzez studio do "obiektów", w których inscenizuje i rzeźbi. Ta wszechstronność i swoboda wyróżnia go z generacji urodzonej w końcu lat 80. XX w. Zdecydowanie wolę taki styl od popularnego coraz bardziej Polsce filmowo-teatralnego, składającego się z "dowolnych" i najczęściej sztucznie wypreparowanych obrazów, jaki dominuje w czeskiej Opavie i coraz częściej w szkole filmowej, niestety.


Andrei Liankevich - "Pogaństwo" w Galerii Punctum w Łodzi (14.09-31.10.12)

$
0
0

Marta Szymańska i  Andrei Liankevich , fot. K. Jurecki

Wiele spodziewałem się po prezentacji Andreia Liankevicha (ur. w 1981 r. w Grodnie), który mimo młodego wieku jest bardzo znanym fotografem białoruskim w Europie. I nie zawiodłem się. 

Ekspozycja pt. Pogaństwo jest bardzo interesującym spojrzeniem kulturowym, etnograficznym, ale także czy przede wszystkim fotograficznym, ponieważ autor operujący tylko (i bardzo dobrze) fotografią czarno-białą nie tylko ukazał prawdziwe i domniemane relikty pogaństwa, ale nadał im własną wizje - trochę tajemniczą, trochę surrealistyczną i dokumentalną, podkreślając obrzędowość i ceremoniał. Nie epatował poszczególnymi ujęciami. Umiejętnie niczym filmowiec tworzył nastrój niejednoznaczności, ale czasami także ironii poszczególnych scenek.


(Świetne zdjęcie pod światło, które jest plakatowym ujęciem, lekko demoniczno-ironicznym)

(Podobną radosną obrzędowość pokazywał w latach 30. XX wieku Józef Szymańczyk, o którym mówiłem autorowi po wernisażu)

(W tym zdjęciu  Andrei Liankevich trochę ironizuje i bardzo dobrze...)

(To zdjęcie wygląda jak "obiekt surrealistyczny", a jest portretem z użyciem liści)


Sukces tej wystawy oraz albumu, jaki opublikował autor polega na wszechstronnej analizie zadziwiającego tematu, jakim jest tradycja pogańska we współczesnym, teoretycznie ponowoczesnym społeczeństwie, wyzbytym wszelkiej tradycji religijnej i zabobonów. Ale na wsi życie toczy się innym rytmem czy nawet czasem. Jest wciąż w tradycji patriarchalnej i chyba XIX wiecznej?  Mało tego, po obejrzeniu wystawy, uświadomiłem sobie, że w bardzo podobny sposób "żyje" ona w Polsce i innych krajach słowiańskich. Tylko w Polsce nikt się tym nie zajmował. Może teraz, po swoistej lekcji  Andreia Liankevicha.  



Wernisaż. fot. K. Jurecki


Ekspozycja niech będzie także dowodem na to, ze bardzo ważna jest koncepcja i wnikliwe zgłębianie jej, we wszelkich możliwych kontekstach, czego niewątpliwie dokonał autor. Co prawda jedno zdjęcie pochodzi z Ukrainy, a nawet z Karpat, ale nie przeszkadza to w niczym oryginalności pokazu. Wystawa jest zdecydowanie ciekawsza, choć teoretycznie mniej atrakcyjna od poprzedniej pokazanej w tej galerii. Pokaz Phillipa Toledano posiadał także błędy techniczne, zauważalne dla wnikliwego obserwatora. Moze ktoś wie, co mam na myśli?

Ekspozycja była bardzo ciekawie zaaranżowana przy użyciu wypchanych ptaków, co podkreślało jej "pogański", czyli barbarzyński charakter

Prezentowany jest także ciekawy film, zrealizowany w oparciu o zdjęcia  Andreia Liankevicha 

"Ulica Krokodyli. Waw.pl" Krzysztofa Miszułowicza (Muzeum Literatury w Warszawie (20 września do 31 października 2012)

$
0
0
(Manekiny - jeden z najważniejszych rekwizytów młodopolskich, którego siła trwa nadal)

Jest to wystawa towarzysząca ekspozycji pt. Bruno Schulz. Rzeczywistość przesunięta, która na nowo próbuje reinterpretować wybitną twórczość prozatorską i rysunkowo-graficzną z okresu międzywojennego, artysty z ówczesnego marginesu, z dziś z samego centrum. 



Kim jest zaś fotograf Krzysztof Miszułowicz? Przytoczymy kilka zdań ze strony Muzeum Literatury, gdzie znajduje się jego bardzo kompetentny biogram twórczy: "Krzysztof Miszułowicz pierwsze poważne spotkanie z fotografią przeżył w latach 60. w Warszawskim Towarzystwie Fotograficznym pod kierunkiem mentora polskiej fotografiki Witolda Dederki. Nie zdecydował się wówczas na zawodowstwo, skończył psychologię na UW. Od dziesięciu lat znowu czynnie uprawia fotografię, która nie jest dla niego tylko sztuką, nie jest również bezosobową dokumentacją, jest raczej sposobem subiektywnej percepcji i rejestracji rzeczywistości, której Miszułowicz przygląda się uważnie, z pełnym wątpliwości, sceptycznym zainteresowaniem. Nie stawia ostrych tez, sam nie do końca pewny, cały czas tropi i próbuje uchwycić te drobne chwile, w których materia dotyka transcendencji, gdy gest, grymas czy cień powodują, że zdjęcie wyrywa rzeczywistości odprysk prawdy. Śledzi uważnie codzienność i szuka odpowiedzi na niesprecyzowane jednoznacznie pytania. 

(Przenikanie się światów, tylko który z nich jest prawdziwy?)

Zafascynowany „innością” prawosławia odwiedził i uwiecznił na kliszy prawie wszystkie monastery w Polsce, poznał ich mieszkańców, brał udział w nabożeństwach, towarzyszył pielgrzymom na św. Górę Grabarkę, wielokrotnie spędzał z mnichami święta Epifanii i Wielkiej Nocy. Wiele jego prac było pokazywanych w kraju i zagranicą na wystawach poświęconych polskiemu prawosławiu, wielokrotnie były reprodukowane w „Przeglądzie Prawosławnym”. Stworzył również wspaniały cykl zdjęć przedstawiających cmentarz żydowski na warszawskiej Woli. Między innymi dzięki tej fascynacji, powrócił po latach do prozy Schulza, która — jak mówił — przy pierwszym podejściu drażniła go. To drugie spotkanie okazało się jednak niezwykle owocne."

(Erotyzm reklam, które działają swą zmysłowością, nie zaś poziomem artystycznym, który przestał być istotny)

Na podobny pomysł konfrontowania nowej i zmiennej rzeczywistości przesiąkniętego erotyzmem miasta z oniryczną i równie erotyczną wizją "wpadł" także kilka lat temu Tomasz Sobieraj, ale były to zupełnie inne realizacje, która mona znaleźć na jego stronie, którą przy okazji polecam: http://www.sobieraj.art.pl/component/option,com_zoom/Itemid,2/catid,9/lang,pl/


Fotografia uliczna w wydaniu  Miszułowicza jest wszechstronna, co wynika  w umiejętnego "bycia" na ul. Chmielnej w Warszawie, jak także wczytaniu się w literaturę Schulza, która stała się dla niego niezwykłą podnietą twórczą. Powstaje istotne pytanie, czy warszawski fotograf dodał coś do wizji twórcy z Drohobycza. W warstwie obrazowej stworzył nową jakość, ale o zupełnie innej wartości artystycznej.... Jego wizja wizja jest także erotyczna, ale wykorzystuje świadomie efekt kontrastowania ruchu, form abstrakcyjnych z erotycznymi, także ważną rolę spełnia kontrast beli i czerni. Czynił to świadomie, tak aby wizja była także nierealna albo super realna.

(Zdjęcie, które z pewnością bardzo podobałoby się Schulzowi. Może także znalazłoby się na okładce jego słynnej książki?)

(Napisy też odgrywają swą rolę! Wiedział o tym już Atget i Weegee)

W warstwie fotograficznej, gdyż ona jest tu najważniejsza dostrzegam tu "ślady" Cartier-Bressona, ale także niemieckiej "fotografii subiektywnej" i Joela Meyerowitza, który nadał fotografii ulicznej nowego znaczenia. Krzysztof nie jest fotografem "topowym", jak np. Tadeusz Rolke, ale także z określoną wizją, która powoli rozwijana jest przez lata. Miejmy nadzieję, ze to spostrzeganie świata będzie mogło zaistnieć na dużej wystawie retrospektywnej. Wtedy zobaczymy, czy jego całe widzenie jest równie interesujące, jak 70 zdjęć poświęconych Schulzowi, wśród których znajdziemy bardzo dobre portrety, sugestywne widoki niechcianej(?) Warszawy czy rewelacyjne ujecie z gołębiami, które są tyleż wdzięcznym, co trudnym, gdyż zwykle banalnym tematem.

Fotograf potwierdził znaną tezę, że nie trzeba lecieć do Nowego Jorku, aby wykonać nowe ujęcie miasta. W tym przypadku pomogła własna estetyka i proza Schulza. Efekt jest bardzo interesujący!


(Ale też można pokazać kontrast miasta i życia, a przede wszystkim jego ulotność oraz w podtekście szybkie przemijanie życia) 

Bogdan Konopka. Nasz sukces na FIAC (2012) w tym decydującym momencie

$
0
0
Od lewej: Jürgen Nefzger, Man Ray, Bogdan
Konopka, (fot. B. Konopka)

Każdy moment życia jest decydujący, każda chwila potencjalnie istotna dla fotografii. Prawie każdy kadr wart utrwalenia. Tylko jak to uczynić? Na jednych z najważniejszych tragów sztuki na świecie  FIAC w Paryżu,   w przestrzeni  galerii   Françoise Paviot  z Paryża,  swą fotografię, która została już sprzedana(!) wystawia Bogdan Konopka. Pokazany został  obok Man Ray'a i interesującego fotografa niemieckiego mieszkającego we Francji Jürgena Nefzgera, którego twórczość polecam polskim fotografom. A zwłaszcza jego cykl wykonany kilkadziesiąt km od Paryża pt. Holzwege. Zainspirowany był on słynną powojenną książką Martina Heideggera, której idee  Nefzger przeniósł do sytuacji obecnej, ale w paradoksalny sposób.

Prace Man Ray'a  i Bogdana Konopki,  (fot. B. Konopka)

Bogdan Konopka, Le Touquet - Paris Plage, Casino du Palais, X  2002, z cyklu Au de la du visible
(fot. B. Konopka)

W XXI wieku polski fotograf mieszkający w Paryżu osiągał niebywały sukces artystyczny i po części komercyjny. Wystawia w prestiżowych galeriach i muzeach, jego prace publikuje Centrum Pompiodu. Pomijanie jego dokonań w opracowaniach typu przeglądowego i historycznego, jak w ważnej książce Adama Mazura, Historie fotografii w Polsce 1839-2009 (s. 5832), jest błędem, o czym wspomniałem już w mini recenzji tej publikacji w magazynie "Exit" 2011, nr 2.

Dlaczego twórczość Konopki jest tak istotna? Pisałem na ten temat kilka razy. Stworzył on własny styl, inspirując takich fotografów, jak np. Eryk Zjeżdżałka czy bardzo zdolny Marcin Sudziński oraz dlatego, że potrafi panować, w przeciwieństwie do Wojciecha Wilczyka, nad fotografowanym obiektem, nadając mu własny niepowtarzalny wyraz wizualny. Zaś na bardzo nierównej wystawie i przede wszystkim w albumie  pt Niewinne oko nie istnieje nad koncepcją Wilczyka, jeśli taka w ogóle istniała(?) panował przypadek i pośpiech w dokumentacji. Dlatego poza nierówną temperaturą koloru wielu zdjęć pojawiają się tak "ważne", lecz niepotrzebne elementy kompozycji, jak samochody, kałuże, śnieg w przypadkowym kadrze zdarzeń. W tym cyklu rzeczywistość wizualna zdominowała i nawet ograniczyła potencję twórczą fotografa, przesuwając je na pozycje bliskie fotoamatorstwa, czyli fotografii pozbawionej stylu.  Sama idea nie obroni zdecydowanej większości tych prac, nad czym warto się zastanowić.

Przepisywanie i plagiat Agnieszki Gniotek, czyli jak pisać noty o fotografiii?

$
0
0
Agnieszka Gniotek "ekspert do spraw rynku fotografii" zajmuje się od kilku lat aukcjami fotograficznymi  tzw. PR oraz pisaniem tekstów o sztuce i fotografii, m.in. dla "Formatu" i "Exitu". Niedawno natrafiłem na jej stronę  http://www.fotoconnect.pl/, gdzie znalazłem kilka not mojego autorstwa, choć nie dosłownych, gdyż są to moje skróty z  przygotowanych przeze mnie w 2004 r. opracowań dla Instytutu A. Mickiewicza, łatwo dostępnych w internecie dla każdego. Ale nie wolno ich publikować jako swoich, co powinien wiedzieć każdy, nawet już w gimnazjum. Dlatego teraz zdecydowałem się opisać ten trwający od 2007 roku problem, ponieważ wówczas miał miejsce pierwszy precedens przepisywania przez w/w autorkę moich not, co jest niedopuszczalne. 


I. (2007-08)
W 2007 r. w katalogu Aukcji Kolekcjonerskiej znalazłem noty, które były przepisaniem lub skrótem moich opracowań zamieszczonych na portalu Instytutu A. Mickiewicza www.culture.pl  Jerzego Lewczyńskiego, nieżyjącego wówczas Zdzisława Beksińskiego, Zygmunta Rytki, Wojciecha Zawadzkiego, Bogdana Konopki, Ireneusza Zjeżdżałki. W związku z czym 19 lutego 2008 napisałem maila z tematem "plagiat 2 not z kat. Polska Fotografia Kolekcjonerska", który został wysłany do kilku osób: m.in. samej zainteresowanej, Eryka Zjeżdżałki z "KF", Adama Mazura z CSW i ówczesnego redaktora Andrzeja Lubomirskiego z Instytutu A. Mickiewicza, który interweniował w tej sprawie.

"Szanowni Państwo,

Niedawno kupiłem katalog "Polska fotografia kolekcjonerska", w którym znalazłem dwie skopiowane z www.culture.pl dwie noty, które są mojego autorstwa. Nie są to zwykłe biogramy, ale zawierają jednocześnie interpretacje twórczości artystów. Pod notami podpisały się panie: Agnieszka Gniotek i Marika Kuźmicz.

Nie jest to pierwsza historia z wykorzystaniem not mojego autorstwa, a w związku z tym będąca naruszeniem moich praw autorskich przez portal www.artinfo.pl. Podobna sprawa miała miejsce w przypadku noty Janusza M. Brzeskiego i po mojej interwencji u pani K. Włodarskiej zakończyła się umieszczeniem informacji - "opracowano na podstawie noty K.Jureckiego". Nie poinformowano mnie jednak kto popełnił plagiat.

Mijają kolejne miesiące i sprawa powtarza się w dużym wydawnictwie komercyjnym - nakład 1500 egzemplarzy, ale tym razem znam już autorów procederu, z którym zamierzam walczyć.

W załączniku przesyłam oryginalną notę z portalu www.culture.pl. Na czerwono zaznaczyłem skopiowane fragmenty. Przepisując fragmenty z moich opracowań wystarczyło po prostu podpisać "opracowano na podstawie K.Jurecki...".

Proszę o wyjaśnienie całej sytuacji, która w bardzo złym świetle stawia zarówno wydawcę jak i autorów katalogu "Polska fotografia kolekcjonerska".

Z poważaniem
Krzysztof Jurecki"

Taka odpowiedź nadeszła od A. Gniotek: biuro@artinfo.pl w dn. 19.02.2008 [zachowuję oryginalną pisownię]:

"Szanowny Panie Krzysztofie,

noty w katalogu aukcyjnym w większości opracowywane są na podstawie materiałów przesyłanych przez autorów prac (oczywiście dotyczy to autorów żyjących). W pozostałych przypadkach opracowaując katalog aukcyjny, ktory co prawda ma wyższe ambicje niż zwyczajowe katalogi ofertowe, bo zależy nam na popularyzowaniu frptografii, niemniej nadal pozstaje katalogiem aukcyjnym, posiłkujemy się internetem, portalami o sztuce, fotografii, stronami własnymi artystow. Zamieszczone noty nie predendują do miana opracowań naukowych, sa natomiast podstawową wskazowką dla kolekcjionerów. Wymienione autorki katalogu ją podpisane jako redaktorki, co jest zgodne z prawdą. Czyli są odpowiedzialne za opracowanie not na podstawie dostęnych im żrodeł. Nie ma możliwości, aby przy takim katalogu, będacym ofertą rynkową, prowadzić badania na temat tworczości każdego z fortografów i przygotowywać teksty autorskie, to nie ten typ wydawnictwa. Posiłkując się rożnymi żrodlami nie wypisujemy bibliografii, bo w katalogach aukcyjnych nie ma takiej praktyki i nie ma na to miejsca. Wydaje mi sie, źe słowo plagiat jest tu za mocne, ale sądze że wynika z niezrozumienia natury wydawnicwa o jakim mówimy. Jeśli poczuł się Pan urażony wykożystawniem w nim także przygotowywanych przez Pana not, to w kolejnych edycjach klatalogu zostaną one wycofane. Pragnę bardzo przeprosić, że poczuł się Pan urażony faktem posiłkowania się przy opracowywaniu not biogramami Pana autorstwa, choć zaznaczone przez Pan fragmenty to w większości powszechnie dostępne dane biograficzne, ale rozumiem, że może Pan mieć na ten temat odrębne zdanie. Jest mi ogromnie przykro, że odczuł Pan dyskonfort zwiazany z publikacją katalogu aukcyjnego i obiecuję, że wskazane przez Pana noty zostaną zmnione i przeformuowane tak, aby nie nosiły znamion powinowactwa z Pana biogramami z culture.pl Z wyrazami szacunku Agnieszka Gniotek" 

Nigdy nie zgodzę się z taką interpretacją, tym bardziej że mieliliśmy do czynienia z działaniami komercyjnymi na rynku fotografii, ale nie uprzedzajmy faktów. Jestem ciekawy, co do powiedzenia w tej całej sprawie ma Marika Kuźmicz? I czekam na jej odpowiedź, także w sprawie opublikowanych not w katalogu Kolekcjonerska  Aukcja Fotografii, BRE Bank, Warszawa 2010.

Poniżej ówczesna moja wersja z nieistniejącej już strony z www.culture.pl o Beksińskim oraz na pomarańczowo moje zdania w tekście A. Gniotek z katalogu aukcujnego, który w dalszym ciągu jest źródłem bibliograficznym . Warto się zastanowić dlaczego niektóre noty z katalogu aukcji duetu Gniotek i Kuźmicz są lakoniczne, inne długie i rozbudowane merytorycznie?

ZDZISŁAW BEKSIŃSKI

języki: polski 
Urodzony w 1929 roku w Sanoku, zmarł 22 lutego 2005 roku w Warszawie. Absolwent architektury na Politechnice Krakowskiej (1952). Początkowo fotograf (1953-1960), potem rysownik, grafik i malarz. Między 1955 a 1959 rokiem jednocześnie fotograf i malarz. W swej twórczości na początku lat 60. z powodzeniem zajmował się także rzeźbą.Członek ZPAP, a w latach 1957-1963 także ZPAF.

Po ukończeniu studiów na Politechnice Krakowskiej Beksiński wrócił do rodzinnego Sanoka. Już w pierwszej połowie lat 1950. wykonał dojrzałe prace fotograficzne, a także zainteresował się malarstwem, a później malarstwem materii. W 1957 roku zawiązała się nieformalna grupa: Beksiński, Lewczyński, Schlabs, która aktywnie działała do 1959 roku, choć jej ostania wystawa zorganizowana przez Otto Steinerta odbyła w w Deutsche Gesselschaft für Photografie w Kolonii. W ramach grupy Beksiński był najbardziej zorientowanym teoretycznie artystą i wykonał najbardziej radykalne prace o charakterze surrealistyczno-ekspresjonistycznym.

Indywidualna wystawa jego prac miała miejsce w Gliwickim Towarzystwie Fotograficznym w 1958 roku. Z jednej strony pragnął kontynuować doświadczenia międzywojennej awangardy i modernizmu fotograficznego, głównie z kręgu surrealizmu francuskiego–fotograficznego i malarskiego, ale z drugiej - kwestionował wszelkie wartości artystyczne. Szybko więc wyczerpał i do pewnego stopnia ośmieszył tendencje modernistyczne (awangardowe), do których starał się nawiązać. Był przekonany, że sztuka nowoczesna na całym świecie kończy się a rozpoczyna etap "nowej klasyki", wykorzystujący syntezę różnych, uważnych do tej pory za sprzeczne, kierunków artystycznych.

W 1959 roku w Gliwickim Towarzystwie Fotograficznym miała miejsce wystawa tej nieformalnej grupy, która przeszła do annałów historii fotografii polskiej jako ANTYFOTOGRAFIA. Beksiński zaprezentował na niej słynną pracę GORSET SADYSTY oraz zestaw czternastu prac bez tytułu, które powstały z inspiracji fotografią surrealizmu i teorią montażu filmowego słynnego radzieckiego konstruktywisty Wsiewołoda Pudowkina.W zestawach Beksiński wykorzystywał zdjęcia amatorskie, reprodukcje z czasopism (w tym z pism pornograficznych), zniszczone negatywy, jak też reprodukcje tekstów słownikowych, które zestawiał w formie odwołującej się do narracji filmowej. Wszystko opatrywał szokującymi i zaskakującymi tytułami wchodzącymi w interakcję z zestawionymi fotografiami. W 1958 roku w numerze 11. "Fotografii" opublikował tekst "Kryzys w fotografice i perspektywy jego przezwyciężenia" – jeden z najważniejszych teoretycznych tekstów na temat fotografii, jakie napisano w Polsce w XX wieku.

Jego dorobek fotograficzny liczący sto kilkadziesiąt fotografii, zachowany wyłącznie w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, należy do najważniejszych osiągnięć fotografii polskiej XX wieku, będąc prekursorskim do body-artu, konceptualizmu i sztuki fotomedialnej, gdyż artysta z założenia starał się przekraczać istniejące kanony w fotografii artystycznej.

Beksińskiemu przeszkadzały ograniczenia medialne fotografii i niemożność ingerencji w otrzymany pozytywowy obraz. Ostatnie swoje nadzieje około 1960 roku wiązał jeszcze z fotomontażem, ale projekty nie wyszły poza fazę prób.

Później poświęcił się malarstwu. W 1959 roku brał udział w prestiżowej III WYSTAWIE SZTUKI NOWOCZESNEJ w "Zachęcie" w Warszawie a w 1960 roku w jeszcze bardziej ważnej ekspozycji przygotowanej z okazji Kongresu AICA w Krakowie (wraz ze Zbigniewem Makowskim, Markiem Piaseckim i Bronisławem Schlabsem). W końcu lat 1950. i na początku 1960. Beksiński był jednym z najciekawszych polskich malarzy; odwoływał się do poezji Reinera Marii Rilkego (obraz MALTE) i treści egzystencjalnych. Około 1960 roku wykonywał prace graficzne o ekspresjonistyczno-turpistycznej formie w technice heliotypii na materiale fotograficznym oraz rzeźby z gipsu i metalu nawiązujące do twórczości Henry Moore'a. W drugiej połowie lat 1960. poświęcił się grafice i rysunkowi nasyconym perwersyjnymi erotycznymi obsesjami, które przenikały się z symbolami śmierci.

Duże znacznie dla jego kariery artystycznej miała wystawa w Starej Pomarańczarni w Warszawie zorganizowana przez Janusza Boguckiego w 1964 roku, która spowodowała, że artysta stał się modny i poplularny. W katalogu do tej wystawy Bogucki zwrócił uwagę na charakterystyczny styl Beksińskiego oparty na sprzecznych założeniach estetycznych:
"Wiąże się z tym współistnienie w pracach Beksińskiego dwóch jeszcze innych dążności na pozór elementarnie sprzecznych. Upraszczając można by powiedzieć, że jest to współistnienie bardzo radykalnego nowatorstwa z głęboko zakorzenionym tradycjonalizmem."
Od końca lat 60. do początku 70. w jego twórczości pojawiły się motywy religii Dalekiego Wschodu, w czym było widać wpływ, jaki wywarł na artystę katowicki twórca Andrzej Urbanowicz, z którym, podobnie jak Jerzy Lewczyński, pozostawał w bliskich kontaktach. Twórczość Beksińskiego z lat 80. wykazuje nawiązania do metody "fotografowania snów" (określenie artysty), a także do malarstwa barokowego, malarstwa dziewiętnastowiecznego i abstrakcji niegeometrycznej w wyniku czego stworzył indywidualny styl, w pracach o tematyce etotycznej, w pejzażu czy w portrecie zbliżający się do wizji apokaliptycznych, balansując na granicy kiczu. Od końca lat 90. artysta tworzy także grafiki cyfrowe – kolorowe i czarno-białe, siegając w nich po swe zdjęcia.

Bardzo istotna jest fotograficzna twórczość artysty i wczesny okres jego twórczości rzeźbiarskiej i malarskiej do końca lat 70. Był jednym z nielicznych artystów, który na początku lat 60. świadomie porzucił dziedzictwo awangardowe poszukując syntezy różnych stylistyk, co można łączyć z zapowiedzią przełomu postmodernistycznego, jaki nastąpił w sztuce światowej w latach 60. i 70. a w polskiej w latach 90. Twórczość fotograficzna Zdzisława Beksińkiego pokazana została na kilku wystawach: ZDZISŁAW BEKSIŃSKI. OD AWANGARDY DO POSTMODERNIZMU, Muzeum Regionalne w Kutnie, 1993; ANTYFOTOGRAFIA I CIĄG DALSZY. BEKSIŃSKI, LEWCZYŃSKI, SCHLABS, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, 1993; ZDZISŁAW BEKSIŃSKI. FOTOGRAFIE 1953-1959, Muzeum Narodowe w Gdańsku, 2001/2002.

Prace w zbiorach: Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Historycznego w Sanoku.
Krzysztof Jurecki
Muzeum Sztuki w Łodzi
sierpień 2004
aktualizacja: luty 2005




II. (2010-12)

W 2012 r. przypadkowo natknąłem się w internecie na stronę http://www.fotoconnect.pl/ zredagowaną już w 2010 przez Agnieszkę Gniotek, gdzie powtórnie znalazły się skróty kilku moich  not:: Jerzego Lewczyńskiego, Bronisława Schlabsa,  Ireneusza Zjeżdżałki, Antoniego Mikołajczyka, Łodzi Kaliskiej czy Bogdana Konopki, ta ostatnia z moim błędem, gdyż przez pomyłkę podałem, że Bogdan Konopka miał indywidualną wystawę w Paryżu w 2003 w Centrum Pompidou. Niestety sprawa wykorzystywania moich not  powtórzyła się. Posłużę się moim biogramem z IAM Antoniego Mikołajczyka [http://www.culture.pl/baza-sztuki-pelna-tresc/-/eo_event_asset_publisher/eAN5/content/antoni-mikolajczyk], w którym zaznaczam na czerwono identyczne zdania z biogramu A. Gniotek ze strony:  


"Artysta intermedialny, zajmował się fotografią, malarstwem, wideo i instalacją. Urodzony w 1939 w Siemianowicach, zmarł w 2000 w Łodzi.

Wykładowca od początku lat 90. a od 2000 roku profesor zwyczajny na ASP w Poznaniu i na ASP (wcześniej PWSSP) w Łodzi, gdzie uczył w latach 1972-1977 i 1997-98. Od 1968 roku członek ZPAP, a od 1970 roku - ZPAF.

W latach 1962-67 studiował na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu (dyplom z malarstwa w pracowni Bronisława Kierzkowskiego). Do 1969 roku pracował na uczelni.W 1963 roku był współorganizatorem grupy fotograficznej Rytm, konkurencyjnej wobec grupy Zero 61. Działał także w Studenckim Twórczym Klubie Filmowym "Pętla" (1963-69), w którym realizował filmy eksperymentalne, a później w grupie Krag, która działała interdyscyplinarnie. Mikołajczyk na pokazach Kręgu wystawiał obrazy olejne i fotografie. Od lat 1966/67 do 1969 roku działał w grupie Zero 61, biorąc udział w ostatniej ich wystawie w tzw. "starej kuźni" w Toruniu (1969). Znalezione na miejscu zniszczone przedmioty użyto wraz z przygotowanymi zdjęciami, a właściwie obiektami fotograficznymi do konfrontacji z pojęciem "fotografii artystycznej", które zostało zaatakowane i zakwestionowane.

Mikołajczyk w tym czasie specjalizował się w fotografii barwnej o metaforycznym (Portret wielokrotny, 1967) i dokumentalnym charakterze (Wiatrak), a także w reporterskiej (Szary dzień). Jego obrazy malarskie były wykonane w koncepcji abstrakcji aluzyjnej. W 1970 roku powstał w Łodzi Warsztat Formy Filmowej, którego Mikołajczyk był jednym z członków, brał udział takze w różnego rodzaju interwencjach i skandalach. Na wystawie Fotografowie poszukujący zaprezentował kilka obiektów (Koszula, Akt, Wychodzący), do których użył tradycyjnej formy fotograficznej przekraczając jednocześnie jej granice. W 1973 roku brał udział w Akcji Warsztat (Muzeum Sztuki w Łodzi, 1973), gdzie zaprezentował Konstrukcję - instalację przestrzenną z użyciem światła, co stało się wyznacznikiem jego dalszej drogi twórczej.

W latach 70. wykonywał prace analityczne badające zagadnienia relacji obrazu, jego stosunku do linii i pogranicza medium fotograficzno-filmowego (Anatomia, 1974). Wykonywal także wideo-instalacje (Rejestracja pionowa, 1976). Interesowało go pojęcie rejestracji totalnej w fotografii i określania danego miejsca i transmisji rzeczywistości jednego medium (np. fotografii) w inne (rzeźbę), oraz tzw. zapisy światła, które zgłębiał w wersji geometrycznej i rzadziej ekspresyjnej (także w formie barwnych zdjęć) będącej relacją z zapisu drogi. Brał udział w słynnej wystawie Konstrukcja w procesie (Łódź 1981) zorganizowanej przez Ryszarda Waśkę. Był komisarzem ekspozycji towarzyszącej Falochron - Sztuka polska 1970-1980.

W okresie stanu wojennego, od 1984 do około 1989 roku, w swojej pracowni prowadził podziemną galerię "Punkt Konsultacyjny", w której odbywały się spotkania, dyskusje i wystawy. Działała ona w ramach galerii niezależnych i związana była z łódzką "Kulturą Zrzuty". W 1985 brał udział w wystawie Process und Konstruktion w Monachium, gdzie pokazał instalację nawiązującą do pracy Konstrukcja I z 1973 roku. W latach 80. i 90. związany był z Małą Galerią ZPAF-CSW w Warszawie i z łódzką Galerią "Wschodnią", a potem Galerią "FF" gdzie prezentował swe indywidualne wystawy i był komisarzem innych m.in. Utopia i rzeczywistość. Międzynarodowa prezentacja idei (Galeria "Wschodnia"). Na przełomie lat 1987/88 miała miejsce prestiżowa wystawa Antoni Mikołajczyk. Licht und Raum w Wilhelm Lehmbruck Museum w Duisburgu. W instalacjach świetlnych z lat 80. i 90. łączył tradycję konstruktywizmu i minimal-artu (Realne i nieuchwytne, 1992) z różnorodnie interpretowanym światłem, które mogło współistnieć z rzeźbą lub z nią rywalizować tworzyć nową jakość (Obszar utopii, 1990). Używał także przedmiotów gotowych (np. Cień symultaniczny, 1990). Pod koniec swej wszechstronnej twórczości w zakresie "rzeźb świetlnych" doszedł do form urzekających swą niemożliwością istnienia, podkreślających tajemniczą naturę światła (Touching Space, 1997). W 1997 roku na temat swej twórczości napisał:
"Tworząc nowe pola penetracji artystycznej i rozszerzając je na kolejne obszary niemożliwej do ogarnięcia i zdefiniowania utopii artystycznej, dochodzimy do momentu, w którym każdy aksjomat traci swój sens."
Jego działalność artystyczna rozwijała się począwszy od od twórczości modernistycznej z kręgu Zero 61, poprzez tradycję łódzkiego Warsztatu Formy Filmowej i jego dalszej kontynuacji z lat 80. i 90., w której konceptualizm miał bardzo ważne znaczenie oraz świadomość fotografii jako nowoczesnego medium sztuki, wywodzącej się z tradycji Bauhausu. Jego prace znajdują się w zbiorach: Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Muzeum Sztuki w Łodzi, Centrum Rzeźby Współczesnej w Orońsku, Muzeum Okręgowego w Toruniu, Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, Wilhelm Lehmbruck Museum w Duisburgu, Museum of Modern Art w Hünfeld, Museum Ludwig w Kolonii, Stedelijk Museum w Amsterdamie, Folkwang Museum w Essen, Sammlung Hoffmann w Berlinie.

Autor: Krzysztof Jurecki, Muzeum Sztuki w Łodzi, czerwiec 2004

W wydaniu "autorskim" A.Gniotek jej biogram wygląda tak [data dostępu 19.10.12 http://www.fotoconnect.pl/index.php/baza-wiedzy/slownik-biograficzny-fotografow/antoni-ikolajczyk/].


Antoni Mikołajczyk   

(ur. 1939 w Siemianowicach– zm. 2000 w Łodzi)
Artysta multimedialny, zajmował się fotografią, malarstwem, video i instalacją.
W latach 1962-67 studiował na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Do 1969 r. pracował na uczelni. Od 1968 r. członek ZPAP, od 1969 r. ZPAF. W 1963 r. był współorganizatorem grupy fotograficznej RYTM. W latach 1963-69 działał w Studenckim Twórczym Klubie Filmowym „Pętla”, w którym realizował filmy eksperymentalne, a następnie w interdyscyplinarnej grupie KRĄG. W latach 1966-69 był członkiem grupy ZERO 61. W 1970 r. wstąpił do Warsztatu Formy Filmowej. W latach 80. prowadził podziemną galerię „Punkt Konsultacyjny”, związaną z łódzką „Kulturą Zrzuty”. W latach 80. I 90. związany był z Małą Galerią w Warszawie i Galerią Wschodnią w Łodzi. W Galerii FF był kuratorem wystaw i prezentował wystawy indywidualne. Wykładowca od początku lat 90., od 2000 r. profesor zwyczajny na ASP w Poznaniu i Łodzi. Jego prace znajdują się w zbiorach: Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Muzeum Sztuki w Łodzi, Centrum Rzeźby Współczesnej w Orońsku, Muzeum Okręgowego w Toruniu, Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, Wilhelm Lehmbruck Museum w Duisburgu, Museum of Modern Art w Hünfeld, Museum Ludwig w Kolonii, Stedelijk Museum w Amsterdamie, Folkwang Museum w Essen, Sammlung Hoffmann w Berlinie.
Inny mój biogram z IAM o Łodzi Kaliskiej  http://www.culture.pl/baza-sztuki-pelna-tresc/-/eo_event_asset_publisher/eAN5/content/lodz-kaliska, w którym zaznaczam identyczne lub bardzo podobne  zdania w nocie A. Gniotek, wynikające ze skrótu.  

Łódź Kaliska

Krzysztof Jurecki 
Grupa "Łódź Kaliska" od początku działa w składzie: Marek Janiak, Andrzej Kwietniewski, Adam Rzepecki, Andrzej Świetlik i Makary (Andrzej Wielogórski).

Powstała w 1979 roku w atmosferze skandalu, jako formacja neoawangardowa mająca na celu badanie aspektu widzenia i rejestracji o charakterze fotomedialnym, wywodzącym się z tradycji konceptualizmu, przede wszystkim w zakresie fotografii, filmu eksperymentalnego i performance. W latach 1980-81 zmieniła swój program artystyczny na zdecydowanie bardziej dadaistyczno-surrealistyczny (w wyrazie happeningowy i anarchistyczny), atakując i ośmieszając polską formację neoawangardy oraz przedstawiając absurdalność życia w PRL-u. Kwietniewski i Janiak pisali w tym czasie dużo manifestów, w tym np. istotny dla lat 90. manifest "Sztuki żenującej" Janiaka.

W okresie od 1982 do ok. 1988 roku grupa Łódź Kaliska była składnikiem formacji Kultury Zrzuty. Jej życie artystyczne koncentrowało się w niezależnych galeriach Łodzi, z których najważniejszy był Strych Łodzi Kaliskiej.Kultura Zrzuty łączyła zanikające zainteresowania fotomedialne i konceptualne z dominującymi działaniami dadaistycznymi i skandalizującymi, często o charakterze pozaartystycznym, gdyż z założenia chciano połączyć twórczość z życiem. Atakowano i wyśmiewano socjalistyczne struktury "państwa wojny" oraz malarstwo "nowych dzikich" i patriotycznej "sztuki przy Kościele". Czyniono to m.in. w niezależnym periodyku "Tango", a wcześniej w "Kronikach Strychu".


W końcu lat 80. grupa wyszła z podziemia artystycznego. Skandalem, ale jednocześnie sukcesem artystycznym, zakończył się udział grupy na wystawie "Polska fotografia intermedialna lat 80-tych" (BWA, Poznań 1988), na której pokazano m.in. erotyczne inscenizowane zdjęcia i film Freiheit, Nein danke!. W latach 80. w grupie pojawiły się pierwsze muzy - Zocha (Zofia Łuczko-Fijałkowska) oraz Pynio (Małgorzata Kapczyńska-Dopierała). W 1989 grupa Łódź Kaliska zmieniła nazwę na Muzeum Łodzi Kaliskiej (lub Łódź Kaliska Muzeum), w której postawa dadaistyczna "zmieszała się" z zainteresowaniem postmodernizmem, a wyznacznikiem stała się "fotografia inscenizowana" i filmy powstające na zasadzie pastiszowania słynnych dzieł malarskich i filmowych. 

Od końca lat 90. styl fotografii Łodzi Kaliskiej był w dalszym ciągu groteskowy, sarkastyczny, a celem działań artystycznych była permanentna zabawa. W sensie formalnym ich zdjęcia zaczęły nawiązywać do fotografii modernistycznej z przełomu XIX i XX wieku, kiedy we wszechstronny sposób analizowano zapis ruchu w odniesieniu do fotografii naukowej z końca XIX wieku Edwarda Muybridge'a i futurystów włoskich (koncepcja Świetlika). W realizacjach grupy tematyka religijna i społeczna dotycząca krytyki polskiej rzeczywistości występuje jako jeden z licznych tematów. Na początku lat 80, Łódź Kaliska atakowała polską powierzchowną religijność i polskie pojęcie patriotyzmu. Później tematyka taka miała charakter bardziej ludyczny i zabawowy, podobnie jak wiele innych tematów podejmowanych w aspekcie badania historii kultury jako śmiesznego "magazynu form", z którego można swobodnie czerpać, ponieważ ulegał zatarciu, a nawet zapomnieniu podział na świat sacrum i profanum.

Od drugiej połowy lat 90., m.in. dzięki telewizyjnym realizacjom filmowym (tryptyk Pamiętam, pamiętam, pamiętam...), Łódź Kaliska weszła w establishment mass-mediów i polityki. Ale wszystko w ich twórczości, włącznie z samymi artystami i ich muzami (modelkami), stało się elementem i przedmiotem niekończącej się zabawy o hedonistycznym przesłaniu. 1998 roku członkowie grupy zostali aresztowani we Florencji po nielegalnej sesji fotograficznej zorganizowanej na tle obrazu Sandro Botticellego Narodziny Wenus w galerii Uffizi.

W 1999 grupa obchodziła jubileusz 20-lecia działalności. Z tej okazji w nieczynnej toalecie Muzeum Sztuki w Łodzi artyści zrealizowali instalację Czysta sztuka zaprojektowaną przez Janiaka. W tym samym roku grupa opublikowała unikatowy pod wieloma względami (także graficznym) album poświęcony własnej historii pt. Bóg zazdrości nam pomyłek, którego wydania bało się kilka państwowych instytucji. W 2001 roku wzięli udział w słynnej wystawie "Irreligia" zorganizowanej przez Kazimierza Piotrowskiego w Brukseli. W 2003 odbyły się pierwsze pokazy prac, które miały wyrażać idee New Pop - twórczości propagowanej przez Janiaka, a poruszały aspekty najnowszej ikonosfery, w tym reklamy. W 2004 roku głośnym echem odbiła się ich sesja fotograficzna dla "Playboya", która przez środowiska prawicowe odebrana została jako lżenie godła Polski - orła w koronie.

W 2004 rozpoczęły się uroczystości 25-lecia istnienia grupy, która w latach 80. antycypowała wiele zjawisk, jakie nastąpiły w następnej dekadzie z zakresu przekraczania granic i skandalizowania (Zbigniew Libera, Sławomir Belina, grupa Azzorro, Łyżka Czyli Czyli, galeria i pismo "Raster" w Warszawie). Prace grupy znajdują się m.in. w Muzeum Sztuki w Łodzi i w Muzeum Narodowym we Wrocławiu.

Autor: Krzysztof Jurecki, Muzeum Sztuki w Łodzi, marzec 2004.

"Grupa „Łódź Kaliska”

Członkowie grupy: Marek Janiak, Adam Rzepecki, Andrzej Makary Wielogórski, Andrzej Świetlik Stowarzyszenie Artystyczne „Łódź Kaliska” . Grupa powstała w 1979 r.. Łączyła zainteresowania fotomedialne i konceptualne z dominującymi działaniami dadaistycznymi i skandalizującymi, działała przede wszystkim w zakresie fotografii, filmu eksperymentalnego i performance. W latach 1980-81 zmieniła swój program artystyczny na zdecydowanie bardziej dadaistyczno-surrealistyczny (w wyrazie happeningowy i anarchistyczny), atakując i ośmieszając polską formację neoawangardy oraz przedstawiając absurdalność życia w PRL-u. W okresie od 1982 do ok. 1988 roku grupa Łódź Kaliska była składnikiem formacji Kultury Zrzuty. Jej życie artystyczne koncentrowało się w niezależnych galeriach Łodzi, z których najważniejszy był Strych Łodzi Kaliskiej. W końcu lat 80. grupa wyszła z podziemia artystycznego. W 1989 grupa „Łódź Kaliska” zmieniła nazwę na Muzeum Łodzi Kaliskiej (lub Łódź Kaliska Muzeum). Od końca lat 90. styl fotografii Łodzi Kaliskiej był w dalszym ciągu groteskowy, sarkastyczny, a celem działań artystycznych była permanentna, hedonistyczna zabawa. Prace grupy znajdują się m.in. w Muzeum Sztuki w Łodzi i w Muzeum Narodowym we Wrocławiu."
III
Podsumowanie

Aby zajmować się aukcjami czy pisaniem not, podkreślam z interpretacją(!) fotografii nie można stosować zasady "tnij" i klej", która sprowadza się do plagiatuCzterokrotnie w różnych wydawnictwach i stronach www A. Gniotek w latach  2007-2012  znalazłem ich kilkanaście. Dlatego zdecydowałem się na ten tekst, który świadczy o tym, że polski rynek fotografii jest chory, jeśli w katalogach stosuje się tego typu praktyki.  

Reprodukcja Aleksandra Krzwobłockiego za 9 tysięcy złotych (X Aukcji Fotografii, 23.10.12, Warszawa)

$
0
0
10 Aukcja Fotografii Kolekcjonerskiej była sukcesem jednych (Jerzy Kosiński, Zofia Rydet, Marek Piasecki, Rafał Milach, Sławomir Rumiak), jego brakiem czy nawet porażką w przypadku znanych fotografów, którzy sprzedawali swe prace na poprzednich aukcjach za duże pieniądze.  Jerzy Neugebauer swój sukces zawdzięcza temu, że portretował Jerzego Kosińskiego w pracy Bez tytułu [Jerzy Kosiński pozujący jako niewidomy czytający tekst w alfabecie Braille`a].

Sprzedana za 2300 zł praca Mikołaja Smoczyńskiego, Przestrzeń podzielona,1994 jest wglądówką autorską, gdyż swe prace wystawowe artysta wykonywał w zdecydowanie większym formacie. Wątpię tez w oryginalność podpisu autorskiego i podanie nakładu (brom, papier, 25,5 x 25 cm, sygn., dat. i opis na odwrocie, nakład: 2/3). Tu mam jedynie wątpliwości, którymi się dzielę.

Nie mam natomiast wątpliwości, że za kwotę 9000 zł ktoś próbował sprzedać reprodukcję Aleksandra Krzywobłockiego. Oryginał pod tytułem Kompozycja II, 1948, sygnaturze XIII-525 znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu i kilka razy był publikowany. Ta wybitna praca jest fotkokolażem, wiec istnieje tylko w jednym egzemplarzu. Kto i dlaczego próbował ją sprzedać, to powinien wyjaśnić Dom Aukcyjny "Rempex", który odpowiada za oryginalność sprzedawanych fotografii.

Z moich obserwacji wynika, że najczęściej fałszowanymi fotografami, których prace pojawiają się na aukcjach w Warszawie i Poznaniu są: Zdzisław Beksiński i Zbigniew Dłubak. Oczywiście nie mam 100% pewności, ponieważ te prace musiałbym dokładnie obejrzeć, także na odwrociu. 

Aleksander Krzywobłocki, reprodukcja sprzedawana jako praca "bez tytułu", fot. Artur Leończuk

Co czytamy na stronie internetowej http://www.artinfo.pl  o pracy "bez tytułu", 1948-1949,

"fotomontaż, brom, papier, naklejony na karton 22,8 x 16 cm,
sygn., dat. i opis na odwrocie,
nakład: nieokreślony
vintage print"

Oczywiście za bledną atrybucję "vintage print" odpowiada dom aukcyjny.

Czy 10.  Aukcja Fotografii Kolekcjonerskiej była sukcesem? Zdecydowanie nie, żyjemy w czasie kryzysu. Dlatego tak niewiele sprzedano prac. Oczywiście profesjonalny rynek fotografii jest bardzo potrzebny, a nawet konieczny, aby mogło rozwijać się "normalne" życie fotograficzne. Można tylko dodać, że na szczęście dla domu aukcyjnego reprodukcja Krzywobłockiego nie została sprzedana.

Jak spłonęło malarstwo w BWA w Bielsku-Białej? O wystawie "Samozapłon" uwag kilka (6 października - 18 listopada 2012)

$
0
0
Uwaga pierwsza do organizatora konkursu, czyli BWA, które hojnie, czyli finansowo popiera Ministrostwo Kultury  i Dziedzictwa Narodowego. Na stronie galerii powinno się wymienić startujących w konkursie (kurator, tytuł projektu oraz zgłoszeni artyści oraz koszt projektu). Inaczej konkurs nie jest transparenty i rodzą się wątpliwości. Uwaga druga - powinno być znane jury, ponieważ od niego wszystko zależy. Po trzecie: powinno być zaznaczone czy jest to konkurs na wystawę malarstwa czy ekspozycję interdyscyplinarną? Uwaga czwarta. należy się zastanowić, jak oceniać projekty złożone przez prywatne galerie, gdyż w tym roku zwycięski projekt Michała Suchory do takich należy i w ten sposób galeria BWA z Bielska oraz Ministerstwo Kultury promują prywatny interes nomen omen galerii BWA z Warszawy, co może wywołać znaki zapytania. Ten problem będzie narastał w Polsce i w jakiś cywilizowany sposób trzeba go rozwiązać,  aby za bardzo nie popierać komercyjnego kierunku w państwowych galeriach. Trudny jest to jednak problem do rozwiązania.

Wybrany przez jury projekt Michała Suchory zawierał: film, fotografie, obiekt przestrzenny i malarstwo, w tym tzw. rozszerzone. To także budzi wiele wątpliwości, o czym za chwilę...

Zaproszenie na wystawę

W wystawie uczestniczą: Adam AdachAnna BaumgartAgnieszka BrzeżańskaJarosław FlicińskiJustyna KisielewskaPiotr C. Kowalski i Joanna JaniakTomasz KowalskiMarzena NowakKatarzyna PrzezwańskaZbigniew RogalskiMałgorzata Szymankiewicz.

Michał Suchora o swoim pomyśle kuratorskim [cytat ze strony BWA w Bielsku-Białej]: - „Narracja wystawy „Samozapłon" w Galerii Bielskiej BWA jest o tyle spójna, o ile wewnętrznie spójnym nazwać można współczesne malarstwo. Zebrane na niej dzieła ukazują bogactwo i wewnętrzne zróżnicowanie polskiej sztuki. Co spaja wystawę, to wybór artystów, w pracowniach których ma miejsce samozapłon; są to postawy twórcze jak najbardziej zindywidualizowane, autoteliczne, nieoglądające się na nadbudowywane nad sztukę teorie. Tlenem niezbędnym do wywołania samozapłonu jest otaczająca rzeczywistość. Dalej działa już to, czego nikt nigdy do końca nie wyjaśnił; geniusz artysty. To dzięki niemu zachodzi deformacja, zniekształcenie świata; tak powstaje dzieło sztuki".  W tej karkołomnej wypowiedzi, którą konfrontuję z wystawianymi pracami geniuszu twórczego na razie nie widzę. Spostrzegam niezbyt szczęśliwy tytuł  gdyż każdy samozapłon zniszczyć  może wszystko. Co możemy zobaczyć na samej ekspozycji, w której biorą udział znani i mniej znani, co akurat jest dobrym zabiegiem? Przeważa abstrakcja (Fliciński, Rogalski, Szymankiewicz), w tym aluzyjna i geometryczna  która jest obecnie bardziej decorum, niż żywą tkaną sztuki. Mamy też tzw. surrealizm nowej generacji (Kowalski), który nic wspólnego z surrealizm nie ma, co najwyżej ociera się karykaturalność. Mamy ciekawy eksperyment Piotr C. Kowalskiego, ale znany od wielu lat. Można było zobaczyć zdjęcia ognia, czym wyrażała się banalność zdarzeń w nawiązaniu do tytułu. Duże uznanie wzbudza we mnie na tej ekspozycji jedynie Adam Adach. Zobaczyliśmy więc fragment tzw. stajni jednej w prywatnych galerii, bez tzw. klucza, chyba bez nowych postaci. W ten sposób następuje autentyczny samozapłon malarstwa polskiego w wykonaniu BWA z Bielska-Białej. Swoją wypowiedź opieram na materiałach, jakie znalazłem w internecie.  Ekspozycji nie widziałem, ale nie żałuję. 

Przytoczę kuriozalne wyznania dyrektor Agaty Smalcerz [cytat ze strony BWA w Bielsku-Białej]: „Propozycja Michała Suchory nie pretenduje do próby wyłonienia dominującej tendencji we współczesnym malarstwie polskim. Kurator wręcz dystansuje się od samego pojęcia "malarstwa" - będącego konstruktem myślowym, abstraktem, a skupia się na malarzach - bytach realnych. Uznając brak punktu odniesienia dla współczesnej sztuki, wybiera do wystawy kilka postaw artystycznych, które przez swą odmienność i nieortodoksyjność w podejściu do tworzywa stają się ciekawym spojrzeniem na żywotność tego najstarszego medium". Poza tym wszystkim A. Baumgart jest malarzem? Czy była nim, może przez krótki moment? Na pewno jest wybitną rzeźbiarską.

Proszę mi wytłumaczyć, jak w konkursie kuratorskim o malarstwie można się dystansować się od idei malarstwa! Dla mnie to kompromitacja. Te słowa wypowiedziała dyrektor BWA. Można, ale taki projekt, w zgodzie z regułami regulaminu powinien być odrzucony lub pominięty ze względu na to, że nie spełnia jego warunków. Oczywiście pani dyrektor zdecydowana inaczej i ma tego prawo.

Albo inaczej - trzeba zmienić regulamin konkursu i jasno sprecyzować,  że termin malarstwo nic już nie znaczy  i tak samo będą ocenione projekty z udziałem wideo, fotografii i instalacji.  Wtedy wszystko będzie w porządku  poza jednym - konkurs powinien zmienić swą nazwę. Za tym powinny nastąpić dalsze posunięcia polegające na dopuszczeniu i nagradzaniu na konkursie Bielskiej Jesieni fotografii i wideo. Czy konkurs kuratorski nie jest wskazaniem drogi dla artystów, którzy zamierzają startować w konkursie? Jest! 

W ten sposób galeria BWA unieważnia aktualne i potencjalne znaczenie malarstwa. Poza tym brakuje autentycznej dyskusji na temat malarstwa, jego "śmierci" lub też "nieśmiertelności". Widzę, że na ten temat dyskutują ciągle ci sami, związani z BWA w Bielsku-Białej czy konkursem im. Eugeniusza Gepperta , a nie dopuszcza się lub nie zna innych potencjalnych uczestników tej gry (np. Łukasz Korolkiewicz, Sławomir Marzec, Andrzej Biernacki, Edward Łazikowski). 

P.s. Wielu sponsorom medialnym tej prezentacji radzę się w przyszłości zastanowić "co sponsorują".


W malarstwie stawiam m.in. na Bartka Otockiego

$
0
0

Dlaczego? Poszukuje on nowej formuły malarstwa, które będzie miało podkład twórczości o tradycji konceptulano-abstrakcyjnej, rozszerzając ją  o nowe widzenie - fotograficzne, a a szerzej nieznane, posiłkujące się eksperymentalnym technicznym.

Bartek Otocki  w mailu z 16.10.12 napisał do mnie: " Podsyłam krótką foto-relację z wernisażu wystawy "Czy jest bezpiecznie?" która odbyła się w ramach szczecińskiego biennale.[...] Oprócz malarstwa prezentowałem slideshow zdjęć-projektów do obrazów wykonanych za pomocą specjalnie skonstruowanej przeze mnie maszyny, którą nazwałem OTOPLASTYKON.



Dwa krótkie teksty z folderu towarzyszącego wystawie: Cykl obrazów prezentowanych na wystawie „Czy jest bezpiecznie?/Is it safe?”, pomimo ich stylistycznego zróżnicowania odnosi się do jednego z najbardziej powszechnych zjawisk – wszechobecnego uczucia niepewności. Czy jesteśmy o krok od nieubłaganie nadchodzącej katastrofy? Co ją spowoduje – kryzys gospodarczy, nagłe załamanie polityczne czy może nieodwracalna degradacja środowiska naturalnego? Czy poza tymi oczywistymi możliwościami nie ma innych niepokojących symptomów? Nie każdy może je dostrzec, u niektórych wywołują tylko pełne pogardy wzruszenie ramion, ale nie dajmy się zwieść – czasami niebezpieczeństwo uderza z najbardziej nieoczekiwanego kierunku. Niekiedy nawet absurdalne, irracjonalne przeczucia stają się rzeczywistością. Czy tak będzie tym razem?


Zróżnicowana pod względem stylistycznym kolekcja prac została zrealizowana na podstawie fotografii wykonanych przez autora lub znalezionych w internecie i poddanych zasadniczej transformacji. Wizualnie odmienna od prezentowanych wcześniej cykli „Portrety pamięciowe” i „Alchemia Iluzji” tworzy zamknięty projekt, w którym artysta łączy pozornie odległe tematycznie i formalnie wątki. Jest to w jakiś sposób znak czasów w których żyjemy – modelowy życiorys malarza, który przez lata dochodzi do jednej, charakterystycznej dla siebie, oryginalnej stylistyki a następnie używając jej maluje kilka arcydzieł i umiera – odchodzi w przeszłość. Wobec wielości artystów i nadprodukcji sztuki postulat nieustannego poszukiwania „nowego” staje się coraz trudniejszy, jeśli nie niemożliwy do zrealizowania. Dla autora cykl „Czy jest bezpiecznie” to rodzaj malarskiego projektu, w którym style i gatunki dobierane są arbitralnie do realizacji określonego celu i po zakończeniu prac nad danym zagadnieniem nie muszą być kontynuowane, w przeciwieństwie do poszukiwań warsztatowych.



Istotna jest zatem nie ślepa wierność wybranej stylistyce a raczej utylitarne dostosowywanie jej do okoliczności czy wręcz śledzenie mechanizmu ich powstawania. W ten sposób artysta prowadzi dialog z tym, co jest wobec malarstwa zewnętrzne lub nawet z tym, co je zawiera i przekracza.



OTOPLASTYKON. Maszyna stworzona po to, by projektować obrazy w dowolnie modyfikowalnej stylistyce. Koncept w fazie beta-testów, daleki od ukończenia. Przedziwny twór, żywiący się plikami JPG znalezionymi na dysku, fotografiami z internetu, nie gardzi TIFF-ami i PSD. Funkcjonuje w oparciu o zjawiska optyczne – projekcje, zwierciadła, reflektory, odbicia. Elementem wyjściowym są obrazy wyświetlane z rzutnika lub kilku rzutników, a następnie deformowane za pomocą specjalnych kalek, polerowanych blach czy luster. Nie ma tam komputera jako jednostki przetwarzającej, choć finalna rejestracja dokonuje się za pomocą cyfrowego aparatu bądź kamery. W ciągu godziny urządzenie produkuje ok. 300 obrazów, z czego ok. 5% jest interesujących. Kontrpropozycja wobec tradycyjnego modelu zaistnienia artysty w historii sztuki jako rezultatu wykonania 10-12 obrazów w nowatorskiej stylistyce. Ta maszyna wytwarza różne stylistycznie projekty w ilościach przemysłowych. Ironiczny komentarz do nadprodukcji cyfrowych obrazów. Nadprodukcja cyfrowa versus analogowa.

Fragment wystawy B. Otockiego. [wszystkie zdjęcia z tego postu autorstwa B. Otockiego]

Slideshow „OTOPLASTYKON” prezentowany będzie jako część wystawy „Czy jest bezpiecznie?/Is it safe?” oraz jako instalacja in situ w szczecińskim klubie Elefunk."

Kolenym mailu zadałem pytanie: " jak wyglada  OTOPLASTYKON? Moge prosić o fotkę.

[Otocki] sęk w tym że on za bardzo nie wygląda. Źródłowy obraz jest wyświetlany na ścianie, bo musi być duży. A cała "maszyna: to zestaw pogietych blach, kalek i innego ustrojstwa rozłożony w pewnej odległości. Miałem już propozycje wystawienia samej maszyny ale na razie wolałbym tego unikać. Jej tajemniczość w jakiś sposób jest elementem całego projektu. "

Obserwuję rozwój artysty od około 2000 roku, mam w nim pewien swój udział... Ale jest coraz lepiej, gdyż jego horyzonty intelektualne, w tym analizowanie aspektu technicznego w kontekście humanizmu, a nawet widzenia romantycznego jest zadziwiająco twórcze. Coraz bardziej przypomina mi o aktualnej wciąż postawie, jaką prezentował Karol Hiller.

"Paweł Żak. Niedzielny spacer i inne martwe natury” (Galeria FF w Łodzi, 12.10-24.11.2012)

$
0
0

Martwa natura, 2007
(Lekki erotyzm, idealna symetria, ale chyba także echa konstruktywizmu w wydaniu Stanisława Fijałkowskiego, który poszukuje archetypów?)

Ten zestaw ośmiu prac na blogu realizowanych od 2007 roku został wybrany przez mnie i uzupełniony przez Pawła Żaka jest w pełni reprezentatywny dla jego nowej działalności, która zaczęła się od wystawy w 2008 roku w warszawskiej galerii Luksfera. Czemu służą te prace, w których zawarta jest chęć panowania nad każdą formą materii, zmierzającej do kategorii martwej natury? Przede wszystkim zmaganie się z fotograficzną rzeczywistością, a ostatecznym celem, jak w pracach Staszka Wosia jest medytacja. Słowo, którego nie znają i nie pojmują już  tzw. nowi dokumentaliści, wyrażający ironie wobec życia, wobec siebie. Właśnie o medytacji pisała w poetycki sposób Lena Wicherkiewicz w tekście, który przy okazji polecam pt. Słodycz poniedziałku... ("Exit", 2008, nr 3). 


Martwa natura, 2008

Martwa natura, 2008 

Martwa natura, 2008 

W trzech pracach u góry artysta uchwycił to co jest zmienne i jednocześnie nieuchwytne. Fotografia, a właściwie artysta dokonał jednak niemożliwego. Ulatujący balonik stał się, może nie dla wszystkich(?) formą ludzkiej twarzy, może nie do końca, ale czerwona kredka stoi na stole, idealnie wpisując się w jego płaską formę. Ważny jest też minimalizm kolorystyczny, gdyż zazwyczaj fotografowie ulegają sugestii koloru, który powoduje kakofonię. Siła symbolizowania i metafory posiada swą moc spełnienia. Wystarczy być demiurgiem lub panować nad rzeczywistością.

Martwa natura, 2007

W wielu pracach znać inspiracje wybitną twórczością Grzegorza Przyborka, który w 2010 pokazał nowe prace. Ale, co interesujące skryte konceptualne inscenizacje Żaka, bliskie są też swym myśleniem, czytaj pojmowaniem świata archetypom i symbolicznym realizacjom japońskiego artysty Kena Matsubary, którego fotografie pokazałam na ekspozycji Joachim Froese, Grzegorz Przyborek, Ken Matsubara. ARCHETYP FOTOGRAFIIw gdańskim CSW Łaźnia w 2010.

Ken Matsubara, z serii Sleepwalker, 2006

 Ken Matsubara, z serii Sleepwalker, 2006 


Martwa natura, 2009
 
Martwa natura, 2007
(Ta realizacja, a także jedna wyżej nie przekonuje mnie, gdyż realizuje program niespełnionej do końca martwy martwy i koncepcji abstrakcji aluzyjnej. Wiele tu brakuje, w sensie ideowym polegającym na umiejętnym skończeniu wizji za pomocą kilku form/akcesoriów). Cenię jednak autentyczny wysiłek twórczy).


Martwa natura, 2009
Piękna praca z ciemnym lustrem (w typie Lucjana Demidowskiego!) odwołująca się do bardzo udanej  serii z serii Bliski znajomy ( 2002-2004), pokazanej m.in. w łódzkiej galerii FF i na festiwalu Rencontres d'Arles na wystawie indywidualnej  pt. A Close Acquaintance  w 2004 r.

Wystawę Pawła Żaka w galerii FF w Łodzi oglądałem kilkakrotnie. Mam swoje ulubione czy wielbione fotografie, ale znam także te, wobec których mam uwagi krytyczne. Tych kilka bardzo udanych zdjęć w mojej osobistej hierarchii przedkładam na setki innych autów i wystaw, gdyż są one znakomite - idealne w sensie mego rozpatrywania pojęcia "fotografii inscenizowanej". Reasumując Paweł Żak jest jedynym z najważniejszych artystów polskich, którego miałem również szansę uczyć w Wyższym Studium Fotografii w Warszawie w 1993 roku. Jego pracę teoretyczną na temat znaczenia teorii archetypów Carla Gustava Junga trzymam w swym archiwum do tej pory, ponieważ jest już istotna w sensie zrozumienia całej twórczości.
Viewing all 238 articles
Browse latest View live