Andrzej Jerzy Lech jest klasykiem polskiego dokumentu. Autentycznym fotografem w drodze. Jak nikt inny potrafi wczuć się w fotografowane miasto w określonym nastroju ("mood"), utożsamić się z nim na moment, ukazać jego widmowy, choć paradoksalnie dokumentalny i wiarygodny charakter. O tym zaświadczają po raz kolejny zdjęcia z 2014 r. z Miłosławia.
Mam w pamięci jego niezwykłe sugestywne prace z Opola, z Wrocławia, z Gdańska, Nowego Jorku i innych miast. Także Stany Zjednoczone przedstawiane od lat jako ruina kultury czy zdesakralizowany Meksyk wywołują niezwykle wysublimowane uczucia estetyczne. Dostrzegam tu okruchy inwentaryzacyjnej fotografii Jana Bułhaka, tradycję tajemniczego ogrodu Josefa Sudka, czasem szczerość do bólu w wydaniu FSA lub też niezgodę z teraźniejszością, która szybko znika (Eugène Atget). Wszystkie te przywołane koncepcje posłużyły mu do stworzenia własnego uniwersum fotograficznego, gdzie w każdej pracy kryje się potencjalny obraz świata. "Nowe" współistnieje w nim, ale też niszczy "stare". Egzystencja, przemijanie, najczęściej jednak zwykłe trwanie - to sens dokumentu w jego unikatowym wydaniu.
Andrzej potrafi nie tylko uchwycić ruch liści na drzewie, ale wejść w autentyczny dialog z przyrodą, którą nie jest zazwyczaj głównym przesłaniem. Potrafi wniknąć w pozoru banalne z widoki architektoniczne, w konkretne ściany budynków, także tych zdegradowanych. Podnosi je z upadku za pomocą "aury" W.B. Ona wciąż istnieje, podobnie, jak tajemne światło tworzące z tych prostych zdjęć prawdziwe fotografie. Ten rodzaj artyzmu adresowany jest do potencjalnie do każdego, ale tylko świadomy odbiorca być może odczyta ich mistyczne przesłanie. Pamiętam, jak ok. 1987 r. Urszula Czartoryska wybierając jego prace do kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi określiła je jednoznacznie i dosadnie: "piękne fotografie". Ale nie tylko piękno jest ich dystynkcją, jest tu także nostalgia i tęsknota nad przemijającym nieustannie światem, światem jako subtelną i delikatną materią, którą należy utrwalić. Tak powstał "prawdziwy" dokument Miłosławia.