Wczoraj 04.11 nadeszła niepodziewana i przykra wiadomość. Zmarł Andrzej Mitan przyjaciel nie tylko sztuki, ale wszystkich artystów poszukujących i bezinteresownych. Oczywiście ostatnie określenie posiada swoje obostrzenia. Poszukujących wolności wypowiedzi, wyzwolenia spod skodyfikowanych form, gdzie rodzi się uczucie, powstaje energia, która musi szybko zniknąć lub zmienić swą formułę. Pewnie trzeba jej za moment poszukiwać gdzieś indziej, za pomocą dźwięku czy instalacji dźwiękowej. Ta była mu najbliższa. I w tym zakresie pozostaje jeszcze twórcą nieodgadnionym, między Johnem Cagem a bardziej performerskim Emmettem Williamasem. Gdzieś po drodze przerobił lekcję polskiego konstruktywizmu i konceptualizmu, które były mu potrzebne do zrozumienia i określenia własnej drogi.
Andrzej Mitan. Koncert na ryby, 2011
Była artystą skromnym, bez "nadęcia i gęby". Nieraz w Radomiu, w drodze do Lublina, rozmawialiśmy o Jurku Buszy, Zygmuncie Rytce, Anastazym Wiśniewskim, Irenie Jarosińskiej, o początkach Zamku Ujazdowskiego w latach 80., czy sztuce niezależnej lat 80. Był kopalnią wiedzy na ten temat.
Odszedł zbyt wcześnie... Ciekawa jest jego rozmowa z samym sobą, gdyż był osoba szczerą.
Polecam tekst z "Exitu" Krzysztofa Bochyńskiego, który pracował z Andrzejem w CSW Elektrownia w Radomiu. Znał go jak mało kto.