Gabriela Morawetz, Leave The Door Ajar, Museum Of Japanese Art and Technology, Manggha, Kraków,
Każdy z piszących, a do takich należę, zastanawia się co i o czym pisać w czasie zarazy? Długo nie miałem motywacji czyli weeny twórczej. Musiałem się jednak przełamać i napisać do "Aspiracji" o ekspozycji Gabrielli Morawetz, która zakończyła się 08.03.20 w Mandze. Była to bardzo udana wystawa, zarówno eksperymentująca nową formą prezentacji zdjęć w formie 20 m wstęgi, ale także podejmująca problem bliskiej mi ideowo lewitacji w kontekście teorii.... Jacquesa Lacana. Nie będę w tym miejscu więcej pisał o tej wystawie, która wraca do mnie niczym bumerang. Cieszę się, że mogłem się zmierzyć z tak trudnym tematem jakim jest interpretacja zagadkowej sztuki Gabrielli. Przy okazji okazało się, że chyba będzie to jedyny tekst krytyczny na temat krakowskiej wystawy, która była wydarzeniem jakich mało w Polsce.
Gabriella Morawetz, Das Ding-Low Horizon, 2018, 220 x 255 cm, silver emulsion on canvas
Ale jest to czas na wspomnienia. Na początku stycznia 2020 oprowadzałem we Włocławku po kończącej się wystawie Beaty Cedrzyńskiej Powłoki/Layers
Wykład. Fot. Gosia Jurecka
Wykład. Fot. Gosia Jurecka
Wystawa Beata Cedrzyńska POWŁOKI w 2020 roku w BWA Rzeszowie i BWA w Sanoku towarzyszyła publikacja monograficzna: Beata Cedrzyńska – POWŁOKI / LAYERS, wydawnictwo Bernardinum, Pelplin 2019, ISBN 978-83-8127-402-9, recenzent: prof. Maria Targońska, teksty: dr Krzysztof Jurecki (Sakralność a kwestia nowoczesności sztuki Beaty Cedrzyńskiej. Założenia sztuki zawsze są istotne), Andrzej Pawełczyk (Powłoki – Zawsze fragment).
Na początku lutego, dokładnie 04.02. byłem w Sosnowcu, gdzie wygłosiłem wykład o piktorializmie pt. Naśladowcy i kontynuatorzy. Jan Bułhak i estetyka piktorializmu w fotografii polskiej.i obejrzałem wystawę przygotowaną przez Patrycję Pawęzowską, na której podobały mi się tylko tylko jej prace. Była to zaskakująca, pierwotna filozoficznie,i instalacja z ziemią i drzewem, z możliwością zrobienia sobie performance oraz pesymistyczne i głęboko psychchologiczne portrety Marcina Lecha. Zamek Sielecki i jego kuratorka Małgorzata Malinowska-Klimek, prowadząca jedną z najważniejszych galerii w Polsce. Żałuję, że nie miałem szansy zobaczyć najnowszego pokazu Laury Makabresku. Sanguis.
Przed wykładem. Fot. Patrycja Pawęzowska
Ja i Patrycja. Fot. Sławek Jodłowski
Przed wykładem. W tle zdjęcia Marcina Lecha
Pani kurator zapowiada mój wykład
Program XI Dni Fotografii
Na zdjęciu dyskutuję z Patrycją o słabości taśmy i wieszaka, (zwłaszcza taśmy), w instalacji Tomka Warzyńskiego, którego lubię, cenię i pozdrawiam (tu i teraz). Dodam, że miałem być uczestnikiem tego pokazu, ale się wycofywałem nie chcąc łączyć na razie dwóch profesji: krytyka i artysty, bo jest to najczęściej niebezpieczne.
Podobno pod koniec marca wyszła moja książka, ale jej jeszcze nie widziałem. Cały nakład leży w Muzeum w Gliwicach i czekamy na odblokowanie życia muzealnego. Wtedy zacznie się jej promocja.
Moja książka. Ile lat pracy? Bardzo dużo..., nie napiszę ile, bo trudno uwierzyć
I na koniec trochę sentymentalizmu, czyli wspomnienia z jazdy SHL-ką po ul. Słowackiego w latach 60. w Lubartowie. Oczywiście motoru już nie mam. Ale zostało zdjęcie, które wiele tłumaczy mi o moim dzieciństwie, jego mitycznym spełnieniu oraz nieustającej zabawie w wojnę i walkę z Niemcami. Wojna była w nas zakodowana, w końcu była realnością naszych rodziców, realnością niestety tragiczną.
Motor mego Taty, 2016, fot. K.Jurecki