Krzysztof Ligęza
Kiedy przybyłem w niedzielę do Białegostoku pogoda była iście apokaliptyczna.Deszcz, wiatr, zimno, ale nie o tym chciałbym pisać. Wrażenia pogodowe są w ostatecznym rezultacie mało istotne, liczy się fotografia, spotkania, nowe znajmości. Cieszę się, że na festiwalu mogłem pokazać wystawę Krzysztofa Ligęzy - fotografa, który jest bardzo dobrze przygotowany zarówno od strony technologicznej, jak i teoretycznej; nie tylko w dziedzinie fotografii, ale także teorii sztuki, w tym jej najnowszej praxis. Z przyjemnością 18.09.17 otworzyłem jego ekspozycję Drzewa-Cienie-Śnienie. Razem z Krzysztofem oglądałem wszystkie wystawy. On jest także autorem fotograficznej dokumentacji. Niestety, na wszystko nie starczyło czasu.
Krzysztof Ligęza, Twarze czasu,
Fragment wystawy Krzysztofa Ligęzy. Fot. K. Ligęza
Bogdan Konopka
Wiele przyjemności estetycznej sprawiła widzom wystawa Bogdana Konopki, który ciekawie ją zaaranżował i połączył kilka wcześniejszych dokonań, na które skladały się m.in. zdjęcia w Europy Środkowej (rozliczenie się z dziedzictwem komunizmu), z Chin, czy z cmentarzy z Galicji, a także nieznane mi paryskie portrety oraz bardzo osobista seria poświęcona pamięci córki artysty. Finalna fotografia (płonąca suknia) stanowi pożeganie, ale także, jak przypuszczam, duchowe oczyszczenie.
fot. K. Ligęza
fot. K. Ligęza
fot. K. Ligęza
fot. K. Ligęza
fot. K. Ligęza
Antanas Sutkus
Bardzo ważny fotograf litewski, a wcześniej radziecki. Z racji stanu zdrowia, niestety, nie przyjechał na otwarcie wystawy do Polski. Ekspozycja składała się z bardzo wielu znanych prac, w tym portretów, ale nie do końca należycie została powieszona. Brakowało też podpisów. Niektóre prace pochodziły z innych cykli, niż tytułowy Ludzie Litwy. Można się zastanawiać z jakich fotografów czerpał inspiracje Sutkus w latach 60.? Sądzę, że nie tylko z radzieckich, ale także z amerykańskich i francuskich. Niemniej stworzył bardzo ciekawy styl, w alegoryczny sposób pokazujący smutek ZSRR i realnego komunizmu.
fot. K. Ligęza
fot. K. Ligęza
fot. K. Ligęza
Okolice Dżukiji, 1969 (materiały prasowe festiwalu)
Wojciech Zawadzki
Była to ważna ekspozycja pod trochę mylącym tytułem Hobbiton, choć nieskończona (Wojciech Zawadzki zmarł br.) i niespójna. Oglądaliśmy prace z Wielkiej Brytanii z końca lat 80. (okolice Hobbiton), ale także z Polski. Prawdopodobnie autor chciał pokazać swój określony stan emocjonalny, łączący teoretycznie odmienne rzeczywistości. Oglądaliśmy zdjęcia wykonane w czasie podróży samochodowej, pejzaże morskie, zdegradowane podwórka, jakby z fotografii Zbigniewa Dłubaka (cykl Krajobrazy) i furtki, przy których oczywiście przypomina się Andrzej J. Lech, jeden z najważniejszych dla Zawadzkiego twórców/przyjaciół. No cóż, trzeba powiedzieć, "nie ma już charyzmatycznego Wojtka". Na zawsze pozostaną jednak jego prawdziwe zdjęcia, w sensie ontologicznej zgodności, z osobistymi poglądami na prymarny temat na czym polega istota fotografii.
fot. K. Ligęza
fot. K. Ligęza
fot. K. Ligęza
(materiały organizatora)
K. Jurecki oglada wystawę W. Zawadzkiego, fot. K. Ligęza
fot. K. Ligęza
Grupa Zero 61
Co prawda wystawa jest dużo mniejsza, niż ta pokazana w Łodzi w Muzeum Sztuki na przełomie 2016/2017, ale i tak warta jest przypomnienia. Z działań grupy można wyprowadzić prawie wszystkie ścieżki prowadzące do najnowszej fotografii polskiej, o charakterze kreacyjnym, nie zaś dokumentalnym, zarówno w wersji czarno-białej, jak też kolorowej. Można zastanowiać się, jaka technika czy jej specyficzne użycie było najważniejsze dla „Zerowców”. Chyba fotokolaż i różne odmiany fotomontażu (Jerzy Wardak, Andrzej Różycki, Józef Robakowski, Czesław Kuchta, Michał Kokot, Wojciech Bruszewski). Z pewnością ich twórczość doczeka się kolejnych interpretacji.
Antoni Mikołajczyk, Pamięci rozstrzelanych, 1968. fot. barwna, (materiały organizatora)
Andrzej Różycki, Klatka, 1969 (materiały organizatora)
Inne wystawy
Obejrzałem ciekawą wystawę Alexandra Vasukovicha (Mińsk) tę o ukraińskim batalionie Donbas walaczycym z separatystami rosyjskimi. Co ciekawe, towarzyszył jej także, film, na którym ta sama ekspozycja została zniszczona w Moskwie w centrum im. A. Sacharowa. Bardzo dobrze prezentowała się ekspozycja Martina Kollara, znana z Łodzi, ale ze zdecydowanie mniejszją ilością prac. W Białymstoku słowacki fotograf na dużej przestrzeni pokazał różnorodność tematyczną (budynki, manery woskowe, eksperymenty medyczne), ale także spójność w dokumentalno-onirycznych pejzażach z Izarela. Dobrze wspominam również inne ekspozycje: Marka Noniewicza, (muszę jednak nadmienić, iżniewiele nowych prac powstało w ramach prezentowanego cyklu, który znam od przynajmniej pięciu lat) ,Węgra Istvána Halásza, Łotysza Arnisa Balcusa oraz Tomasza Michałowskiego. Do ostatniej prezentacji mam pewne wątpliwości, gdyż autor powtarza swój bardzo intresujący styl z lat 90. a w autoportrecie nieświadomie chyba zmierza w strone "dziwności", znanej z głównie malarskiej twórczości Zdzisława Beksińskiego. Ciekawie zaaranżowana, ale trochę popowa w swym wyrazie była ekspozycja Jana Pohribnego (Czechy) pt. Lost in Paradise. Nie zdążyłem zobaczyć m.in. ekspozycji Janusza Połoma, ale wcześniej widziałem ją w Łodzi.
Jan Pohribny, bez tytułu, z wystawy Raj utracony, (materiały organizatora)
Arnis Balcus, z wystawy Victory Park (materiały organizatora)
Aleksandr Vasukovich, Art Commemorative Photo, (materiały organizatora)
Aleksandr Vasukovich, Art Commemorative Photo, (materiały organizatora)
Tomasz Michałowski, z wystawy Pejzaż wewnętrzny (materiały organizatora)
Uwagi końcowe
To co napisałem nie jest recenzją, ale przeglądem tego, co chciałbym sobie utrwalić w swej pamieci. Programowo nie obejrzałem wystaw studenckich: z Łodzi, Bratysławy, Poznania, etc., gdyż brakło mi czasu, poza tym odczuwam pewien przesyt w zw. z tego rodzaju ekspozycjami. Zazwyczaj jest to przegląd współczesnych trendów.
Nie podobały mi wystawy twórców z Ukrainy, w tym Znani-Nieznani, poza pracami Viacheslava Poliakova. Ale trudno mi prognozować czy dokonano trafnego wyboru? Mało wiemy o fotografii ukraińskiej, dlaczego ekspozycja jest istotna.
Wydaje mi się, że w 2017 roku najważniejszy polski festiwal odbył się właśnie w Białymstoku. Inne są z założenia eklektyczne (Opole), lokalne (Sopot) lub zagubiły się w spekulacjach tylko teoretycznie teoretycznych m.in. na temat postprawdy (Kraków, Łódź), i w efekcie wszystko jest przedmiotem analizy...,a w praktyce zmierza do poziomu "art for kids".
Grzegorz Jarmocewicz, K. Jurecki, K. Ligęza, A. Vaskukovich, fot. Monika Pańko